sobota, 31 maja 2008

trochu grochu z kapusta

Nie chcialabym zapeszac, ale wyglada na to, ze nikt mi nie bedzie przeszkadzal.


Wszystkich unieszkodliwilam. Meza wyslalam do lasu.


Maz w lesie to nie jest dobry wynalazek, no chyba, ze maz gajowy albo drwal. Natomiast moj maz w lesie sie nie sprawdza.
Wczoraj, wezmy, poszlam z synem do tych dziewczat co to go nawolywaly syrenimi glosikami. I w drodze powrotnej (dla przypomnienia: ja o kulach, starszy syn maloletni i wiotkiej postury, maz w lesie) Buniozyl raptownie odmowil pojscia do domu, wyrwal sie bratu i pocwalowal przed siebie. Galop ten jednak nie trwal przesadnie dlugo, gdyz po jakichs 10 metrach opuscila go rownowaga i wyrznal czolem w beton az chrupnelo.
I teraz co? Czy sa jakies podreczniki, w ktorych jest jakis wzorzec postepowania w takich razach?
Rozdzial pt: „Maz w lesie a tu czarna dupa nagle”


Szczesliwie obylo sie bez ofiar w ludziach.
Lecz dzis maz do lasu zostal wypuszczony dopiero po polozeniu poszkodowanego do lozeczka.


Swoja droga, odwazny ten moj malzonek. Po tym lesie o zmierzchu straszne byty chodza. Zwierzyna plowa i ta druga w sensie dziki.
Dziki zreszta sie w tym roku nie krepuja. W zeszlym zachowywaly jeszcze resztki dziczej przyzwoitosci i przychodzily noca wykopyrtnac trawnik. Obecnie laza tam i siam zupelnie nic sobie nie robiac z towarzystwa samochodow i ludzi.
Jade sobie ostatnio do SUPERMARKETU, patrze, a tu dzik parkuje na poboczu. Nieoswietlony dzik, dzik bez kamizelki ostrzegawczej. Stoi i patrzy w kierunku swoich kolegow znajdujacych sie na drugiej stronie jezdni. Patrzyl tesknie a oni wolali: „no chodz, marian, na co czekasz, przeciez nic nie jedzie!”. No to sie zatrzymalam i przepuscilam gadzine bo stwarzala zagrozenie dla pojazdow silikowych. A jak tu potem wytlumaczyc firmie ubezpieczeniowej, ze zdarzenie drogowe mialo miejsce z winy dzika bez polisy?


Apropos dzikow, to Aramaj wchodzi zdaje sie w wiek przejsciowy. Jest coraz bardziej nieobecny i ambiwalentny. Na pytania dowolnej tresci odpowiada wzruszeniem ramion. Nie jest to jeszcze, co prawda, stan porownywalny z kondycja pewnego naszego kolegi muzyka, ktory, na pytanie: „ktora godzina” udzielal odpowiedzi twierdzacej: „no!” Ale juz sie robi blisko.


Widze tu w telewizorze, ze Mucha sie czegus rozwinela fizycznie. Kot, ktory sie zna, mowi, ze ona w Stanach bytowala i sie hamburgerow objadla. Niewykluczone.


W ogole jestem zdania, ze cialo nalezy redukowac do niezbednego minimum.
Nie zebym nawolywala tlumy do anoreksji, nienienie.
No ale, przyklad pierwszy z brzegu: wezmy swoje cialo z dziecinstwa i wspomnijmy jak to bylo.
Jak sie wisialo godzinami glowa w dol na klopsztandze i nic.


A teraz dla porownania wstanmy z fotelika i pojdzmy chwile powisiec na trzepaku.


Powisielismy.


I co? Jak bylo?


Wieeedzialam.


To co, chyba jednak anoreksja?
Opcjonalnie mozna jeszcze definitywnie zrezygnowac z trzepaka na rzecz paczka z roza i lukrem.


Do wyboru.



piątek, 30 maja 2008

szybka nota

Ranyboskie szybko, szyyybko!

Udało mi się dopchać do białolicego boga i totema w jednej osobie z jabłkiem na klacie.

Nie wiem, co napisać. Nie umiem działać pod presją, nie mogłabym rabować banków, bo by mi się ręce trzęsły w trakcie rozpruwania kasy pancernej i rozprułabym krzywo.

Z ogródka na dole wołają mojego młodszego syna dziewczynki.
No ładnie. Zaczyna się.
On zreszta pozostaje na ich wdzięki dość obojętny wyrywając sie z ich objęć i odchodząc.


O. Koniec.



czwartek, 29 maja 2008

środa, 28 maja 2008

Maz mnie torturuje.


Przetrzymuje mnie w domu o jednej nodze a sam cyk cyk z KOLEGOM do lasu na lody!!!
Sama widzialam!


co to bedzie, co to bedzie…



wtorek, 27 maja 2008

wyszlo jak zwykle

Mamy maj. No to moze garsc zlotych mysli z domu i z ogroda:


„Nie powiedzialam jej niczego, czego odemnie nie uslyszala” – niezastapiona skarbnica bon motow: Big Brother.


„Polecam. Czlowiek zyje tylko raz w zyciu. Trzeba zjesc sysko” – szef kuchni chinskiej restauracji zapytany o dania z jader i penisow.


—-


Tak bylo nudno. A tu, jak raz, zostalam zdenerwowana. Po raz dwusetny dzisiaj.
Otoz, podobno za glosno stukam w klawisze.
Kur-wa.
No sie nie da, zycie rodzinne mnie przerasta.


Jak kazde.



sobota, 24 maja 2008

gastrofaza


matka karmiaca: Co robimy na obiad?



aramaj: Moze pieczyste z Buniozyla?



matka karmiaca: No wiesz! Dlaczego chcesz pozrec braciszka?




aramaj: Bo  braciszek  jest  s l o d k i.




czwartek, 22 maja 2008

o Edku, trudnej milosci i wiekuiscie zimnej nodze

Przyjechal maz z odsiecza. Poklocilismy sie juz w zasadzie o wszystko, co bylo do poklocenia.



Moja najnowsza bronia w walce plci jest stan inwalidztwa.

Gdy sytuacja nabrzmiewa do tego stopnia, rzucam przez lzy, iz trzeba byc niewiarygodnym (tu inwektywa zywa) aby sie w ten sposob znecac nad bezbronna kaleka.

Tu szabla z reki mu wypada. Troche. Choc nie na zawsze, jak mniemam.


Obecnie mamy przerwe.


Stan sprzed przybycia malzonka od stanu po, rozni sie tym, ze teraz musze gotowac mezowi obiady:

Raz! Raz! Na jednej nodze!


No bo kto.


Ale za to, w zamian za wszechstronne uslugi kulinarne, malzonek sprawil mi pare slicznych kul. 

Zazyczylam sobie ladne, rozowe, dla dziewczynek. I mam. 

Uwazam, iz z rozowymi kulami wygladam szalenie stylowo. Prawie jak Doda. Obecnie, oprocz niespotykanego na codzien w przyrodzie, horrendalnie wysokiego IQ, laczy nas takze zamilowanie do naduzywania koloru rozowego. Czyli jestem blizsza idealu o CMYK 6-80-0-0.

Kule te sa chyba nawet troche nazbyt sexi, gdyz wczoraj, w sklepie spozywczym, zadna ze stupiecdziesieciupieciu niesympatycznych pan w srednim wieku nie ustapila mi miejsca w kolejce do kasy.


Bo ja, drogi pamietniczku, bylam wczoraj na wycieczce. Czy na spacerze. W sklepie wlasnie. 25 metrow w czym okolo 99 schodow w gore i w dol. Roznie. Kupilam ciasteczka i zabraklo mi rak. 


No, ale mam za to trzy i pol nogi na otarcie lez.


Ponadto, moja lsniaca biela konczyna budzi wspomnienia.

Obudzila jedno w pamieci ojca. Otoz, na dzwiek moich krokow przypomnial sobie, jak to do jego szkoly podstawowej uczeszczal kolega z uschnieta nozka, ktory wydawal podobny odglos w trakcie chodzenia. Nosil w zwiazku z tym onomatopeiczne przezwisko: Edek ciul-dup.


Co poza tym?

Aramaj jest wlasnie w drodze do domu.

Ciekawe, kim bedzie jak przyjedzie?


Ogloszenie drobne:

Kupie rower mlodziezowy plci meskiej.


Ide.

Ciul-dup, ciul-dup, ciul-dup…






poniedziałek, 19 maja 2008

calkiem jak marian

Nie wiem od czego zaczac.
Moze zaczne od tego, iz wspomne mimochodem, ze zabilam w sobie owsika.


Owsik mnie drazyl od czasu jakiegos.


Owsik wiosenny typowo.
Wieczorami nie pozwalal zasnac, rankiem budzil o 6-tej. Kazal sie radowac bez powodu, biegac truchtem w kolko, snuc plany (krotkoterminowe) na przyszlosc.
Kazal wyrzucac rupiecie, malowac przedpokoje, przemeblowywac lodowki pod katem smierdzacej ryby, siac DIMORFOTEKI w skrzynkach i wyjmowac lezaki z piwnicy.


Zabilam go w czwartek. Spadajac ze schodow. Przy okazji ukrecilam sobie noge i mam teraz nowa.
Z gipsu.
Oraz derpesje.
Czyli wszystko wrocilo do normy.
Nareszcie.
Doprawdy, pasozyty sa szalenie meczace. I powoduja nocne zgrzytanie zebami.
Co za ulga!



środa, 14 maja 2008

Bo z bachorami nigdy nie wie, oj nie wie sie.

Oho! Zaczelo sie. Jest. Pekniecie w stosunkach.
A nie mowilam?


Dzwonil Aramaj, ze ma dosyc D.
Ze D. pierdzi, beka, siorbie, mlaska, dlubie w nosie i to zjada.
Nie powiedzialam, kto mi sie nasunal przed oczy duszy. A raczej co. Raczej przypowiesc o belce. W oku.


Ale to jeszcze nic.


Syn, lat 10, w trakcie dywagacji na temat obrzydliwosci kolegi rzekl uprzejmie do matki: „poczekaj chwileczke” i wrzasnal na stronie do (bylego?) przyjaciela:
„Nie przeszkadzaj mi! Nie widzisz, ze rozmawiam? Czy ja ci KURWA przeszkadzalem jak rozmawiales?!”


Tu mi sie zrobilo jak w zajawce u Wojewodzkiego: Aaaaaa….


Przepadlo. Strzala wypuszczona w przyszlosc poleciala ze swistem i tyle ja widzieli. Baj baj.


No, ale mam jeszcze jedno dziecko do zepsucia.


Drugie dziecko nasadzilam dzisiaj z pewna taka niesmialoscia na fotelik rowerowy. Niesmialosc bralam stad, ze to nie jest dziecko, ktore sie na wszystko zgadza. Jesli by mu sie nie spodobala ta forma podrozowania to koniec balu panno lalu. Sama se wsiadaj i jedz. Do zobaczenia nigdy wiecej.


Trzeba wiec bylo najpierw wywolac zadze roweru. Pokazac jak fajnie sie jezdzi i ze Zuzia ma rowerek, Julia ma rowerek i Buniozylek tez  ma rowerek.
To ten, czarny, 26″.
Dobra, kupil to, pozwolil sie posadzic.


Ale-ale. Czemu znowu szelki? Szelkom mowimy stanowcze nie.
Nalezalo zatem szybko ruszyc aby wzbudzic wiatr we wlosach.
Wiatr OK.


Teraz przyszla pora na kask.


Kask nie.
Ja na to: jak kask nie, to rower tez nie.
On na to: nienienie, kask nie – rower tak.
Ja na to: Jak tak to do widzenia.
On na to: Leeeee, no dobra, dawaj ten kask, ale tylko na chwile.
Ja na to: alez oczywiscie.


I pomknelismy. Ja cie, no mowie wam, cudownie. W mgnieniu oka bylismy tam, dokad zazwyczaj kulalismy sie wozkiem dlugie godziny. Wozkiem, na ktory sie dziecko zasadniczo nie zgadza i daje temu glosno wyraz.


Tym razem udalismy sie na wycieczke do serwisu. Tego samego, z ktorego odebralismy rower w dniu wczorajszym. Pan nam naprawil rower w ten sposob, ze hamulec tylny nie dziala. Przedni zas wrecz przeciwnie. Poszlismy poprosic, zeby pan podzielil hamowanie rowno po polowie.


Pan poprawil, ale nie dziala.
Przed serisowaniem dzialal. Nie na darmo stare przyslowie sowieckie mowi, ze lepsze jest wrogiem dobrego.


Taniej by wyszlo nie dlubac.


Pojechalismy potem na laki, turlac sie  w promieniach slonca. I gdy tak sie turlalismy, wtem, okazalo sie, ze Buniozyl ma kupe.
Fajna jest taka rozwalcowana na rowerze kupa.
W kazym razie duza.



wtorek, 13 maja 2008

Sale!

Mam nowa pasje: postanowilam sie wysprzedac.
Niczym dziwka sprzedajna.
Oglosilam wielka wyprz gdyz tone w akcesoriach bachorowych. Mam piec milijonow duperel. Przewijaki, wozki, foteliki samochodowe, rowery, kaski, narty, monitory oddechu, lozeczka i kojce.
Smialo moglabym zalozyc komis.
Postanowilam je sprzedac i kupic sobie nowe.


Na pierwszy ogien poszedl rower Aramaja.
Siedze teraz na allegrze i zawyzam liczbe odslon. Powiedzialo mi, ze juz 4 osoby obserwuja.


Tak mnie naszlo na te soldy, gdyz wczoraj otrzymalam premie w wysokosci.
I postanowilam ja NATYCHMIAST spozytkowac na cos, co nie jest chlebem ani smalcem lub tez mydlem badz papierem te.
Musialam sie bardzo spieszyc, gdyz artykuly pierwszej potrzeby zaczely wolac zewszad kup mnie kup mnie!


Ooo, co to to nie!


Pobieglam galopem pozwiedzac foteliki rowerowe i kupilam najdrozszy. Pojechalam z piskiem opon do rodzicow na wies i zapakowalam rower do bagaznika samochodu nieciezarowego, pognalam z nim do serwisu.
Jeszcze tylko kupie jeden malutki, zupelnie malusienki kask i juz.
I po premii.


Niby o to mi chodzilo, ale jakas pustka teraz.
Niom.



niedziela, 11 maja 2008

Who’s that lipstick on the garaż?

Co za pracowity dzien! Za plotem komunisci latali w bialych kieckach a ja mylam woz.
Raz w roku, zwykle w maju, mam taki atak, ze myje swoj, niewiadomego juz wowczas koloru, pojazd.
I to bylo wlasnie dzisiaj.
Zaczelo sie niewinnie: umylam rower. Po czym, czujac niedosyt, rzucilam sie na samochod.
Jak tylko skonczylam spadl deszcz i zniweczyl nadzwyczajny polysk szyb oraz lustereczek.
Podly.


Buniozyl powiedzial dzisiaj pierwsze slowo.
Nie mama.
Nie tata.


Powiedzial: hał!
Na psa. A zawsze mowil: a!
Czyli zmiana semantyczna.


A moze on nie jest Bulgarem tylko Anglikiem?
Juz sama nie wiem z kim mam do czynienia.


Ponadto w dniu wczorajszym zrobil sie na drag queen. Dorwawszy moje szminki wysmarowal sobie cala gebe, klate (w sweterku) oraz przescieradlo wzdluz loza. Nastepnie przyszedl mi sie zaprezentowac w moim bucie na obcasie.
Miodzio.


——


Telefon od syna z wybrzeza:
Pieniadz topnieje szybko. Dzisiaj rano D. wracajac z kosciola kupil sobie esesmanska spluwe.
Aramaj nie mogl byc w zwiazku z tym gorszy.
70 zl w 3 dni.
Spoko.
Podobno maja z D. WSPOLNA kase.
Intrygujacy eksperyment. Ciekawe, co na to kukulki i kto kogo zrobi na szaro.



piątek, 9 maja 2008

Ojciec jedzie dzis do uzdowiciela.


On. Ten ktory sie kulom nie klanial!


Ilekroc o nim pomysle natychmiast cisnie mi sie do glowy: „o kurwa!”
W sensie, ze: „o ja pierdole!”


Osiagnal przy tym moja wymarzona wage: schudl ponizej 50 kilogramow.


Pomodlcie sie, czy cos. Nie wiem.
Nawet ja probuje



czwartek, 8 maja 2008

W kleszczach milczenia pociagiem jade

Kochany pamietniczku mow mi Arnold!


Wyekspediowalam Aramaja na zielona szkole. A nie bylo latwo, gdyz towarzyszyl mi chaos wcielony w postac tesciowej, ktora sie dwoila i troila aby wszystkiego dopilnowac.
Zeby dziecko nie pojechalo brudne, nagie, bose, glodne i bez doladowania.
Wszystko gubila, przekladala, przepakowywala i owijala kilometrami specjalnie KUPIONYCH worow nylonowych.
Chciala mu tez kilkadziesiat zapakowac na wszelki wypadek.
Zaprawde, powiadam wam, moja freeganska watroba doslownie nie mogla na to patrzec!


Tesciowa wspomniala cos takze o prasowaniu ale oswiadczylam z naciskiem, ze moim zdaniem prasowanie to najbardziej bezsensowna z czynnosci na swiecie. Czlowiek prasuje, czas i pieniadz marnujac, a lasy gina z powodu jakichs tam wygniecionych majtek.
Po moim trupie. (Prasowanie to zreszta jeden z punktow zapalnych w naszym wspolnym zyciorysie. Ona, jak widac, nie odpuszcza. Ja, jak widac, tez)


Tak wiec Aramaj pojechal w sina dal. Wymiety.
Po 20 minutach zadzwonil, ze sa na stacji benzynowej.
Po nastepnych 20, ze stoja w korku.


Czekam na kolejny telefon z podrozy.
Bede relacjonowac na biezaco.


—–


12.48
Telefon ze szponow nalogu:
Mama, mama, wiesz co bylo? Dawidolot wrzucil 5 zlotych do jednorekiego bandyty i mamy 39 zyla! Ale fajnie!



środa, 7 maja 2008

No smoking

Drodzy Panstwo!
Buniozyl okazal sie byc Bułgarem! Tak!
To znaczy nie!
Zapytywany o to czy chce ciasteczko/piciu/kocyk kreci przeczaco glowka z wielka aprobata.


Oraz posiada dar jasnowidzenia.


Ojciec jego bowiem, ukrywa, jak wiadomo, swe tendencje, orientacje i nalogi przed swiatem. W zwiazku z tym pod oslona nocy zakrada sie na balkon aby tam cmic cygaretki.
I nikt go jeszcze nie przylapal.
A co robi poltoraroczny synalek? Wychodzi na balkon, znajduje patyczek, wklada miedzy dwa paluszki i pali ze smakiem.


Jak to mozliwe?


Czy jest cos o czym nie wiem?



wtorek, 6 maja 2008

German Hering – Herman Gering

Moja przeurocza tesciowa patrzyla juz od jakiegos czasu przez okno w dal oraz tepo w sciane co zazwyczaj zwiastuje przepelnienie sie w niej czary goryczy.
I to, ze zaraz mi wygarnie.


A poniewaz ja wyszlam dzis rano po angielsku a Kot sie napatoczyl, to wygarnela w zastepstwie jemu, zeby mi przekazal, gdyz juz nie szczimala basow, jako ze to przechodzi ludzkie pojecie.


(Czekalam na Kota w samochodzie i czekalam, i nagle przyszlo mi na mysl, ze Kot pobil swa matke, bo gdy tak w dziecinstwie czekalam i czekalam przed domem na rodzicow, a oni nie nadchodzili, to niechybnie oznaczalo to awanture domowa, nierzadko z rekoczynem)


Zatem tesciowa dopadla Kota aby mi unaocznil, ze w lodowce mialam jakies smierdzace ryby. I ze ona je WYRZUCILA z najwyzszym obrzydzeniem.


Zaraz jak wroce do domu to ja zapytam gdzie sa MOJE ryby, gdyz to byly moje ULUBIONE smierdzace ryby.


I oswiadcze, ze to jest MOJA lodowka i w zwiazku z tym moge sobie w niej trzymac nawet pocwiartowane zwloki jesli mi przyjdzie na to ochota i tu spojrze na nia wzrokiem taksujacym. A potem pokrece glowa do siebie, ze niby wielka szkoda, ale nie ma szans zeby wlazlo.


Tak sie bawimy. Fajnie, nie?



poniedziałek, 5 maja 2008

Wiec mozna kochac i nie wiedziec o tym?

Czy ja wiem, moze on powinien byc jednak zielony?


Przedpokoj w sensie.


I w ogole to ja sobie przypomnialam, ze ja lubie pastelowe kolory.
Aczkolwiek odpowiednio dobrany oczojebnie zielony moglby byc calkiem do rzeczy. Tylko jak ja bym wygladala w takim przedpokoju? Czy nie rzucilby mi sie na cere?


Niestety nie wiadomo.


Szkoda, ze kolorow scian nie mozna przymierzac jak ubranek.
Albo chociaz rozjasniac lub dosycac jak w fotoszopie.
Tylko na przyszlosc: zeby mi zadna Minge nie polecala. Taki kolor, zlosliwie polecony, kosztuje o 1/3 wiecej od niepoleconego.
I zeby bylo jasne: nie kupilismy go DLATEGO, ze nam polecala tylko MIMO TEGO.


Ewentualni, nastepujacy po nas lokatorzy beda mieli nie lada problem z pozbyciem sie zaistnialej pozogi ze scian.


A ja jako osoba emocjonalnie, skadinad, przywiedla oczekuje, ze sie obecnie ozywie oraz zaprzestane stekac, gdyz posiadam do tego celu specjalny, energetyzujacy przedpokoj.



sobota, 3 maja 2008

Orendż is orendż

Odpierdzielilismy sobie wczoraj ze starym meksykanskie pueblo w przedpokoju.


Kolory o nazwie soczysta pomarancza oraz czerwien flamenco rekomendowala nam sama Ewa Minge. Zadzwonilismy do niej zeby zapytac czy takie. Ona na to ze tak, tak.


Pociagnelismy odpowiednie sciany na odpowiednie barwy. Paczymy. Troche boli w oczy, no ale w koncu wszyscy cierpimy.
Wieczorem ja bylam Czikita a Kot byl Zorrem.


Co innego rano.
Dalej paczymy i dalej boli ale ja jako Hitler (rano ja bylam Hitlerem a Kot byl Ewa Braun) zarzadzilam ze flamenco wek, ze dzwonimy do tej calej Minge powiedziec, ze ta cala czerwien jest calkiem do dupy. Smutna i bura i ze ma nam oddac 50 zl.


Obecnie po usunieciu motywow flamenco mamy w przedpokoju nowootwarty oddzial ING Banku Slaskiego. Wstawi sie bankomat i nie trzeba bedzie co chwila latac na drugi koniec.
A jesli do tego rzuci sie lwicy Indze na pozarcie, troche syntetyczna ale zawsze, Ewe Minge to juz w ogole lancuch pokarmowy zatoczy piekne kolo.


A o to w koncu chodzi w przyrodzie, co nie?



czwartek, 1 maja 2008

O kaprysnej milosci do fauny i vice versa

W moim mieszkaniu rzadza mrowki.
Wespol z mrowkami rzadza dzieciary.
Kiedy nie bylo w domu malych dzieciarow nie bylo mrowek. Widac wszystko co male i upierdliwe chodzi parami. Czy moze raczej karawanami.


Ongis mroweczki eksterminowalo sie elegacko przy uzyciu specjalnych
karmniczkow, ktore postawione na trasie mrowczej wycieczki wabily slodka trucizna. Bylo to w czasach kiedy sie jeszcze z nimi certolilam. Kazda zblakana owieczke, radosnie pomykajaca po moim talerzu, zmiatalam
na szufelke i wyrzucalam przez balkon, z uprzejma propozycja zeby sobie poszla
pobiegac po podworku.


Obecnie jednak wybuchla miedzy nami wojna przed rokiem. W trwajacej na dana chwile godzinie meczu rezultat wynosi jeden do jednego.


One maja przewage liczebna a ja mam wieksza powierzchnie razenia czyli stopy. Czasem tez co bardziej bezczelna kolezanke, spacerujaca, dajmy na to, po mojej glowie, pozbawiam ducha z uzyciem palca wskazujacego.


Dzialania wojenne znacznie nasilily sie od czasu kiedy mrowki chcialy mi wyzrec niemowle od srodka.
Literatura piekna, jak wiemy, odnotowala takie przypadki, wiec moja wyrozumialosc ulegla naglemu wyczerpaniu. Razu pewnego bowiem, ubieglego lata, weszlam pod oslona nocy do pokoju placzacego malenkiego synka. Wzielam na rece aby utulic i poczulam, ze COS PO MNIE LAZI!
Rzucilam sie zatem do lampy i zapaliwszy ukazal sie mym oczom widok straszny: mrowki klebiace sie w lozeczku nowonarodzonego.
No to ekskjuzmi, ale od tej chwili ogarnieta jestem znieczulica, a ze nie wynaleziono bardziej ekologicznej formy perswazji zeby sie przy okazji mlode nie nazarlo, no to deptam.


Troche fuj.


Ale za to baaardzo po freegansku.