piątek, 15 sierpnia 2008

Miriam umarla przy porodzie. W ciazy byla niezykle gruba a potem nagle umarla. 


Dziecko przezylo.


To jej dziwne, obce cialo zostalo tam, na lozku porodowym, niepotrzebne, puste jak wydmuszka, jak monstrualnych rozmiarow wylinka jakiegos prehistorycznego stworzenia.


Trzeba bylo kupic cialu nowe rzeczy, jakie wypada miec w takich okolicznosciach. Cos adekwatnego do powagi sytuacji. Cos czarnego, cos duzego a moze cos w kolorze, ktory najbardziej lubila, kiedy nie byla jeszcze tym wielkim, pustym w srodku tworem w trumnie.


I trumne.


Na pogrzeb zalobnicy przybyli tlumnie, oplakiwac te mloda kobiete, ktora wyszla z domu urodzic dziecko i nigdy nie powrocila.


Klepsydra glosila, ze Miriam zasnela w Panu. Wszystkim sie zdalo, ze to bardzo milo z jej strony, ze nie umarla tak nagle, brutalnie, tylko zasnela. Dzieki temu ta nieprzyjemna sytuacja zostala nieco oslodzona, a i fakt ze w Panu, dawal nadzieje na powtorne z nia spotkanie.


Swiat, jak to czesto ze swiatem bywa, drwil z ludzkiej zaloby. Szydzil sloncem, cieplem, bujna zelenia, obfitoscia zycia.

Dopiero noca zaczal wyc, szlochac, rzucac blyski przeklenstw i kamienie grzmotow.


Co jej sie snilo tej pierwszej nocy w grobie, gdy na strojny w wience gliniany kopiec spadaly lodowate piesci gradu?

Czy sie nie bala?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz