tag:blogger.com,1999:blog-26514187640722725112024-03-04T00:50:16.976-08:00phishing for complimentskocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.comBlogger706125tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-30364470534226835162017-04-27T01:47:00.003-07:002017-04-27T02:37:24.091-07:00dyktatura sów. powieść kryminalna.Czy słyszeli państwo o eksterminacji kotkiem?<br />
<br />
O owym puszystym mobbingu, który krzewi się w wielu, jak mniemam, cichych z pozoru i nienotowanych dotąd gospodarstwach domowych?<br />
<br />
O tupaniu kotkiem na kacu? Sikaniu kotkiem do butów? Kopaniu kotkiem w donicy?<br />
<br />
O zbrodni doskonałej, do której nie potrzeba browninga ni sztyleciku, strychniny ani przypadkowego porażenia lokówką pod prysznicem.<br />
<br />
Nieliczni bokserzy damscy wiedzą bowiem, że nie trzeba być wcale tępym knurem Piaseckim i brać się zaraz do lania butem oraz knutem, aby w krótkim czasie wykończyć swą umiłowaną, poślubioną przed Bogiem małżonkę, matkę swoich dziatek.<br />
<br />
Wystarczy natomiast kotek lub dwa, ale za to użyte z pomysłem, by nasza żona w krótkim czasie zaczęła chodzić do tyłu - w kierunku sprytnie ulokowanej tam wcześniej przez nas przepaści.<br />
<br />
Co zatem robimy?<br />
<br />
Nic trudnego - po prostu przychylamy kotkom nieba, co jest o tyle niewdzięcznym zajęciem, że kotki mają to centralnie pod ogonkami. Ale co tam! Cel uświęca środki, a i można, wzorem świętego Franciszka, spełnić dobry uczynek wobec braci mniejszych. I włochatszych.<br />
<br />
Bierzemy wobec tego danego kotka i nasłuchujemy w napięciu, co też mu w duszy gra. I teraz, jeśli kotek pragnie leżeć na miejscu, na którym wcześnie spoczęła nasza sterana życiem małżonka, to bezpardonowo przesuwamy jej kończyny fukając jednocześnie, że kotek nie ma gdzie się położyć. Jeśli w dodatku wybranka naszego serca przykryła się kocykiem NA KTÓRYM ZAWSZE ŚPI KOTEK, konfiskujemy go jej, czyniąc jednocześnie wymówkę, iż jest TO KOCYK KOTKA. Jeśli kotek miałby fantazję, aby ulokować się na fotelu komputerowym małżonki, zmuszamy ją, aby pracowała siedząc na odwróconym wiadrze. Gdyby w dodatku zapragnęła zjeść śniadanie na stole, na którym wypoczywa kotek... Nie, no dobra, niech żre. Zachowajmy pozory.<br />
<br />
Za to nocą stajemy się szczególnie aktywni, mając w pamięci, że żona nasza ma sen lekki niczym zając pod miedzą. Namawiamy koty, by miauczały pod drzwiami drapiąc stolarkę, którą żona zakupiła za krwią i blizną zdobyty wysoko oprocentowany kredyt konsumpcyjny. By skakały ku górze, ku klamce drzwi wejściowych, niby przypadkiem wieszając się przy okazji na żoninych kurtkach/płaszczach wykonując w nich dziury pazurami.<br />
<br />
Nocą też wzmagamy uległość względem kocich kaprysów. Jeśli tylko nasi pupile popatrzą w stronę drzwi, natychmiast rzucamy się ku wyjściu i wyprowadzamy je, a jeśli zmienią zdanie na korytarzu - wprowadzamy. Wchodzimy i wychodzimy. Trzaskamy przy tym drzwiami zrzucając winę na przeciąg. Oczywiście nie możemy nigdy wypuścić kotka nie zapalając przy tym światła w
przedpokoju - dodatkowa iluminacja jest niezbędna, aby kotek nie potknął
się o próg, a jednocześnie daje możliwość obudzenia naszej śpiącej
królewny snopem światła rzuconym przez powiekę na siatkówkę oka. Dobrze
działa też szuranie laczkami, gwizdanie czajnikiem i spuszczanie całej zawartości rezerwuaru
na raz. To plan awaryjny na wypadek, gdyby kotki wcześniej wyszły i długo ich nie
było.<br />
<br />
Koniecznie należy też mówić do kotków. Gawędzić z nimi. Zadawać pytania. Mogą to być, a nawet powinny, pytania retoryczne, kotki bowiem z zasady nie udzielają żadnych odpowiedzi. Wskazane są też pytania otwarte - dają one dodatkowe korzyści - można samemu sobie na nie dowolnie odpowiadać w formie zdań wielokrotnie złożonych. A pamiętać należy, że im więcej i głośniej mówimy, tym większe prawdopodobieństwo, że obudzimy naszą miłą duszkę.<br />
<br />
Aby dobrze wyzyskać czujność snu naszej oblubienicy wskazanym też jest wpuścić jej kotka do łóżka i zatrzasnąć drzwi sypialni. Daje nam to gwarancję, że kotek zrobi nad ranem drobny rumorek, chcąc coś przekąsić, bo wszak lubi.<br />
<br />
Rano natomiast, gdy nasza wyczerpana bezsenną nocą małżonka zrobi sobie kawę, wchodzimy do kuchni i komentujemy głośno, że mleko kotkom wyżera. Możemy też ją ubiec i całe mleko rozlać gadzinie, jej samej zostawiając butelkę do wyniesienia na śmietnik. Kotki co prawda będą od tego miały głównie sraczkę, ale to część większego planu, który, niestety, nie może obejść się całkiem bez ofiar.<br />
<br />
Można też spróbować działań na innym polu. Dzięki prostemu zabiegowi drapania kotkiem w drzwi ubikacji małżonka nabawi się nerwicy pęcherza. Postępująca dewastacja drzwi łazienki sprawi, że niechybnie się przeziębi wyskakując spod prysznica. Niewykluczone również, że poślizgnie się i pęknięcie czaszki gotowe. Kto to wie?<br />
<br />
I tak, rozpieszczając mile kotki, przyczyniamy się powolutku do rozstroju zdrowotnego naszej połowicy. Następnie wyjeżdżamy zostawiając ją z rozwydrzoną kocią czeladką i czekamy, co się wydarzy.<br />
<br />
A dzieje się tak, że wytresowany przez nas kotek-zabójca łapie bulwersa, ŻE OTO CHCE WYJŚĆ, a nikt go nie wypuszcza i w akcie zemsty wskakuje na komodę w sypialni. Zrzuca stamtąd na podłogę lustro urodowe małżonki, gwarantując jej w ten sposób siedem długich lat pecha, który (UWAGA! PROMOCJA!) startuje właśnie teraz, gdyż w tej samej chwili na ziemi ląduje torba z aparatem fotograficznym marki Pentax (na marginesie - chętnie przyjmę drobną kwotę za lokowanie produktu od wzmiankowanej firmy) wraz z dodatkowym obiektywem w bonusie.<br />
<br />
I to właściwie byłoby na tyle, gdyż żona ujrzawszy skalę zniszczeń doznaje kolejno rozległych: udaru i zawału. Pada. Zjadają ją koty.<br />
<br />
Mąż w tym czasie bawi w swej stołecznej garsonierze, na którą to okoliczność posiada żelazne alibi.<br />
<br />
Po roku ustawowej żałoby żeni się, za radą swego ojca, z kobietą młodszą od siebie o dwadzieścia lat. (O dziesięć się nie opłaca - sprawdzone info).<br />
<br />
Żyją długo i szczęśliwie do dnia, w którym postanawiają przygarnąć...<br />
<br />
KOTKA!<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-19611073852714737832016-11-09T00:36:00.001-08:002016-11-09T00:49:27.382-08:00jestże się poetą, czyli raczej tylko bywa się?Miałam kiedyś kolegę, co go bardzo lubiałam.<br />
Z Łodzi.<br />
(JAKI ZŁODZIEJ?! - wykrzyknęła przerażona babcia T. na wieść, że na osiemnastkę tej ostatniej - bo nie babci, wyjaśnijmy to sobie - przybędzie ktoś z owego pięknego miasta).<br />
Było. Minęło.<br />
Obecnie kolega się wije, nie chce się spotykać. Wina pić. Ani ciastek. Trudno.<br />
Może to być z powodu, że od rzeczonej osiemnastki minęło, lekko licząc, ćwierć wieku?<br />
Nie wnikam. Nie rozpamiętuję.<br />
Pozostały mi wszakże po nim twory wierszowane, które dziś znalazłam przy okazji szperania w papierach. Mieliśmy pisać razem. Pisałam tylko ja. Ot. Taki to typ. Oszust i blagier.<br />
<br />
Zatem niniejszym publikuję owe dzieła z nadzieją na literackiego Nobla. Podobno profesór Krystyna chce zabrać Szymborskiej, bo w niej nie porusza struny. Niedobrze.<br />
A, nie. Dobrze! Bardzo dobrze.<br />
Bo jak już jej wyszarpią, a wierzę, że jak sobie coś postanowią, dopną swego, to może dadzą mnie? Bardzo na to liczę.<br />
<br />
Krystyno, gotuj zatem ową strunę, ten czuły poetycki kamerton, któren nosisz w sobie... <br />
<br />
<i>Raz zoofil z miasta Łódź</i><br />
<i>Tam uczuwszy dziką chuć</i><br />
<i>Molestować jął czule</i><br />
<i>W miejskim ZOO tarrantulę</i><br />
<i>Dysząc: Och! Chociaż futro zrzuć!</i><br />
<i><br /></i>
<i>Głodny tkanin łodzianin</i><br />
<i>Podjął pracę w dziale dzianin</i><br />
<i>A że lubił przekąski</i><br />
<i>Zjadał damskie podwiązki</i><br />
<i>Mógł: wszak on nie był weganin.</i><br />
<br />
<i>Raz fetyszysta z Łodzi</i><br />
<i>Stwierdził, że desus mu szkodzi</i><br />
<i>Bo gdy macał rajstopy</i><br />
<i>W sercu czuł on synkopy</i><br />
<i>Więc go teraz strój wierzchni uwodzi.</i><br />
<br />
Ale, ale. Wśród tworów mniej lub bardziej kompletnych znalazły się również zarzewia, niektóre dość obiecujące. Weźmy to, oto, które po drobnych zmianach personalnych prezentuje się tak:<br />
<br />
<i>Perwersyjny typ bałucki</i><br />
<i>Ujrzał raz profesór w kucki...</i><br />
<br />
Co było dalej? Kto był i widział, jak to się potoczyło?<br />
Czekam na propozycje.<br />
(Oczywiście odpalę coś z Nobla za współudział).<br />
<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-66472179227113448062016-09-10T23:53:00.001-07:002016-09-11T10:11:29.648-07:00such a perfect day, I'm glad I spent it with youWczoraj znalazłam na ulicy pięćdziesiąt złotych.<br />
Zapytałam dla formy: czy to pani? A może pan zgubił?<br />
Postałam, poczekałam, czy zza węgła nie wyłoni się staruszka/matka pięciorga. Chociaż nie, matce pięciorga pięć dych w tą czy w tamtą nie robi w dzisiejszej dobie różnicy.<br />
Zatem staruszka/emeryt/rencista bez ręki/nogi, za to obłędem w oczach, że zgubił, nie ma, co teraz będzie?!<br />
Nikogo.<br />
Wobec tego uznałam większością wewnętrznych głosów pięćdziesiąt złotych za dar od losu.<br />
Aby to uczcić, pobiegłam do Biedronki po wino, i... to wino było przecenione!<br />
Co za dzień! Co za szczęśliwy dzień!kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-63026449892380016772016-06-07T01:01:00.000-07:002016-06-07T03:42:43.218-07:00mama, life had just begun- Mamo, mamo! - wykrzyknął Bunio - Dziesiątego są zapisy do Top Model, jeszcze zdążysz!<br />
<br />
Dziękuję ci, synku, za bezgraniczną wiarę we mnie i w moją omnipotencję, ale ten pociąg raczej już odjechał, o ile w ogóle kiedykolwiek zatrzymywał się na mojej stacji.<br />
<br />
Wyobrażam sobie, co na mój widok powiedzieliby Woli i Tysio. Marcin najpierw wybałuszyłby gały jakby przełykał pingponga, ewentualnie jakiś wyjątkowo niesmaczny ejakulat, po czym, zmarszczywszy się szpetnie, zastrzeliłby mnie bez dania racji. Dejw natomiast przypatrywałby się tej rzezi okiem bławatnem niczym spodek z Bolesławca zmazując jedwabnym fularem krwawe smugi z hebanowego oblicza. Dżołana by zemdlała. Nie, kochanie, kariera modelki to dla mnie za trudna droga.<br />
<br />
To już raczej Prodżekt Ranłej. Zaispirowana bowiem Jacykowem w swojej szafie jęłam przerabiać sukienkę. Góra do dołu, dół do góry i oto mamy bluzkę z podszewki i spódnicę ze spódnicy. Bywszy karczek może nam posłużyć jako staniczek albo opaska na włosy. Ewentualnie całość jako szmata do podłogi.<br />
<br />
Motyw podróży pojawił się zresztą ostatnio w moim życiu nie po raz pierwszy. Uczestnicząc w zebraniu rodziców przystąpiłam do kręgu, w którym pewna mateczka narzekała, że jej dzieciątko siedzi przyspawane do kompa i se gra, nieroztropne. I że martwi się ona, iż jego pociąg odjedzie bezpowrotnie bez niego, a ono zostanie na peronie jak ten nieszczęsny pies Lampo.<br />
<br />
Aby błyskotliwie wtrącić się w tę interesującą narrację miałam ochotę powiedzieć, że ja osobiście nie przewiduję dla moich dzieci kariery w kolejnictwie, natomiast moim skromnym zdaniem zwyczajnie szkoda życia. Darowałam sobie jednak nawiązania do PKP i tylko bąknęłam to tam o tym życiu, co przeszło wszakże bez echa, gdyż w zapatrywaniu rodziców szkoły wyścigowej to nie droga jest celem, a cel. Celem zaś jest kancelaria notarialna lub gabinet stomatologii estetycznej.<br />
<br />
I wtedy dopiero można mówić o życiu.kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-88608060702072406452016-05-14T02:05:00.002-07:002016-05-14T02:40:46.357-07:00nocny lotNie wyspałam się.<br />
<br />
Czupakabra spędził tę noc na łonie natury - doszłam do wniosku, że jeśli nie wypuszczę go w jego święto - piątek trzynastego - to go już nigdy od siebie nie uwolnię.<br />
Tak więc ruszył w noc - czarno-czarny kot - by siać fatum i pożogę. Co tam dokładnie zasiał, nie wiadomo.<br />
<br />
Przed wyjściem szczegółowo poinstruowałam Kontrola, co ma powiedzieć Czupusiowi - że z założenia psy to zło i ludzie to zło - chyba, że doświadczenie wykaże inaczej - a samochody to zło kategoryczne. Że ma mu wyłożyć, że chodzimy tylko po osiedlu i w lewo do lasu, a po drugiej stronie ulicy nie mamy czego szukać. Zaapelowałam do Kontrolnego sumienia, że skoro nauczył Czupusia bździć do wanny, to może mu zrobić pogadankę nt. bezpieczeństwa i higieny wycieczek. PRAWDA? Nic nie odpowiedział.<br />
<br />
I poszli podzwaniając w mrok.<br />
<br />
Niby spałam, ale jednak serce matki nie dawało mi swobodnie odpłynąć w fazę REM.<br />
<br />
Rano, 7.22 wrócił Kontrol, ale sam. Gdzie masz Czupusia? Pytam. Wzruszył ramionami i poszedł żreć, bez serca. Narzuciłam etolę na peniuar i ruszyłam w mgły poranne z duszą na ramieniu. Idę, kiciam. Jest! Wylazł z ogródka sąsiadów. Zdrów i cały, lekko tylko oszołomiony. Zaprowadziłam do domu. Drapie się. Kłaki lecą. Jasne - myślę - pierwsza wycieczka i od razu pchła. To od zadawania się z osiedlową kocią żulerką. Kontrol NIGDY - odkąd pierwszy raz zwiał przez okno uchylne i po rusztowaniach - PRZENIGDY nie przyniósł do domu pchły. Jest kotem z pozoru menelskim, burym i rozczochranym, ale duch w nim arystokratyczny. Gdy żulia podchodzi, odgryza jej łeb i plwa do szyi. A ten od razu w umizgi i jest - wancka. Może jeszcze nie powiła - myślę. Zrobimy nielegalną aborcję. Wzięłam żywiciela na kozetkę i palpacyjnie wyczułam pasożyt, który następnie złapałam w pazury i utopiłam w klozecie. Płyń, po morzach i oceanach. Przy odrobinie szczęścia może spotkasz pana Maluśkiewicza na jego łupince orzecha.<br />
<br />
Będziesz uratowana.kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-83158285355574636802016-02-16T06:33:00.000-08:002016-02-17T06:12:36.249-08:00dodawanie przez odejmowanieOto, dlaczego nigdy nie zostanę copywriterką:<br />
<br />
Bo kiedy wymyślam tekst afirmujący przymioty łódeczek ziemniaczanych przychodzi mi do głowy monumentalne hasło reklamowe:<br />
<br />
<i>"WYPŁYŃ NA GŁĘBIĘ! Głębię smaku z łódeczkami ziemniaczanymi firmy Takiej-a-Takiej".</i><br />
<br />
I papież tiarze i ornatach pałaszujący z apetytem fryty.<br />
<br />
Co ja mam w głowie! Żeby coś normalnego, kobieta, dziecko, dom, rodzina, pies - to nie.<br />
<br />
Ale, z drugiej strony, czy rodzina-dom to jakaś stała niezmienna jest? Otóż nie.<br />
<br />
U mnie na ten przykład nastąpiły w tym temacie przeszeregowania, przetasowania i cięcia. I oto, za sprawą miłościwie nam panujących, nie mam już dwójki dzieci, tylko jedno: pierwsze.<br />
Proszę się nie bać! Nie żeby zaraz jakaś rzeź niewiniątek - żaden urzędnik państwowy dzieciątka z maczetą nie zdybał. Nic z tych rzeczy. Po prostu mój starszy syn skończył lat 18 i tym samym się wyzerował, a młodszy stał się samotrzeć starszym, najstarszym i jedynym, bo pierwszym. Teraz, by mieć drugie dziecko musiałabym powić trzecie (drugie w rozumie), bo póki co mam tylko pierwsze. Proste? <br />
<br />
W kręgach filozofów powiada się w takich razach, że to robienie kurwy z logiki, ale co oni tam wiedzą, ten cały Sedes z Bakelitu i reszta. Grunt, że Beata policzyła i uśmiech zakwitł na jej marsowym obliczu. I o to chodzi. By Beata się uśmiechała. O nic więcej.<br />
<br />
Osobiście czerpię z tego faktu wyłącznie wymierne korzyści, bo odtąd, gdy mój zerowy syn wyłazi rozczochrany ze swej pieczary z żądaniem śniadania, patrzę przezeń jak na powietrze, gdyż w świetle najnowszych obliczeń najtęższych umysłów (i łydek) nie jest już moim dzieckiem. I mijam go obojętnie z miną czy my się znamy.<br />
<br />
Zatem program minus pięćset złotych na każde zerowe dziecko sobie chwalę i w imieniu własnym i świeżo upieczonego pierworodnego jedynaka serdecznie dziękuję pani Beacie wraz z kolegami, że tak to ładnie policzyli, że Albert w grobie czeźnie z zazdrości z tą swoją idiotyczną teorią względności, która mówi, że jeśli ja włożę palec do twojego nosa, to jest jeden palec i jeden nos, a i ja mam palec w nosie i ty masz palec w nosie.<br />
<br />
Ale jeśli w miejsce palca i nosa podłożyć odpowiednio inne części ciała, to nam wyjdzie idąc tym tropem, że znów wszystkich wyruchali bez mydła.<br />
<br />
Poza Albertem, ale on się skończył.<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-987451620867606572015-12-27T01:49:00.000-08:002015-12-27T09:44:47.668-08:00last christmasObserwuję w mojej rodzinie coś na kształt postępującego regresu cywilizacyjnego.<br />
<br />
Kultura, zwyczaj, tradycja stają się powoli zbędnym balastem, który należy zrzucić, odrzucić kierując się odtąd jedynie słuszną filozofią, którą zawrzeć można w zgrabnej frazie - twoja stara sra do gara, a twój stary to wpierdala.<br />
<br />
Dzieje się to niepostrzeżenie, ale jednak staje się faktem. Weźmy powolne zanikanie choinki: najpierw była, potem wyszła do ogrodu, a zastąpiło ją igliwie, obecnie gwiazdkowe upominki kładzie się żywcem na parapecie, po czym należy oddalić się po gumnie.<br />
<br />
Z prezentami zresztą również się u nas nie przesadza - nie ma tu jakiegoś ścisłego rozdzielnika - jedni dostają dwa, inni jeden, a jeszcze inni - wcale. Tak budujemy świąteczny nastrój. Lekkiego zdziwienia. Ale też bez przesady - w końcu znamy się jak łyse konie. Wiemy, po kim i czego możemy się spodziewać. Mimo to wciąż potrafimy się zaskakiwać.<br />
<br />
Sprawę świątecznego menu przemilczę. Za rekomendację niech wystarczy fakt, że mój syn zerwał się wczoraj z tapczanu i postanowiwszy - koniec z głodowaniem! - udał się do McDonaldsa, żeby w końcu zjeść coś pysznego. Nie czynię mu wyrzutów - w końcu są święta. Poza tym sama pamiętam, że z dwunastu potraw wigilijnych też zawsze najbardziej smakował mi opłatek.<br />
<br />
Z powyższego ledwie szkicu, który przy odrobinie złej woli dałoby się wypełnić gęstą tkanką wzajemnych pretensji i oskarżeń, wyłania się obraz równi pochyłej. Rozbrat z tradycją jest tu widoczny gołym okiem. Następne święta niechybnie spędzimy żrąc kartofle aluminiowym widelcem ze świńskiego koryta.<br />
<br />
Kolejne - porośnięci futrem - na drzewie. I nie będzie to bynajmniej futro z norek.<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-54291208216027050772015-11-20T02:27:00.000-08:002015-11-20T02:46:25.472-08:00daj mi panie rozpoznanie, czy szaleństwo jest tuż tuż<div style="font-family: Helvetica; font-size: 12px; line-height: normal;">
<br /></div>
Jeśli wiecie, coś o czym nie wiem, to zdradźcie mi, proszę, bo czuję się zupełnie jak zięba na dębie.<br />
<br />
Mama mówi: Jesteś taka dzielna, W TAKIEJ SYTUACJI nie opuszcza cię poczucie humoru.<br />
<br />
Koleżanka: Widziałam cię jak szłaś, ale nie było się gdzie zatrzymać. CHCIAŁAM CI POMÓC. Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałaś.<br />
<br />
Inna: Jeździsz NA ROWERZE? W LISTOPADZIE??? DO CENTRUM???<br />
<br />
Zatem chciałabym wiedzieć, o jaką sytuację chodzi? Czy jest coś, co wyparłam? Czy rzeczywiście tak wielkim nietaktem jest chodzić pieszo? W sensie na nogach? Poniżej 10 km to chyba jeszcze nic takiego. Dlaczego w dobrym tonie jest się przebierać w lateksowe wdzianka, kosztowne pepegi i dymać bez sensu po lesie, a zalecane 10 000 kroków dziennie odbierane jest przez społeczeństwo jak kiełkująca choroba psychiczna?<br />
<br />
Każden się dziwuje. Nawet sąsiedzi, obce ludzie.<br />
<br />
Chciałam niniejszym złożyć oświadczenie: To, że nie jeżdżę suvem do sklepu na sąsiedniej ulicy nie jest podyktowane zmianami w korze, ani pocofnięciem się w rozwoju cywilizacyjnym. Gdybym potrzebowała suva, to, wierzcie mi, wyrwałabym go z adekwatnych trzewi. Owszem, jestem dziwna. Lubię się przejść z buta, przejechać na rowerze, ale nie jestem dzielna, nie jestem twarda, nie jestem godna podziwu. Po prostu wsadzam dupę na rower i to mi robi endorfinę, a przy okazji zwalcza sadło. A za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze kupuję sobie ładne rzeczy.<br />
<br />
Wczoraj weźmy kupiłam <a href="http://gryfnie.com/produkty/koszulka-sztrachecle/" target="_blank">TO :)</a> (Szafranowo, wybacz, ale musiałam, najwyżej zrobimy grafik, która kiedy).<br />
<br />
I zupełnie nie rozumiem, dlaczego w ogóle muszę się z tego wszystkiego tłumaczyć.<br />
Czy wyglądam jakoś żałośnie?<br />
Zmoknięta, rozczochrana?<br />
Rozczłapana?<br />
Stara, siwa, BEZ STANIKA???<br />
<br />
Już sama nie wiem: wypada, czy nie wypada?<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-43537617111163704962015-10-15T05:01:00.001-07:002015-10-15T05:01:22.377-07:00tiry na toryNo to dupło śniegiem z deszczem, foka szczeliła focha, a ja wróciłam na tory.<br />
<br />
Zaawansowana fobia społeczna zmusza mnie do pokonywania miliona kilometrów z buta Vagabond, któren się mi od tego zużywa, ale nie mogę się przemóc. Zniosę wszystko, tylko nie smród. Oraz gorąc. Oraz to, że jest nasapane. Nakaszlane. Nienawidzę wdychać powietrza, którym ktoś już przede mną oddychał. Używanego. I że siedząc trzeba się stykać kolankami. I że dzieciary kopią w piszczele. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!<br />
<br />
I jeszcze to, że autobusy wcale nie jadą, tylko stoją i się trzęsą. Rzężąc, drepcąc meandrują, wiją się, srebrzą jak wstęga rzeczki.<br />
<br />
Zatem robię zalecane dziesięć tysięcy kroków dziennie zarówno jak i na rowerze gdy nie pada, czym kompensują swą odrazę dla sportu. Więc wszystko to wychodzi mi za zdrowie o tyle, że boli mnie biodro od chodzenia i kolano od jeżdżenia lub odwrotnie. Nie wiem co od czego boli bardziej statystycznie. Mnie boli wszystko, ale jako że mam kryzys wieku średniego i w związku z tym uwielbiam się nad sobą znęcać, to się torturuję zamiast se kupić SUVA i pojechać nim na spinning, albo wynająć panią do sprzątania i w tym czasie ćwiczyć aerobik.<br />
<br />
Lubię, gdy nieprzyjemnemu towarzyszy chociaż pożyteczne. Bilansuje jakoś. Cierpię, bo muszę, a nie dlatego, że za to zapłaciłam grubą kasę. A płacenie za sport uważam za formę autoagresji. Chyba, że ktoś lubi. Np. zumbę. Ja nie lubię z tego samego powodu, dla którego nie znoszę autobusów. Poza tym mam tak, że nie potrafię złapać tej całej choreografii - zawsze, gdy wszyscy kucają ja wstaję. I odwrotnie.<br />
No to mam, te swoje przechadzki łamane przez przejażdżki. Mokre nogawki, ubłocone buty i zmarznięty palec serdeczny od pokazywania faka kierowcom, którzy byli mnie uprzejmi ochlapać.<br />
A jednak to lubię. Choć lubię też prowadzić samochód. Pod warunkiem, że jedzie, tak bez szaleństw, 120, a nie stoi. Gdy wracam z pracy samochodem przez zakorkowane miasto czuję się zwampiryzowana energetycznie. Wypompowana. Leżę na kierownicy i rzężę. W ostatnim korku mam zawroty głowy i refluks. Wpełzam do domu i osuwam się po drzwiach wejściowych znacząc je krwawą smugą.<br />
<br />
A tu obiad. W sensie, nie że trzeba zjeść, tylko zrobić.<br />
<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-24062799606663818072015-10-10T03:40:00.003-07:002015-10-10T03:59:11.313-07:00już ust twych nie chcę, ani ciastekA wiecie, że strona a-kocica-papierosa.blog.pl nie istnieje?<br />
<br />
(Czupek liże mi skarpetę).<br />
<br />
Wyrzucili mnie, skasowali, zutylizowali, a tym samym wszystkie Wasze komcie sprzed ery fejsbuka, który zabił sobą wiele świeckich tradycji, między innymi komentowanie notek. Odkąd wynaleziono przycisk "lubię to!" nikt już się nie fatyguje, aby dopieścić autora, któren to się gimnastykuje intelektualnie by dać pożywkę blogu, a w zamian, miast skrzącej się montypajtonowskim dowcipem burzy mózgów, otrzymuje cztery lajki. Częściej trzy. Za to zapożyczone z internetów suchary mają po 46. Są to oczywiście stawki kocicze, feszynelka ma ich odpowiednio trzysta tysięcy dziewięćset i dwadzieścia pięć milionów.<br />
<br />
(Liże zaciekle, chyba wdepłam w twaróg).<br />
<br />
Nie sądziłam, że brak odpowiedzi na słane przez robota przymilne "brakuje nam ciebie" zaowocuje karą śmierci. Pół biedy ja, ale na zatracenie poszły wszystkie nieaktualizowane monumentalne dzieła, twory kultowe, krew, pot i łzy wybitnych osobowości z końca internetów.<br />
<br />
Mój Boże, jeśli to kiedyś spotka feszynelkę, popełnię samobójstwo!<br />
<br />
Niedobrze. O co chodzi? Skończyło im się miejsce na dysku? Niewykluczone, bo teraz nikt już nie pisze. Pisanie jest demode. Obecnie wszyscy robią lajfstajl, cykają fotki lokowanego asortymentu i pakują na blogasy. A to z kolei przeciąża serwery. Nowe czasy panie, panowie.<br />
Właściwie racja. Te stare, nudne litery nadają się już wyłącznie do pieca. Suche pierdy z octem.<br />
<br />
(Wylizał. Skarpetka jak nowa).kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-52759611011635373512015-10-02T03:36:00.000-07:002015-10-02T03:59:03.218-07:00serca gwiazd twardy lódGdy tak sobie jeżdżę tymi górami i lasami, to mi po różne myśli chodzą po głowie. <i>Mówi wyrażenie potoczne, wyrażenie potoczne przecenia ruch myśli.</i><br />
<br />
No bo <a href="http://a-kocica-papierosa.blogspot.com/2013/10/dolce-vita.html" target="_blank">ta ciocia Jadzia, co to całe życie w stroju tradycyjnym pociskała na rowerze</a>, to nie mogła mieć ze mną wspólnego genu, z tej prostej przyczyny, że ona miała serce, a w mojej rodzinie, w linii żeńskiej bynajmniej, po kądzieli w sensie, serca nie występują. Bo po mieczu, owszem mogły być, nie pamiętam.<br />
<br />
Podobno prababka miała jakieś serce, może nawet wielkie, tylko dziwnym zrządzeniem losu jej córkom się ono nie udzieliło. Może było ich zbyt wiele, tych córek - jedno serce po podziale na cztery to nawet nie wypada po jednej komorze, ale po pół, a jeśli do tego komora pusta, to już w ogóle dupa nie serce. Choć dup też nie mamy jakichś szczególnie rozbudowanych, ot, takie półdupki se. Po dwa.<br />
<br />
A może całe serce miała tylko dla syna swego jedynego?<br />
<br />
W każdym razie ani moja babcia, ani żadna z ciotek sercem nie grzeszyły, a niektóre z nich wręcz sprawiały wrażenie cyborgów, które z sercem miały tyle wspólnego, że lubiły je żywcem wydzierać z piersi ofiary.<br />
<br />
No dobra. Może jestem odrobinę niesprawiedliwa względem cioci Marysi nieboszczki, ale faktem jest, że baliśmy się jej wszyscy jak diabeł święconej wody, gdyż miała ona w zwyczaju bezlitośnie obnażać deficyty interlokutora, na co ten reagował oczywistą niechęcią. Choć z pewnością godne to było i sprawiedliwe, jako i cała ciocia Marysia, która zmarła we śnie, w zamian, jak podkreślił ksiądz na pogrzebie, za zasługi odniesione na polu żarliwej dewocji, którą zwykła praktykować. Odeszła zresztą na własne życzenie, gdyż wszystkie jej koleżanki z ruchów szensztackich, czcicieli serc maryjnych, różańców niepokalanych i sztandarów przenajświętszych oddały ducha Bogu przed nią i nie miała już kogo moderować. A bardzo lubiła, więc po ich ucieczce na łono Abrahama życie jako forma spędzania wolnego czasu przestało ją interesować.<br />
<br />
Tak czy owak w mojej rodzinie występuje deficyt serca niezmierny - jest to wada dziedziczna i raczej nieoperacyjna.<br />
<br />
Bo tak - Babka - bez serca, skupiona na sobie, osobowość heliocentryczna - świat kręci się wokół niej, ale jej nie interesuje, może o tyle, o ile interesuje się nią. Tak więc trzeba mieć zawsze włos ułożony, strój nienaganny, okna umyte i obejście wystrzyżone, żeby nikt nie znalazł na nas haka.<br />
Z braku genu serca nie przekazano zstępnym.<br />
<br />
Matka - mogło być serce, ale w pędzie w obłędzie prawdopodobnie zgubione pod miedzą.<br />
<br />
Siostra - serca nie ma. To coś, co jej tam puka pod adresem synka to sztuczna komora kompensacyjna, któremu w ten sposób stara się histerycznie wyrównać braki serca poniesione ze strony matki.<br />
<br />
No i ja. Kto chce wiedzieć, czy mam serce, niech spyta mojego starego.<br />
<br />
Buhahahahaha!kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-80518041800273853832015-09-22T01:02:00.001-07:002015-09-22T01:24:11.015-07:00ze śmiercią jej do twarzyWczoraj chłop by mnie zabił na pasach.<br />
<br />
Przechodziłam grzecznie prowadząc rower i jednocześnie zerkając ciekawie, czy kierowca z prawej strony mję uwidział, gdy wtem z lewej usłyszałam pisk opon, ujrzałam dym i poczułam smród palonej gumy. Zatrzymał się literalnie pół metra ode mnie.<br />
<br />
Taka przygoda.<br />
<br />
W domu mówię do męża: <i>Kochanie, ledwo uszłam z życiem, chciano mnie przejechać na przejściu dla pieszych...</i><br />
<br />
Na co mąż, wyraźnie zaaferowany: <i>No, no, słuchaj, ZROBIMY KARTOFLE DO GULASZU?</i><br />
<br />
Wot' męska ępatia.<br />
<br />
W niczym się zresztą nie różni się od żeńskiej. Kiedyś mój mąż (ten od kartofli) zadzwonił, jak się później okazało, z miejsca wypadku i takim głosem przejętym wyrzucił z siebie:<i> ŻYJĘ!</i><br />
<br />
<i>Co ty powiesz? </i>- odrzekłam sarkastycznie - <i>Też mi nowina!</i><br />
<br />
Tak, że, ten - żywy martwego nie zrozumie.kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-88671020901314844412015-08-28T12:03:00.001-07:002015-08-28T12:07:11.097-07:00pan tera mje liźnieTo było dziwne lato.<br />
<br />
Ostatni czas pokazał jak bardzo nie znam się na ludziach, jak niewłaściwie ich oceniam, jak duży kredyt zaufania im daję. Za duży. Piszę w głowie na ich temat nieistniejące charakterystyki. Nabieram się na choreografię, kostiumy i rekwizyty. Niesłusznie.<br />
<br />
I jak nieasertywna jestem, jak podatna na wampiryzm energetyczny. Jak pozwalam sobie wejść na głowę, a nawet do głowy. I że niewykształcony mam system wczesnego reagowania. Daję się najpierw omotać, a potem z mozołem przegryzam sieć. Oraz nie słucham swojej intuicji - to brzydko - bo choć organ to zapomniany i niedoceniany, to ze wszech miar pożyteczny.<br />
<br />
Nie wiem, czy ta lekcja w wakacyjnej szkole życia czegoś mnie nauczy, ani czy bym tego chciała.<br />
<br />
Chyba nie.<br />
<br />
Może poza rozszczelnieniem energetycznym - widać jestem jeszcze nie dość ponura i niewystarczająco hermetyczna, niż potrzeba mi do przetrwania. Niby niefajnie jest być królową śniegu, ale czasem jest to kwestia co najmniej higieny psychicznej.<br />
<br />
Trzeba się uszczelnić - w końcu idzie zima.<br />
<br />
Tego lata dowiedziałam się także, że trzeba zaufać rzece - nie miotać się, nie walczyć z panterą*, nie młócić wiosełkiem po próżnicy - odpuścić, dać ponieść się nurtowi, a kajaczek - co prawda tyłem, ale i tak zawinie do przystani.<br />
<br />
<br />
Niby jasne, ale i tak nie wiem, czy będę potrafiła przełożyć tę wiedzę na życie.<br />
<br />
I, co najważniejsze, że trzeba oszczędzać rzekę. Bo krótka.<br />
<br />
<br />
Czego sobie i Państwu życzę.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<i>*"Bajka o panterze i mieliźnie" zacytowana w tytule posta.</i>kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-72570868327149965982015-07-07T12:15:00.001-07:002015-07-07T12:15:27.737-07:00dziś są moje urodzinyOddajmy głos Hannie Bakule:<br />
<br />
<span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;">RAK</span><br style="box-sizing: border-box; font-family: georgia; font-size: 16px; outline: 0px;" /><span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;">Dwudziestego drugiego czerwca - na niebie Księżyc. Symbol smutku, melancholii i wycia, patronuje Rakowi, znakowi samobójców. Przykre, ale dziecko urodzone w tym znaku jest podejrzliwe i zdziczałe. Dręczy zwierzęta. Toczy obolałym wzrokiem po dziecinnym pokoju i robi na złość, z czego czerpie radość, objawiającą się w histerycznym szlochaniu. Z czasem ciężar wychowania spada na psychiatrę.</span><br style="box-sizing: border-box; font-family: georgia; font-size: 16px; outline: 0px;" /><span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;"><br /></span><br />
<span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;">PANI RAK</span><br style="box-sizing: border-box; font-family: georgia; font-size: 16px; outline: 0px;" /><span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;">Kobieta zupełnie bezwładna, czepiająca się szczypcami wszystkiego i wszystkich. Neurasteniczna histeryczka, nadpobudliwa kura domowa, stworzona jest wyłącznie do rodzenia dzieci i odkurzania barokowych mebli. Charakteru nie ma, a potrafi zatruć życie każdemu. Czasami posiada pewne nikle talenty artystyczne, których łapie się kurczowo. Nieszczęsna rodzina ogląda ją grającą ogony w teatrach lub wyjącą wbrew muzyce w drugorzędnych kabaretach, zwykle do późnej starości. Wiecznie zatroskana, miotająca się między kuchnią a salonem, jest prawdziwą zmorą mężczyzn, których łowi dość wcześnie, kiedy jeszcze jest szczupła. Jej agresja i podejrzliwość nie mają sobie równych. Z natury ponura i hermetyczna, nadrabia miną popadając w coraz większe stresy. Jej żelazne zasady kłócą się z wrodzoną niestałością. Jest krętaczką i erotomanką. Budzi się i zasypia z chandrą. Jeśli nie pije, to je. Czasem je i pije całymi dniami. Coraz bardziej ucieka w swarliwość i zrzędliwość. Niby upiorna Pani Twardowska przywiązuje się chorobliwie do partnera, który ma jedną szansę: uciec na Księżyc.</span><br style="box-sizing: border-box; font-family: georgia; font-size: 16px; outline: 0px;" /><span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;"><br /></span><br />
<span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;">RAK - żona</span><br style="box-sizing: border-box; font-family: georgia; font-size: 16px; outline: 0px;" /><span style="background-color: #f7f7f7; font-family: georgia; font-size: 16px;">Oziębła seksualnie i przeczulona na własnym punkcie. Jest niezwykle trudną partnerką dla mężczyzn o jakichkolwiek pozadomowych zainteresowaniach. Zakompleksiona i pamiętliwa całymi dniami rozpamiętuje wyimaginowane urazy, jakich doznaje od męża i dzieci. Wiecznie zabiegana, obłożona noworodkami i pieluchami, pogdakując jak kura, czeka aby spełnić swoje najwyższe posłannictwo - podać kolację. Gotując bez końca, po kryjomu obżera się sama i prędko ze ślicznej wrażliwej panienki zmienia się w niechlujną mamuśkę o smętnym spojrzeniu basseta.</span><br style="box-sizing: border-box; font-family: georgia; font-size: 16px; outline: 0px;" />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-19615316686860892392015-06-28T02:51:00.000-07:002015-06-28T02:51:03.710-07:00pierwszy dzień wakacji<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidPZWY52Jr8cg9Qa6kVbZ71wZeDD2VKFKNVfvsKhHn1H-1hlmPlQAAFbpKTEFLMgYNYr0SFFvPc17Qv10RKz2XANNL3JWCpm1DNitcxGMMm8IM-fuuOPETPTruiCu7WtftzhfrZQQxCQMY/s1600/wakacje.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidPZWY52Jr8cg9Qa6kVbZ71wZeDD2VKFKNVfvsKhHn1H-1hlmPlQAAFbpKTEFLMgYNYr0SFFvPc17Qv10RKz2XANNL3JWCpm1DNitcxGMMm8IM-fuuOPETPTruiCu7WtftzhfrZQQxCQMY/s1600/wakacje.jpg" /></a></div>
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-65865359138176890872015-06-13T00:34:00.003-07:002015-06-14T10:37:39.914-07:00damą być, ach sesibąBoże, jak ja nic o świcie nie wiem!<br />
<br />
Jestem głupia, naiwna, nie sram psem (bo nie mam, kotem sram, ale nie upilnujesz), gaszę światło i segreguję śmieci, a jak nasyfię to zamietę. PO CO?<br />
<br />
Bo tak - sąsiedzi z naprzeciwka jakieś remonta przeprowadzają.<br />
Dobrze.<br />
I teraz spotykam tę sąsiadkę na klatce i ona rzecze: Ach, bo my tu takie prace a takie, będzie brudno, będzie pył. JUŻ PRZEPROSIŁAM SPRZĄTACZKĘ.<br />
<br />
Bardzo mi zaimponowała. Bardzo. Przeprosiła! Sprzątaczkę.<br />
<br />
Wielkoduszna persona musieć, że się tak nad klasą robotniczą empatycznie pochyliła.<br />
W końcu nie od dziś wiadomo, że sprzątaczka jest od sprzątania, tak jak dupa jest od srania, choć niektórzy znajdują dla tej drugiej także inne zastosowania. Tu jednak widać jasno na przykładzie, że sprzątaczkę też można wyruchać.<br />
<br />
Czyli wszystko się zgadza.<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-23506175857910527992015-05-18T22:28:00.001-07:002015-05-19T00:25:02.427-07:00wieczorami kładę się ślicznyMam problemy wychowawcze z Egusiem.<br />
<br />
Egusio jest niegrzeczne i fika. Rzuca mięsem i pali papierosy. Spluwa żółcią przez zęby i rozciera czubkiem buta.<br />
<br />
Inna rzecz, że wystawiane jest ostatnio na ciężkie próby, nowe sytuacje, czasem hejty i zniewagi. Musi się mierzyć z innymi Egusiami, które są dużo większe i nade wszystko lepsze. Tamte Egusia mają wszystkiego naj i więcej, są dużo fajniejsze i ładniejsze, mają procentowo więcej masy mięśniowej i pochylają się nad moim cherlawym Egusiem z fałszywą tłoską.<br />
<br />
Nic tak nie wkurwia mojego Egusia, niż tłoska innych, zadufanych w sobie Eguś.<br />
<br />
Najgorzej, że wysłuchując kabotyńskich pieśni o wyższości innych Eguś, moje Egusio, paradoksalnie, zamiast skurczyć się w sobie i zdechnąć - rośnie, nadyma się i skrzeczy, stoi i sapie, dyszy i bucha, a mnie wzrasta ciśnienie w gałce ocznej oraz w całym organizmie. I nie mogę spać.<br />
<br />
Toteż stosuję na Egusio kataplazmy z Eckharta. Maść doktora Tolle przekłuwa Egusio, spuszcza z niego zatrute powietrze, sprawia, że żelazny ścisk dupy, którą Egusio siedzi mi na klacie, puszcza, a ja zasypiam lekka i jasna jak zorza zaranna.<br />
<br />
Niestety - rano Egusio znowu podnosi rozgorączkowany łeb i zaczyna domagać się krwi.<br />
<br />
A mamy rano właśnie...kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-61050244837505408322015-04-29T02:57:00.002-07:002015-04-29T02:58:45.950-07:00rózeczką dziateczki duch święty bić każe<br />
Wiosna. Idzie pożyć.<br />
<br />
No to po lekcjach idziemy pożyć. Biorę dzieci - jedno swoje, drugie pożyczone (to na szczęście) i udajemy się na ostatnie place zabaw. Ostatnie, bo dzieci się szybko starzeją i w tym wieku to już lekki przypał.<br />
<br />
Ale jeszcze dajemy radę.<br />
<br />
Najpierw zakupy w sklepie osiedlowym - dla matki bułka z kefirem i jabłko, dla dzieci bomba cukrowa - lody, napoje, czipsy - samo zło, tłuszcze trans, akrylamid, nadwaga, próchnica i endorfiny.<br />
<br />
Siadamy - matka na ławeczce, dzieciary na huśtawkach.<br />
<br />
I żyjemy sobie - słońce operuje, wiatr lekki zawiewa. Jest dobrze. Spod półprzymkniętych powiek obserwujemy doskonałe popołudnie, budzącą się do życia przyrodę oraz swoisty ekosystem placu.<br />
<br />
Oto matka kwoka - dręczy zdalnie dziecko z ławeczki co chwila przywołując je do porządku głośnym okrzykiem:<br />
<br />
NADIA!!!<br />
<br />
Oto matka malkontentka, wyraża swoją ważką opinię na temat placowych urządzeń następującymi słowy: EWIDENTNIE nie podoba mi się to drewno!<br />
<br />
NADIA!!!<br />
<br />
Oto dziadek czyścioszek - każe wnuczkowi raz dwa wstać z kolanek, bo pobrudzi spodenki.<br />
<br />
NADIA!!!<br />
<br />
Oto tatuś nastolatek - bardzo młody, mimo upływu czasu i napływu kilogramów, odziany w przyciasny młodzieżowy outfit - koszulkę, spodnie rurki i pepegi. Milczy, to bardzo fajnie. Rodzi jednak u mnie pytanie - czy jako kobieta w pewnym wieku nie powinnam zacząć nosić się nobliwie? Podomki? Garsonki? Zapaska? A z dodatków co? Chusta na głowę? Kobiałka z jajami? Co w ogóle wolno wdziewać starej babie?<br />
<br />
Z odzieżowych dywagacji wyrywa mnie kwoka dziarskim refrenem:<br />
<br />
NADIA!!!<br />
<br />
Patrzę, co też wyprawia ta koszmarna Nadia. Na moje oko nic. Ale ja jestem złą matką, która nie WYCHOWUJE, tylko siedzi, żre i nie reaguje, gdy dzieci pełne cukru i soli, lepkie, w brudnych spodenkach żyją sobie samopas na ewidentnym drewnie.<br />
<br />
Jedno jest pewne: to się kiedyś zemści. <br />
Ale nie uprzedzajmy faktów.<br />
<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-45071434992120484672015-04-26T10:56:00.002-07:002015-04-26T11:11:24.647-07:00lekcja anatomii doktora tulpa<br />
- Buniozylu, dlaczego dręczysz kota?<br />
- Bo jest niegrzeczny, podrapał mnie w nerkę.<br />
- W nerkę? Pokaż.<br />
Buniozyl prezentuje poharatany nadgarstek.<br />
- Synu. To nie NERKA. To jest RENKA.<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-16163444642065218652015-04-26T10:05:00.000-07:002015-04-26T10:11:20.325-07:00big bang!Po raz kolejny udowodnione zostało, że dzieci są zakałą ludzkości.<br />
Powinno się je hodować w specjalnej zagrodzie, całość wyłożyć praktycznym linoleum, myć wodą z węża. Pod żadnym pozorem nie wpuszczać na salony do ukończenia trzydziestego piątego roku życia.<br />
<br />
Buniozyl stłukł mi gąsior: piękny, stary, duży, ze szkła pełnego szlachetnych niedoskonałości. Niosłam denata na śmietnik, a łzy krwawe ciekły po mym zdruzgotanym obliczu.<br />
<br />
Wpadając do kosza zrobił jeszcze fantastyczny rumor, po czym zamilkł na wieki.<br />
<br />
Cześć jego pamięci!<br />
<br />
Może jestem sadystyczną matką, ale z wielkim trudem i raczej przez zęby wydusiłam z siebie: Hej stary, nie przejmuj się. Nic się nie stało.<br />
<br />
Zabrzmiało bardzo nieszczerze.<br />
<br />
Trawię.kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-41308152124717089802015-04-11T00:43:00.000-07:002015-04-11T00:43:51.784-07:00miauczyńska, bardzo mi przykroWstyd mi strasznie, oj wstyd, ale nie ma we mnie miłości bliźniego.<br />
<br />
Bliźni mnie drażnią, a nawet brzydzą - to w zależności, czy są w wariancie bezzapachowym, czy nie.<br />
Występuje też wariant akustyczny, ten z kolei dzieli się na forte oraz piano. Przy czym piano drażni mnie nie mniej niż forte - mam tu na myśli osoby mówiące do siebie, mamroczące jakieś mantry pod nosem, prowadzące monologi, takie, którym umysł wylazł z czaszki i emituje na zewnątrz, co pomyśli głowa.<br />
<br />
Ale też, umówmy się, bliźni nie czynią nic, co mogłoby miłość do nich we mnie wzniecić, a wręcz przeciwnie - całą mą naiwną wiarę w człowieka depczą butem, łoją knutem, a potem się dziwią że nie myślę o nich inaczej niż tępy knur i głupia ropucha.<br />
<br />
Najgorzej, że dzieci patrzą. Zwykle bowiem pozuję na osobę tolerancyjną i empatyczną, taką co to pochyli się nad każdą morulą z in vitro i posłyszy uchem duszy, co ta do niej mówi: że gorąco pragnie się narodzić, chce być chłopczykiem i dziewczynką, pójść do komunii i zwiedzić Egipt w wariancie all inclusive.<br />
<br />
Tymczasem wystarczy, bym wsiadła w porannych godzinach szczytu do samochodu aby dzieci straciły złudzenia, z kim naprawdę mają do czynienia. Wtedy podział na głupią ropuchę i tępego knura przestaje obowiązywać, a w jego miejsce pojawia się wachlarz innych epitetów, wyrażający bezgraniczną pogardę dla kondycji umysłowej rodzaju ludzkiego en masse.<br />
<br />
W ogóle ludzie nie przestają mnie zadziwiać - nawet powiedzenie, że by kogoś poznać trzeba z nim zjeść beczkę soli traci ostatnio na aktualności - może dlatego, że producenci żywności tak kompulsywnie wszystko solą, do przesady - i tu mój apel - nie sólcie tak, producenci! Przez waszą chciwość cierpią relacje międzyludzkie, a beczka soli zjadana jest nie w dziesięć lat, a w dziesięć dni - nie można poznać człowieka we wszystkich odcieniach w tak krótkim czasie. No nie da się!<br />
<br />
Nie sólcie, do jasnej cholery!!!<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-78247601165360309172015-03-11T02:55:00.001-07:002015-03-13T01:15:56.528-07:00kto poślubi mojego syna?Czy mi się zdawało, czy ostatnio w lidlu tropiła mnie pewna stara znajoma?<br />
<br />
Znajoma zresztą o tyle o ile, ponieważ ustalone zostało, że się nie lubimy i raczej nie znamy. Przed wielu, wielu (wielu) bowiem laty, jej wówczas przyszły, a obecnie może i miniony mąż usiłował wykorzystać moją niemoc i zedrzeć ze mnie rajtuzy. Bielizny nie oddałam, ale on nie omieszkał się przed ukochaną wyspowiadać, czy też może raczej pochwalić, bo oni mieli wtedy trudny okres: testowali swe uczucie biegając i przyprawiając sobie wzajemnie rogi na prawo i lewo. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie w swoich rajstopach.<br />
<br />
Było - minęło. Nie lubiłyśmy się, więc nie wchodziłyśmy sobie w drogę. Aż do ostatniego spotkania w dyskoncie, kiedy to wyraźnie poczułam, że za mną łazi. I może udałoby mi się przed nią umknąć, gdyby nie to, że przyszpiliła mnie stając za mną w kolejce do kasy.<br />
<br />
Wzięłam zatem ten skomasowany atak na klatę, czoło jasne w berecie stawiając wyzwaniu i natychmiast zrozumiałam DLACZEGO mnie śledzi: nie była sama.<br />
<br />
Towarzyszyła jej mianowicie prześliczna dziewczyna, córka, w wieku okołomaturalnym, a dumna matka chciała mi ją koniecznie pokazać. A i pewnie dopiec, słusznie rozumując, że wszystkie inne są mniej śliczne - jeśli w ogóle jakieś udało mi się urodzić. Na szczęście się nie udało, choć rzeczywiście żal leciutko mnie dotknął, że tak się biłam o te głupie rajty.<br />
<br />
Ale, ale. Chociaż wszystko fajnie i duma z przychówku jest bezdyskusyjnie słuszną, to jednak przechadzanie się w towarzystwie tak urokliwych młodych stworzeń ma też swoje ciemne strony - w tym wypadku utworzył się dość przykry dysonans, spotęgowany tym, że młoda dama ani na jotę nie jest podobna do mamy, za co stwórcy należą się wielkie brawa oraz hosanna na wysokości. <br />
<br />
Tak więc dziękujmy Panu, za to, co mamy - że nam sypnął penisami - dzięki temu prostemu zabiegowi optycznemu KRÓLOWA jest tylko jedna.kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-71949358707310533032015-02-12T01:22:00.000-08:002015-02-12T01:24:14.712-08:00świst sajdinguDobrze. Przyznam się - wieści jakobym była trędowatą garbuską z jednym okiem są odrobinę przesadzone, ale proszę zrozumieć: taka konwencja - blogasek rozrywkowy. I choć inspirowany rzeczywistością, to wszystkie postaci i wydarzenia przedstawione są z użyciem funkcji turbo buster.<br />
<br />
Nie trzeba wysyłać esemesów o treści pomoc na numer, choć jeśli się bardzo chce, to można.<br />
<br />
I wcale nie mam lepkiej podłogi z tej prostej przyczyny, że w ogóle nie mam podłogi.<br />
<br />
I chyba mnie potrzepie, gdyż przyszłam na zakład wywietrzyć płuca z pyłu, a tam TO, w MOIM Ę-Ą GABINECIE! I śmierdzi farbą.<br />
<br />
<br />
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-XqPodKrs6YA/VNxuNxtP3QI/AAAAAAAArEM/puR9SxDEniA/s1600/Pojedyncze%2C%2B2015.02.12%2Bo%2B10%3A03.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-XqPodKrs6YA/VNxuNxtP3QI/AAAAAAAArEM/puR9SxDEniA/s1600/Pojedyncze%2C%2B2015.02.12%2Bo%2B10%3A03.jpg" height="300" width="400" /></a><br />
<br />
<br />
Więc jednak fatum. I opresja.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-77742726125541825062015-02-10T05:33:00.002-08:002015-02-10T05:46:49.371-08:00kwestia emisji okaOho! Mój niezmordowany wielbiciel, którego jestem pierwszą prawdziwą i jedyną miłością znów dał znać o sobie.<br />
<br />
To miło z jego strony, chociaż mam podejrzenie, że pomylił koleżanki, bo zwrócił się do mnie z pytaniem: "Pamiętasz, co mi powiedziałaś w X? Ciągle aktualne?". Z tego, co sobie przypominam, nie powiedziałam mu nic, więc w zasadzie - aktualne.<br />
<br />
Ach, jak miło jest być czyjąś pierwszą prawdziwą i jedyną miłością, zwłaszcza w dobie atakujących ze wszech stron uwiędłych ryjów, które w dodatku przy bliższym przyjrzeniu się, okazują się być naszymi własnymi.<br />
<br />
No bo tak - jak się człowiek skrada do lustra, nawet bardzo rano, nawet po nieprzespanej nocy, to się może jakoś przygotować, dysonans poznawczy złagodzić powolnym otwieraniem oczu, blurowaniem obrazu rzęsami, a gdy ma, jak moja babcia, lustro skutkiem lat upływu całkiem zaśniedziałe, to się można sobie może nawet i spodobać. Tak więc pamiętać należy, by w procesie autopercepcji zachowywać daleko posuniętą ostrożność, nie wykonywać gwałtownych ruchów, nie działać pochopnie, a wszystko będzie dobrze.<br />
<br />
Bywa wszakże, że nasz mąż sprawi sobie telefon o zdolności rozpoznawania twarzy, a my nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa chcemy chytrze nabić mu impulsów lub skrycie sprawdzić jego esemesy - i tu spotyka nas sroga kara, bo znienacka na wyświetlaczu oczom naszym ukazuje się odrażająca fizis, która w dodatku, przy bliższym przyjrzeniu się, okazuje się być naszą własną!<br />
<br />
Co zaszło? Dlaczego tak się stało? Czego nie dopatrzyliśmy? Zabrakło
otóż elementarnej ostrożności, głębokiego oddechu, przygotowania - trzech przysiadów, jednej pompki - tej
suchej zaprawy, która daje nam siły aby odeprzeć to, czym zaatakował nas
złośliwy display. <br />
<br />
To samo, powiedzmy, w sklepie z elektroniką. Niczego nie podejrzewając idziemy sobie między telewizorami HaDe kiedy nagle z jednego wyziera na nas jakaś stara, gruba baba podobnie do nas ubrana, którą w dodatku skądś jakby znamy. Przypatrujemy się jej z niechęcią, gdy wtem dociera do nas, że ta stara, gruba baba to my! W dodatku w ohydnym berecie, który wydawał nam się tak twarzowy, gdy u modystki patrzyliśmy na siebie spod półprzymkniętych powiek.<br />
<br />
Tak że nie wiem, czy mój niezmordowany wielbiciel, którego jestem pierwszą prawdziwą i jedyną miłością zdaje sobie sprawę, na co się pisze.<br />
<br />
Nie wiem, czy mu będzie do śmiechu kiedy wreszcie powiem TAK.<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2651418764072272511.post-81686376767939689582015-02-02T04:23:00.000-08:002015-02-02T08:41:16.305-08:00daj mi nogę, daj mi nogęTYMCZASEM NA ZAKŁADZIE:<br />
<br />
- To ty, Kasiu, też jesteś leworęczna? - wykrzyknęła z entuzjazmem Asia.<br />
- Tak - potwierdziła Kasia.<br />
- To super! A więc jest nas coraz więcej, bo ja, ty, i Maciek, i Marek... - zaczęła wyliczać Asia, a mnie przyszło do głowy, że gdyby ich sprytnie skrzyżować, można by wyhodować osobniki o dwóch lewych rękach i zaludnić nimi świat.<br />
<br />
<br />
<br />kocicahttp://www.blogger.com/profile/13107571516576619482noreply@blogger.com4