wtorek, 28 grudnia 2010

głośniej od bomb

Pornopiernik źle skończył.


Tak to jest, kiedy się upublicznia zakazane treści, o tym jak piernikowy łoś nastaje na cześć niewieścią piernikowej wiewiórki mamiąc ją lubieżnie piernikowym porożem i łypiąc jednoznacznie cukrowym oczkiem. A na to wszystko patrzą w przerażeniu niewinne aniołki i koniki, niedźwiadki i jeżyki i lukrowane ślozy leją.
OHYDA!
Swoją drogą te amerykańce to kompletne świnie są. Wszystko im się z dupą kojarzy, nawet z pozoru lukrowany akt piernikowej wenus o wysokim walorze artystycznym. Zboki.


Jak tam wigilijka? Były ofiary?


Nasza była smakowa. Konkretnie o smaku dezodorantu do pomieszczeń w aerozolu. Coś z morzem, więc do ryby jak znalazł, choć karp to akurat jest gadzina słodkowodna.
Ale nie bądźmy drobiazgowi.
Na początek zapakowaliśmy siłą wyrwanego z drzemki, zasmarkanego, ryczącego chłopczyka w wóz i pojechalimy na wieczerzę, oczekiwani przez teściową oraz naszego syna.
A tam transinterluxtorpeda: stół zdobiony gałązką jedlińską, srebra wypolerowane, dzieciątko w żłobku się mości, sianko pod śnieżnobiałym obrusem szeleści lukratywnie, słowem glamur. I dość niedyskretnie pachnie. Czym? Ha!


Nie uprzedzajmy faktów.


Zatem zasiędliśmy do wspólnej wieczerzy przy akompaniamencie wrzasków wyrwanego (ponownie) z samochodowej drzemki chłopczyka.
Na początek opłatek swym aromatem przywiódł nam na myśl słoneczne wybrzerze costa del sol powiewem morskiej bryzy, ale cóż, pomyśleliśmy, iż to szanowna gospodyni namaściła dłoń swą wonnościami i taką oto kończyną odświętną opłatki na stół podała.
Jakież było wszakże nasze zdziewienie gdy barszcz z uszkami uderzył nas w nozdrza tą samą nutą! I nagle wszystko stało się jasne!


Tu należy napomknąć o niezdrowym zamiłowaniu syna do
zatruwania środowiska dezodorantem wszelkiej maści. Co zoczy, to
rozpyli. Zatem chowam, kitram, bunkruję, często zmienaijąc kryjówkę dla zmylenia przeciwnika. Prowadzi bowiem smrodlawe eksperymenty spryskując samochodziki hot wheels color shift (matki małoletnich osobników płci męskiej wiedzą o co chodzi)
i konotując jak pod wpływem odoru zmieniają kolor. Sika na lustro
tworząc sztuczną mgłę, słowem – co zobaczy to naciśnie. Mieliśmy już na
ten temat wielorakie awantury, kontrowersje oraz scysje.


Ale TA,
wigilijna była szczególna, gdyż syn najpierw elegancko stół ozdobił, a następnie ukradkiem przynióśł z kibla dezodorant do kup i rozpylił rzęsiście poponad wigilijnymi imponderabiliami.


I tu małżonek się wściekł okrutnie, że mu uszko toaletą trąca.
I zaczął wrzeszczeć na syna.
I teściowa na to cicho cicho.
I syn na to w szloch tak głęboki, że aż chłopczyk zamarł w swym buncie ze zdziwienia.
A ja poczułam, że NAREŚCIE, po piętnastu latach chujowizny, to jest naprawdę wigilia w moim guście.
Wigilia na sto fajerek.


I cieszę się okropnie na to, że taki oto ma być cały rok!



środa, 22 grudnia 2010

z przodu sernik z tyłu piernik



bez tytułu

Moje przygody są nudne, więc omówię cudze.


Martwi mnie nasza Alicja.


Ten Collin Farell to jakiś zboczeniec jest! Pohańbił dziewicę, Henryczka jej machnął i znikł. Inna rzecz, że zeszłej zimy Alicja go do Zakopanego zatargała. Po dwunastogodzinnej rajzie zakopianką Colin z pewnością już wiedział co robić. Albo czego nie robić: nigdu więcej nie robić brzucha kobietom z dzikich krajów, bo potem trzeba się przedzierać czy to przez busz, czy przez dorzecze, sawannę, pustynię, kaukaz lub zakopiankę. Do jej MATKI. I że on to pierdoli.


Następnym razem będzie bardziej czujny i zmajstruje dzieciaka jakiejś cywilizowanej lasce z dobrze skomunikowanego miasta. Najlepiej, żeby lotnisko było. Albo chociaż metro. Albo to i to. Z Warszawy. Moskwy. Paryża. Londynu. O ile w ogóle z Europy, bo może taniej wyniesie z Majami. Chociaż istnieje ryzyko, że taka potem z dzieckiem na ręku będzie go nachodzić. Alicja to sie z Zakopanego tak łatwo nie wykaraska. To oczywiste.


Zatem porzucił naszą niebogę nieokrzesany ten hotentota i oddał się nagabywaniu na seks innych niewiniątek.


Szkoda mu nawet troszkę było, bo ta Alicja cudną jest dziewoją, włosy zawsze ma puszyste i na drugi dzień po porodzie spacerowała po plaży w bikini, jakby nigdy nic (Zazdrośni twierdzą, że wlokąc za sobą pępowinę. A może to był swawolny troczek od fig? Zdania są podzielone).
Pożałował, pożałował, ale w końcu jakoś to rozchodził.


W każdym razie w Zakopanem ma przesrane. I u mnie na osiedlu też.



czwartek, 16 grudnia 2010

with love from

No więc nie było mnie tak długo, bo byłam na wakacjach.


Spędzałam czas na pomoście nad jeziorem w towarzystwie Anji Rubik. Bardzo się polubiłyśmy, ba, nawet zaprzyjaźniłyśmy. I śmiem twierdzić, że wyglądałam świetnie w dezabilu, nawet w obliczu jej niebotycznie długich nóg i całej reszty. Siedziałyśmy na kocyku, malowałyśmy pazurki i gawędziłyśmy o dzieciach.
Było bardzo miło i strasznie się cieszyłam, że zostanie moją koleżanką na fejsbuku, gdzie umieszczę zdjęcie, jak siedzimy na kocyku i gawędzimy. O dzieciach.
I że wszyscy się zesrają.
Tyle.


A co  u Was?