piątek, 16 stycznia 2015

od wnętrza takich pań aż nieraz ściska krtań

Przychodzi na nas czasem taki wieczór refleksji, kiedy to zastanawiamy się, kogo by tu sobie obwinić o to, że mamy na chacie wieczny burdel, że nie zdanrzamy z ogarnianiem i nie wiemy, czy nie śmierdzi nawet trochę, to, co się tak lepi.

Czy to aby nie wina matki, iż nie chowała nas na perfekcyjną panią domu? Że nie wpajała nam etosu cotygodniowego mycia okien, kompulsywnej zmiany pościeli, wykrochmalonej firanki i wypastowanej podłogi?

Tak, to na pewno jej wina, więc niech teraz daje na sprzątaczkę.

Taka bowiem sprzątaczka bardzo się przydaje - po pierwsze trzeba posprzątać zanim przyjdzie, żeby nie było przypału, co daje nam imperatyw, a po drugie, jak już wszystko nabłyszczy, to można nią straszyć dzieci, że będzie zła, kiedy zobaczy, że upalcowali.

Znane są co prawda historie o chamach, którzy brudzą na potęgę właśnie po to, by sprzątaczka nie nudziła się za ich pieniądze, ale ich nie naśladujemy - w końcu chcemy w dzieciach wyrobić wzmiankowany etos, a tym sposobem nam się nie uda.

Nastroju nie poprawia nam również fakt, iż nasze koleżaneczki bombardują internety wystudiowanymi fociami stylowych wnętrz okraszonych wykąpanym w perwollu i sikniętym perfumą kotkiem rasy egzotycznej, co jest przykre zwłaszcza w sytuacji, gdy naszego kota właśnie obszczał jakiś samiec i musieliśmy go przeprać w szamponie biały jeleń, od którego jest co prawda tak puszysty, że nadaje się w sam raz do kuśnierza, ale egzotyki nie przydało mu to ani na jotę. Nadal jest bury i pręgowany, śmierdzi sikami i białym jeleniem.

Ponadto piętro niżej lada dzień wprowadzi się młode małżeństwo, które właśnie założyło w mieszkaniu sklep z zapachem absolutnej nowości, gdy my tymczasem nadal żyjemy ze świadomością, że pod naszą podłogą znajdują się najpewniej włosy i paznokcie poprzednich lokatorów.

I wypadła nam klamka z drzwi Gerda. Bardzo bezpieczna klamka. Tak bezgranicznie bezpieczna, że musi ją przytwierdzić autoryzowany serwis klamek Gerda z certyfikatem ISO, byle Zenek temu nie sprosta.

I sypie nam się choinka. Właściwie chce tym nam dać do zrozumienia, że na nią już pora, ale przeraża nas perspektywa wypychania jej przez drzwi balkonowe, gdyż po drodze zgubi wszystkie igły w domu, by na tarasie objawić się naszym oczom jako łysy badyl, kiedy właśnie ostatnio Bunio nam powiedział:

"A zgadnij, mama, że na choince jest więcej igieł, niż bakterii w całej Polsce"

I właśnie nie wiemy, czego na naszej podłodze jest więcej: igieł, czy bakterii. A może paznokci, co drapią od spodu w naszą neurotyczną jaźń.