poniedziałek, 25 lutego 2008

piątek, 22 lutego 2008

Jem liczi

Podczas kolejnej nieprzespanej nocy rozmyslalam przy akompaniamencie o zagadnieniach.
Niestety, zagadnienia nieco mi umkly.


Jesli tak dalej pojdzie to pojde na jutrzejszy bal na czterech podpierajac sie nosem. I nadal nie mam wymarzonej sukni. Calkowicie juz stracilam nadzieje na jej manie.


aaa, no i dzwoni do mnie Tabaza i mowi tonem nie znoszacym sprzeciwu:
„Ty mi mow, co ubierasz na bal! Tylko nie krec, mow jak na spowiedzi! Zadnego mataczenia, sama prawde i tylko prawde!”


Co sie okazalo.
Tabaza ma traume na linii odziez – bal.
Otoz byla ona jakis czas temu na balu klasowym ze swoja klasa. I na pytanie jaki obowiazuje dress code wszyscy oni odpowiadali zgodnym chorem, ze eee, tam nic wielkiego, takie tam beleco.
Przychodzi zatem moja kolezanka na impreze w dzinsach, patrzy, a tam!!!


Damy w toaletach bez plecow i z dekoltem po lono, ewentualnie w sukniach z trzymetrowym trenem i rozcieciem do pachy, panowie we frakach i cylindrach, melonikach i smokingach itepe. Wszedzie brokat, koronka, falbany, merezki, cekiny, serpentyny, koafiury, gryzacy zapach parfę i szum strusich pior.


„W zyciu sie tak okropnie nie czulam” – wyznala ze lzami w glosie


No, ja nie wiem. Moje stanowisko jest takie, ze to oni powinni sie czuc idiotycznie, zwazywszy, ze to nie byl bal we wenecyji tylko sped klasowy.
Ale ja sie nie znam. Nigdy nawet nie mialam bialej bezy do slubu koscielnego. Ba, nawet slubu koscielnego nie mialam. To cud, ze w ogole mialam jakis slub.


Zatem Tabaza kazala mi przysiac, ze dokladnie opisze jej swoj stroj.
Na razie nie opisuje, gdyz nie mam za bardzo co, ale jesli zajdzie taka potrzeba, to ja tym razem moge odegrac role gupiego jasia w dzinsach. Z przyjemnoscia. Mnie to szczyka.
Ja jestem artystka, mnie wszystko wolno, ja sie moge owinac papierem te i zwienczyc kokarda.


I to bedzie szalenie la boheme!
Kokardy sa baaardzo modne w tym sezonie. I pumpy.



czwartek, 21 lutego 2008

Inwentaryzacja

Mam bal


bal nad bale


ale


nie mam strojooow
butooow
torebkooow
szalooow
kapeluszooow
bizuteriooow


mam za to pelno bachorow, wszystkie chore, charcza nocami, spac nie daja.
I mam wory pod oczami.
Oraz bladosc cery.
A, no i skleroze, calkiem zapomnialam.


Wystarczy zeby dobrze sie bawic?



Ja chce zwiewna hippisowskom suknie ala motylem jestem!
Byl kiedys taki program w telewizji gdzie dwie angielskie pulardy przerabialy dwie angielskie superpulardy na pulardy i one mialy stos takich sukienek, ze bym sie za nie dala pokroic ale u nas czegos takiego NIE PRODUKUJA.


W naszym kraju obowiazuje szare umundurowanie z hamu w sam raz do biura i/lub do trumny.



środa, 20 lutego 2008

ktokolwiek widzial, ktokolwiek wie

Ja sie nie boje, nie mam czasu.


Pojazd zazwyczaj pozostawiam na parkingu.
Czasami zas parkuje pod domem. Takoz wczoraj.
A dzis ide sobie ide po zakupy pozostawione ongi w bagazniku, mijam swoj samochod, oceniam mimochodem okiem konesera jakosc tlumika i mkne dalej na parking.


Docieram, patrze – a tu nie ma mojego samochodu!!!


Czy to mozliwe, ze go…
…eee…


…gdzies go juz jakby widzialam.


No.


Znalazlam.


Ale zgubilam za to krople do oczu bobona. Nie mam pojecia gdzie moga byc.
Nie szukalam jeszcze tylko na na parkingu.



poniedziałek, 18 lutego 2008

Miej serce i dla meza

Kot: Kurwa, ale mam siwych wlosow!
Zona Kota: Ciesz sie, kurwa, ze w ogole masz.
Kot: A no tak.



Srala baba, srala, w garniec luuutowaaany…

Na zakladzie pomor i odwodnienie.
Caly dzien wszyscy sie przescigaja w barwnych opisach jak to grypa zoladkowa nimi powodowala i jaki przemozny wplyw na ich zwieracze wywarla.


Tez to mialam, nie powiem, calodobowe kowadlo w zoladku itede.
Ale barwne opisy z ozywiona gestykulacja, okraszone nieomal malarska onomatopeja, w korytarzu, w toaletach, w kuchni?
W dodatku umiejscowiona jestem niedaleko epicentrum zakladu gdzie wszyscy sie spotykaja i wymieniaja doswiadczenia.


No nie wiem.


Niemniej jakby ktos bardzo nalegal nie no to oczywiscie, moge poslac scenariusz na mejla.


A pan prezes wlasnie powrocil ze stoku. Umowa jest taka, ze nie myjemy raczek po wyjsciu z toalety i dotykamy klamki u jego gabinetu.


Co poza tym?
Jeden bachor ma kaprawe oko drugi rzezi. Rzezi po konsultacji z panstwowa sluzba zdrowia. Zdumiewa mnie jak to jest, ze nie potrafi ona uleczyc rzezenia, potrafi je jedynie poglebic.
Uleczyc natomiast potrafi prywatna, w tym przypadku za 50 zlotych.
Jeszcze poczekam, jesli rzezenie sie poglebi to zrezygnuje z wacikow i pojdziemy. Trudno.


Bal w sobote.


Rozpoczelam scisla diete. Zywie sie wylacznie chlebem ze smalcem. Jest to preludium do menu balowego. Menu balowe przewiduje bowiem smalec jako danie glowne oraz przystawki i digestify


jest zupa smalcowa i knedle z smalcami
ze smalcu szarlotka i placek i babka


Oraz GALANTYNA z drobiu. To chyba do drinkow.


Kolega K. z niewyjasnionych do tej pory pobudek wybral jako miejsce balu wyciosana z bali karcme (w samym srodku miasta obok dworca, zeby bylo jasne). Obejrzawszy na zalaczonych do korespondencji fotografiach wyszukane wnetrza, nabralam obaw co do rajstopek.
Wszedzie stercza seki! To takie podniecajace!


No i nie wiem, co na siebie wlozyc! W takiej sytuacji przychodzi mi na mysl stylizacja na Jagne na kupie gnoju. Biale giezlo rozchelstane na  obfitym biuscie i  potargane  kosy.


Ale w lutym?


Praktyczniej bedzie zalozyc zapaske pod baranice lecz nie chcialabym sie zanadto spocic skaczac przez ognisko. Poza tym trzeba bedzie prawdopodobnie uciekac przed chlopami w kozuchach pod koszula, chcacych nas, baby, zawlec za warkocz na siano. Zatem zaloze slomiane lapcie, gdyz lubie jak w mym anturazu poszczegolne jego elementy ze soba koresponduja.


Zapaska ma jeszcze jedna zalete: na koniec bedzie mozna zgarnac w nia ze stolu reszte galantyny i zaniesc do dom lobsmarkanym dzieciukom z zapluszczonymi locami.


A tymczasem stary zapowiedzial, ze na dniach przyjedzie.
Trza bydzie zaszlachtowac wieprzka i czi kokoty.
W znaczeniu: koguty.



piątek, 15 lutego 2008

la vie incroyable de la kluska śląska

Nawrzeszczałam na rodzoną swą matkę i teraz mi gupio. Na matkę ze skręconą w kolanie nogą, którą to matka siedzi właśnie na peronie gdyż uciekł jej pociąg.


Niewiele mam.


Mam rozbudowaną kolekcję herbat. Nie mogę się oprzeć herbatom tak jak inne damy nie mogą się oprzeć butom czy torebkom.
I herbaty te mieszkają w dużej liczbie u mnie w kuchni w kredensie.


A moja mama uwielbia wytwarzac kluski. Trzeba w pośpiechu wyrzucać ugotowane kartofelki bo jest pewnym, że jak przyjdzie i je zoczy to natychmiast przetworzy je na kluski. Ślaskie.
I byloby cudownie, gdyby nie fakt, ze kluski śląskie lubią być wyprodukowane ze swieżo ugotowanych ziemniaków. W przypadku gdy główną ingrediencję stanowi ziemniaczek z przedwczoraj zahibernowany w lodówce, kluseczki maja slaby walor i nikt ich nie chce jeść.
Niestety, przymus przetwórczy jest silniejszy od niej. Tak jak ode mnie silniejszy jest pociąg do zakupu herbaty.


I tu np. w dniu wczorajszym mama proszona o ugotowanie jakiejs ciepłej (choc niekoniecznie jadalnej) strawy nie zdążyła albowiem kręciła kuski. I w ten sposób przybywszy do domu zastałam kluski w duzej liczbie w PIEKARNIKU (zimnym, dodam gwoli wyjasnienia osobom, które chciałyby na podstawie tej notki machnąć kluski: ukręcone kluski wkładami do nienagrzanego do temperatury 21 stopni piekarnika. Nie wiem po co.) i otrzymalam zalecenie abym pamietała wyjąć je z piekarnika i włożyć do zamrażalnika.


Oczywiście nie pamietałam.
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że mama też nie pamietała.


I tu sie splatają losy moich herbat z losami bytujących obecnie na śmietniku klusek.


Bo gdy dziś rano zajrzałam do piekarnika to znalazlam tam, owszem, kluski, lekko wyschnięte o popękanej nawierzchni. To mnie jednak nie zdziwiło. Podejrzewałam, że noc w piekarniku nie zrobi im dobrze. Uwagę moją przykuł inny szczegół. Kluseczki bowiem umiejscowione na tekturce. Na tekturce z herbaty. Z herbaty grejfrutowej!


Rzucilam się zatem do kredensu aby zobaczyć co zaszło i oczom mym ukazał sie widok straszny. Herbaty, moja duma i chluba, pomieszane, zmiksowane, pozbawione opakowań i tożsamosci leżały w zbiorowej mogile torebki papierowej. Zarówno te wspomniane grejfrutowe jak i świąteczne typu magic moments a pośród nich błąkały sie bezimienne, które już na zawsze pozostaną niezidentyfikowane. I ja nie chcę tu nikogo straszyć, ale te bezimienne moga okazać sie brzemienne. W skutkach.
Wcale bowiem nie jest powiedziane, że nie są to znane ze swych właściwosci przeczyszczających, wysmuklające herbatki figura jeden.


Zapraszam.
Może herbaty?



czwartek, 14 lutego 2008

jesiotr drugiej świeżości

Będzie o ważkich zagadnieniach.


Złamałam sobie trzy paznokcie.
Na raz. To były paznokcie, ktore hodowalam specjalnie na bal.
W normalnych okolicznościach lamie sie jeden paznokiec, a jak jest bal w perspektywie to trrrach: trzy.
Niby wszystko jedno czy jeden czy trzy, ale czy to nie jest dowód na istnienie fatum?


B. mówi, że och, och bal i ona musi sobie zrobić liposukcję.


No nie wiem, sądząc z materiałów zamieszczonych w N-K przez chłopców w zupełności wystarczy sobie posmarować gębę sadzą i będzie git.


Inna sprawa, że będą też dziewczęta. Taka M.B. powiedzmy, która zachwyciła swom kibiciom wysmukłom kolegę K., i który od tego w porywie serca obdarzył ją komentarzem:”Jeśli ta fota jest (tu, uwaga) W MIARĘ ŚWIEŻA to z ciebie laska jak złoto!”
Mnie nikt tak nie napisał, że jestem w miarę świeża lub zeby chociaż o srebrze lub mosiądzu wspomnieli. Nic. Nawet cyny.
Co robić.
Skup metali kolorowych nie będzie miał ze mnie dużego pożytku.


No nie mogę pisac bo mnie tu telewizorem katują.
Szyt. A taki miałam koncept, nie pamiętam wprawdzie jaki.


No i tak.



środa, 13 lutego 2008

Rutyna

Babcia Ali Z. oglądała te takie telenowele, co to u mnie ich pod dostatkiem w zyciorysie, i jej się pomyliło to co tam z tym co tu.
A że w dodatku miała alzheimera no to nieszczęście gotowe.


Ja się nie śmieję zgodnie z maksymą nie śmiej się dziadku…


Może ja też mam i dlatego mi się myli? Taylor umarla a brat pod dywanem i dlaczego wy mi nie powiedzieliście, że ona była z nim w ciąży?


Lecytyny jeszcze nie kupiłam.
Ciągle zapominam.


Wczoraj, jak państwo zapewne widzieli, napisalam ostatni list pod dywan.
Więcej nie będę na ten temat truć.


Ale aby móc go napisać musiałam najpierw spetryfikować synapsojady.
Małego pyk i położyłam spać.
Z dużym gorzej, ale zaskakująco dobrze mi poszło. Po prostu oświadczyłam, że piszę list i do kogo. Opowiedziłam mu po krótce tę łzawą historię. Jak doszłam do momentu, że ten syn to z jedną panią na mieście, to usłuszałam z jego ust pobladłych: jezusmaria to dobrze, bo juz myslalem, ze babcia Deda jest w ciąży!


Czemu by nie?



wtorek, 12 lutego 2008

Ostatni

Nie wiem co myślisz, co czujesz i jaką strategię przetrwania wybrałeś.
Nie sądź, że się tłumaczę, że w obliczu choroby ojca postanowiłam odkupić grzechy.


Nie nie nie. To nie tak.


To dopiero teraz się okazało, że jesteś, a raczej, że Ty to Ty.


Bo że ojciec ma kogoś  to wiedziałam nie od dziś (kolega mieszkał, obserwował i donosił). I to, że ta kobieta ma dziecko też. I nawet, przyznam, przeszło mi przez myśl, że to może być jego dziecko. Ale ponieważ żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że tak jest, nikt, a co najważniejsze ON SAM, o tym nigdy słowem nie wspomniał, to uznałam, że jednak nie jego. Po prostu nie zmieściło mi się w głowie, że taki fakt można przemilczeć.
Zakochał się w kobiecie z dzieckiem. Zdarza się, serce nie sługa. Nawet mnie to ujęło, taka rycerska postawa. Inne jego przygody nie były tak romantyczne. Raz zdarzyło mi się go przyłapać in flagranti z jedną tłustą blond pulardą. Twojej Mamie też nie był przesadnie wierny. Ze swoją mamą nie rozmawiałam na ten temat w złudnym poczuciu, że ją chronię. Nie chciałam, żeby ta wiadomość ją zraniła. Teraz sobie przypominam, że kiedyś, w czasie jakiejś kłótni rzuciłam ojcu coś o narzeczonej tam a tam. Pamiętam, że zamilkł.


A może był znak: R. Mówił coś o tym, że my to prawie jak rodzina i że wujek P. to czy tamto. Trochę mnie to wówczas zdumiało i pomyślałam, że ten R. to fajny, fajny, ale taki jakby trochę infantylny i że powinien pójść do wojska, czy coś, bo nie wypada, żeby dorosły facet  mówił o obcym człowieku „wujek P.”
A on prawdopodobnie sądził, że ja o wszystkim wiem i jego zapewne też zdziwił mój całkowity brak zainteresowania tematem prawie rodziny.
I jeszcze bezinteresowna nienawiść ze strony jednej z Twoich ciotek. Wtedy całkowicie dla mnie irracjonalna. Dopiero teraz pojęłam w czym rzecz.


No, a tato po prostu zapomniał nas sobie przedstawić. Podobno raz próbował, na jakimś balu mikołajkowym ale nie przypominam sobie, żeby ktoś kiedyś pokazał mi jakieś dziecko i powiedział: łap, stara, to twój brat.


Kiedy się w końcu okazało, że jesteś, zaraz doniosłam o tym fakcie I. i zapytałam podejrzliwie czy wiedziała. Odpowiedziała, że nie, chociaż jakby coś z tyłu głowy… Też musiały do niej docierać jakieś echa, ale nigdy nic konkretnego.


Nie wiem co teraz. Myślę tylko, że może ten kuriozalny, niepotrzebny i głupi węzeł trzeba pomóc ojcu rozwikłać. Nie rozumiem jak w ogóle można było się tak zamotać. I po co. Gdyby tu jeszcze ktoś na kogoś dybał z nożem zaślepiony nienawiścią. Ale nie. Wszelkie złe emocje, nawet jeśli kiedyś były rozwiały się ćwierć wieku temu.


Takie przeoczenie.


Kilka razy chciałam dopaść ojca i powiedzieć: „Cześć, słyszałam, że masz syna. Czy nie uważasz, że wypadałoby nas sobie przedstawić?” Ale nie potrafię. Nie teraz, kiedy stał się taki kruchy.


Nas już raczej nic nie zbliży. Ewentualnie jakaś nerka, choć wolałabym nie.


Chciałabym tylko, żeby ojciec mógł odejść bez poczucia winy. Nie wiem, czy to go jakoś podniesie na duchu ale może warto spróbować. Mam nadzieję.
Ciekawe czy naprawdę czuje się winny czy to tylko moja projekcja.


Znowu coś co nie mieści się w głowie, choć granica zmieszczeń uległa już znacznemu przesunięciu…



Xenna Ekstra Wojownicza Ksiezniczka

Kot mowi, ze nie moze patrzec tu, o,  do bloga mego, gdyż tu same brzydkie wyrazy oraz w ogole taka wojownicza jestem.
Zatem postanowiłam zmienic nieco ton.


Napisze, przeczytam, jak przeczytam to może uwierzę.


Zatem jest cudownie.
Pogoda nienajgorsza, spać mi się chce, ale co tam, wyśpię się w trumnie.
Ponadto dziecko chore ale jakby zdrowe.
Mlody ujada ale obecnie spi.


Mlody jest okropnie śmieszny. Kiedy ma jakieś roszczenia najpierw wrzeszczy a następnie, kiedy to nie odnosi pożądanego skutku, wali się pięścią po glowie z bezradności. Może to jest jakiś sposób na moją niemoc?


Ale, ale, znowu smucę a miało być beżoworóżowo.


Wobec tego ide rozejrzec sie za jakimiś pozytywnymi aspektami mojej egzystencji.


Moze mnie nie byc ze dwa miesiace.



To be or not to be

Zaraz mnie rozerwie.


Dalam sie nabrac na to, ze duzy bachor jest obloznie chory. I teraz mam.
Jesli dodac do tego dzialalnosc malego bachora plus moja insomnie czy jak jej tam to mamy material na zbiorowe samobojstwo.
Siade i bede szlochac.


Dlaczego bez dwoch kaw nie potrafie otworzyc powiek a po dwoch kawach sie zawsciekam?
Dlaczego nie wiem jaki jest dzien tygodnia?
Dlaczego obiad mnie przerasta?
Dlaczego jak posprzatam to jest posprzatane przez trzy minuty?
Dlaczego ciagle chce mi sie spac?
Dlaczego bachory mnie wkurwiają?
Dlaczego nie mam co na siebie wlozyc?
Dlaczego, dlaczego, dlaczego.


Aaaaaaaa….



poniedziałek, 11 lutego 2008

Sie boje

Wlasnie, nie po raz pierwszy, mialam zawirowanie czasoprzestrzenne.
Pomylilam dni tygodnia.


To latwe gdy sie myli np srode z czwarkiem.
Ale zeby pomylic poniedzialek z piatkiem to chyba trzeba sie juz lekko napracowac.
A mnie to przyszlo z taka latwoscia!


Bylam przekonana, ze dzisiaj jest piatek! W poniedzialek taka bylam!!!


Patrza na mnie i mrugaja do siebie.


Kupie se lecytyny i zobaczymy co dalej.



Choroba lokomocyjna

Bede nudzic.


Pod dywanem cicho tylko w Lastfm Post Regiment; Kolory, Krowy, Kiedy krzycze, Rodzina(!), Norma, Kurewska itp. zamiennie z Dead Kennedys. Czyli bunt i no future. Z czym do ludzi?


Mam ochote wykaligrafowac grozbe na rozowej karteczce w kotki:


Bedziesz jeszcze, czerstwy palancie, potrzebowal nerki! Ni-chu-ja!


….


Kiedys, jak bylam mloda i bez przerwy sie nudzilam, skutkiem czego palilam bardzo duzo papierosow, to wylepilam z Tabaza list z Panoramy. Anonim byl adresowany do mamy Cypisa i widnialo w nim zdanie: PANI SYN SIE ZLE PROWADZI. Mam go do dzisiaj w swoich czelusciach. Skseruje i wysle do matki tego mamlasa.


Niech maja.


…..


Niemniej troche mi sie to wszystko podoba. Jest tak very exajting. Widac najwyzszy zamiast mi zeslac narzeczonych w liczbie stu, to nie mial nic dla mnie (sory, stara, same palanty) i dal mi brata zebym se pocwiczyla eksajtingi.
Oczywiscie no bez przesady, gdyz jak wiemy jestem cyniczna i zblazowana ale zawsze cos.


…..


Ja to w ogole uwielbiam rózne trudne sytaucje. Kiedys, jak bylam mloda i mialam dzikie tabuny narzeczonych to im bardziej teatralne wskutek tego dramaty sie zdarzaly tym lepiej. Nic mnie tak nie bawi jak poczucie, ze oto ktos mi wkreca krzywy film.
Razu pewnego, wezmy, mialam relatywnie mlodszego narzeczonego. I wybieralam sie z nim na ferie w cztery oczy (dwa gylyndry). I na to wziela mnie na rozmowe jego zatroskana matka! O, jak bylo fantastycznie, mowie wam!



Czemu on nie chce przyjsc? Byloby tak surrealistyczne, ze przez chwile moglabym odleciec, przypuszczam.


TA-KI-CZAD-SIE-ZDA-RZA-RAZ
JE-BUT-JE-BUT-JE-BUT-JE-BUT


Ktos chetny?
prosz:


http://www.lastfm.pl/music/Post+Regiment/+videos/+1-w9jN-tTY4NU


I nie-pod-slu… chuj!



niedziela, 10 lutego 2008

Jezu jak się cieszę…

z tych króciutkich wskrzeszeń.
I nie ma to nic wspólnego z pełną kieszenią o nienienie. Ale czasem czlowiek taki jakis letki sie robi i cos go kila w brzuchu jakby radość, choć gdy sie przyjrzy sytuacji to nie ma podstaw do kilania. Jednak kila od samosci i nie wiadomo co to.
I wtedy sie idzie krokiem sprężystym i sie pcha wozek pod najstraszniejsza gore w miescie, lekko jak gdyby to byla pileczka nie stal i sie mysli, ze cos w powietrzu jakby wiosna i och jak przyjemnie, wszystko pochytane, obiad był, bachory średnioupierdliwe a już jutro do pracy.


I wtedy nalezy wzmoc czujność.
Albowiem to nieomylny znak jest, ze oto zaraz coś pierdolnie.
 

Totez ide sobie dzisiaj jak powyzej i już jestem za siódmą rzeką gdy nagle telefon, że Dawidolot wlasnie wypatruje Aramaja gdyż ma urodziny. Nosz faktycznie! Zapomnieliśmy!
Zatem galopuję patataj pod tę samą górę co mi się tak urocza wydawała jeszcze godzinę wcześniej, czerwona spocona wpadam do domu, ubieram bachora wcopopadnie gdyż wszystkosiesuszy. Drugi bachor wściekle głodny kruszeje w kombinezonie, zatykam go wbrew jego woli do fotelika, knebluję kocykiem. Jadymy, wydaję ostatnie pieniądze na słodycze w nocnym. Dobrze, że tu jeszcze są bo drugi okoliczny nocny już się przebranżowil i proponuje wyłacznie napoje wyskokowe a to dopiero 10. urodziny. Zawożę. Buniozyl bardzo się niecierpliwi. Wystawiam z samochodu Aramaja, odjeżdżam z piskiem opon do domu gdzie po wyczerpującej walce udaje mi się zdesperowanego Bunia znokautować, zatankować i uśpić. Roczochrana i glodna osuwam się bez ducha.


Zaczelo się od niewinnego kilania a oto siedze ogarnięta delirium i opycham sie salatka jarzynową co mi zawsze daje wrażenie, że są czyjeś urodziny w zestawie z polędwicą sopocką. Zgadza się. Są.



Jak zakila należy natychmiast rozdeptać telefony. Wszystkie.



sobota, 9 lutego 2008

Hot News!

Kolegę dziadka Dawidolota porwali kosmici. Oddali go w Nowy Rok.


Prawda, że ładnie z ich strony?


Sczegóły operacji bardzo zasępiły mojego syna.
Podobno wszczepili porwanemu lampę do mózgu. Nie wiem jak to odkrył, zapewne zaświecił oczami.
Praktyczne bestie z tych kosmitów, trzeba przyznać.
Dawidolot tak długo przysięgał, że nie kłamie, że nie pozostawił cienia wątpliwości w glowie Aramaja.
Widzę, że teraz lekko lęka się on bycia porwanym i oddanym.


Ja tam bym nie miała obiekcji. Niechaj by mnie porwali na jakieś dwa tygodnie.
Najchętniej do SPA ewentualnie do ciepłych krajów.


Pusz donosi, że będą sobie wstawiać nowe cycki jej koleżanki, które można rozłożyć na raty.


Inna jej koleżanka jest w ciąży z Nielegalnym Arabem z Wysp Brytyjskich.


ALE PROSIMY SIĘ NIE OBAWIAĆ!


Koleżanka ma metr osiemdziesiąt pięć wzrostu i waży, no, wiadomo że w ciąży to różnie.
W każdym razie nic jej nie grozi ze strony filigranowego oblubieńca.
Jest ona pod opieką położnej z urzędu w kolorze czarnym. Położna jest rasistką i nienawidzi położnicy. Koleżanki radzą jej latać do ginekologa do starego kraju. Podobno wiedzą co mówią albowiem jedna z tych koleżanek zrobiła studia wyższe samolotem.


No to se popisałam. Przyszedł ten nieporwany i gada złośliwie jak najęty.
Przestał gadać – szura stołem.


Nie wiem, zgubiłam wątek.


Oni się żywią moimi synapsami.
W obecności bachorów bez zająknienia potrafię powiedzieć jedynie: eee



środa, 6 lutego 2008

Carramba!

Powiem wprost, bo widzę, że inaczej nie działa.
Ojciec jest śmiertelnie chory. Nie wiem czy nie umierający.
Może dyplomatycznie zapomniał wspomnieć o tym fakcie, jeśli tak, to go wyręczę.


Myślę, że powinniśmy się spotkać. Nie wiem co zrobimy, jak już się spotkamy ale na pewno będzie strasznie fajnie. Rzucimy się sobie w ramiona i będziemy długo szlochać.
Tak to widzę.


Ostrzegam, że jeśli przyjdzie nam się poznać na jego pogrzebie to tego nie wytrzymam, kurwa, nerwowo i na zawsze się zamknę w świecie brazylijskich telenowel.


Mam nadzieję, że nie odziedziczyłeś skłonności do chowania głowy w piasek i się stawisz.


To gdzie i kiedy?



Ścieżka kariery

Przeczytalam wlasnie kąsek jakiegoś pamiętniczka, w ktorym jakas pani pisze, ze oto przeczytała twoj styl i wskutek tego nigdy nie byla tak pewna czego chce od zycia.


No to sie, kurwa, zdziwilam.
A jednoczesnie wszystko stało sie jasne.


Okazalo sie mianowicie, ze za rzadko chodze do dentysty.
Powinnam częściej, to dobrze robi na zęby oraz na cel w zyciu. Mozna sobie rozjaśnić jedno i drugie za te sama cene a jednoczesnie nie trzeba kupywać najczesciej kupowanego luksusowego czasopisma dla kobiet.
Teraz juz wiem skad moje rozterki.
Ale nie kupie.
Albo moze kupie, ale nie przeczytam.
No nie mogę.
Może nie trzeba czytać, może wystarczy kupić?
Może ta pani niepotrzebnie przeczytała?


Mam mętlik w głowie.
Celuuu…



wtorek, 5 lutego 2008

Przepraszam bardzo, czy pani hipersomnia?

Wstaję rano i mam dość.


I nawet nie mogę spokojnie wyżalić się mojemu dzienniczkowi bo ktos mi wisi na nogawce i ujada.
Obecnie siedzi obok mnie na fotelu i ma swoją klawiaturę i swoją mysz.
Ale nie. Pożąda moich. Włazi na mnie.
Postawiłam.
Stoi wczepiony w mój rękaw i ryczy. Łzy jak grochy kapią mu z przepastnych, błękitnych ócz.
Przestał ujadać. Zagaduje coś pokojowo. Nie podziałało, znowu ryczy, tylko sobie usiadł. Jamra.


Poszedł.


Niby dobrze, ale dokąd?
Zatrzymał się w przedpokoju.
Przypomniał sobie o nieszczesciu jakie go spotkało.
Wrócił.
Wyciąga łapki i stuka w klawisze. Na razie w swoje.
O. Teraz usiłuje w moje.
Przegoniłam.
Na znak protestu majstruje przy kontakcie. Z doswiadczenia wie, że to działa. Ale nie tym razem. Patrzy zdziwiony.
Rozgląda się co by tu.


No i co?
Miało byc o moich rozterkach, o niechęci do życia i osobowości depresyjnej a wyszło jak zwykle.


A co to! Kupa?
1:0 dla niego.


WIADOMOSC Z OSTATNIEJ CHWILI:
Zaniedbane dziecko z kupą w majtkach jeździ koszem na smieci po salonie a zobojętniała wychowawczo matka siorbie kawusie czytajac pudelka.
Nie trzeba dodawac, że zlewie piętrzą się gary.
To się wie.



poniedziałek, 4 lutego 2008

Bloody Monday

Szybko szybko.
Mam 7,5 minuty zanim Aramaj skończy zadanie domowe i napadnie na mnie i na komputerek.


Eeeee…
o czym to ja chciałam?


No, już nie musze sie zastanawiać. Oto co przed chwilą usłyszałam:


„Mamooo, piszesz jak jakaś taka baba w jakimś urzędzie w jakiejś wsi tylko ci szybciej idzie to pykanie”


Co mogę dodać?
Mogę dodać, że onegdaj usiłowałam na sobie samej przeprowadzić kurs pisania bezwzrokowego. Zaopatrzyłam się w odpowiednie przewodniki i rozpoczęłam mozolne ćwiczenia:


abau abau abau abau czy tak jakos a potem: kale kale kale kale czy coś w podobie


i tak do smierci, tylko coraz dluzsze sekwencje liter
Niestety, mój układ nerwowy tego nie wytrzymał.
Po trzech minutach podobnych ćwiczen zaczynało mnie swędzieć całe ciało a po pięciu toczyłam pianę z pyska. Szczerze odradzam osobom wyczulonym na estetykę gorsu.


A gors mam właśnie okrwawiony, gdyż Buniozyl dziś wyciął potrójnego tulupa z lądowaniem na twarz. Krew z nosa i krew z rozciętej wargi.
Dwie krwie.
Tak się niewinnie pochylił i stało się. Tym razem nawet przez myśl mi nie przeszło żeby zemdleć.
Ot, wzięłam ryczącego poszkodowanego i zrosiłam bieżącą wodą. A i on nie szlochał przesadnie długo i po chwili zaczął sobie radośnie chlapusiać.


Rutyna.


Dziecko mówi: szkielet człowieka tworzy 206 kości, nie?


Nie wiem, nigdy nie liczyłam.



niedziela, 3 lutego 2008

Lazy Sunday

Drzwi sie tu nie zamykaja.


Stary już prawie wyrzucil choinkę i jestem mu wdzięczna i jest cudowny.
To jego słowa.


Aramaj się we wszystkim zapamiętuje. Jak dziś kolega mu podszepnął czy by nie zostali indianami na jeden wieczór to od razu wysmarował sobie gębę czarną farbą. Przy okazji kurtkę też. Następnie wpadł do domu i zażądał wydania namiotu.


Odmówiłam.


Obecnie podejmuje kolegę w swoim pokoju. Zostaniemy jak zwykle z wybebeszonymi do ostatniej zabawkami bo kolega w pół słowa zrobi zwrot na pięcie i zniknie.
Właśnie zdradził, że to będzie o siódmej.


Musze do zadań.



sobota, 2 lutego 2008

Alzheimer sie kłania na kolanach

Nie mam głowy.


Mam przeciążone podzespoły i przegrzane styki. Kazdy zamiar przerywany jest przeciągłym kwikiem, po wybrzmieniu którego nie pamiętam czego on dotyczył (kwik, zamiar, wszystko jedno).


Weźmy teraz.
Siądłam, zbieram mozolnie dwie mysli do kupy. I już jest! Wyrósł jak spod ziemi, stoi i coś stęka i pokazuje oczami.
Pytam, dysząc nienawiścią: „co?”
Boga sie nie boi, mówi a właściwie mamrocze enigmatycznie: „jaaa teeeż”
„O co chodzi” ponawiam a ciśnienie mi wypycha oczy.
„Ja teeeż chceee pogracć na komputerku” ośmiela sie oświadczyć
Co za tupet! Chryste panie.


Oni wszyscy niby wiedzą, że nic z tego ale cale życie próbują. Drążą, gnębią, molestują.
Nie przestają nigdy, chyba, że akurat śpią, ale wówczas śnią o metodach manipulacji, które natychmiast po obudzeniu (mnie) wcielają w życie.


Wszystko mi leci z rąk.


Co gorsza ten stan, nazwijmy go permanentnym chaosem, zaczyna mi wyłazić z domu i się rozprzestrzenia.
Jakiś czas temu szaleństwo dręczyło mnie tylko tu, o, i tylko w towarzystwie moich bobasków.
Teraz tkwię w obłędzie non stop.


Weźmy na zakladzie.


Nie potrafię się na niczym skupić, choc teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie.
Miast siaść na dupie i zrealizować polecone zadania do wykonania wiercę sie na krzeselku, sprawdzam mejle, pacze na torebki/buty/staniki/paski/kapelusze/pantalony/muszki. Gówno mnie one obchodzą ale czuję wewnętrzny przymus.
W wolnych chwilach czytam blogi, pisze blogi, komentuję blogi.


Ponadto mam problem z kawusią: zapominam wypić kawusi, wstawiam całkiem dobrą choć zimną kawusię do mikroweli, zapominam kawusi tamże, kawusię przynosi mi koleżanka na poły wygotowaną, musze wylać. Robię nową, której zapominam wypić itd.


Bardziej namacalną formą chaosu jest burdel.


Mam co macać.


Mam burdel w domu. To wiadomo. Każdy, kto posiada bachory posiada także burdel. Te rzeczy sa serwowane w pakiecie.
Dodatkowo ten burdel za mna łazi: mam burdel w samochodzie, w torebce, w portmonetce oraz w przyzakładowych szufladkach.
Tylko w komputerze nie mam. Resztką sił. Wiem czym to sie konczy kiedy wszystkie pliki noszą nazwę xxxxx lub ppppp jak zwykl nazywać je nieodżałowany pan W.
Ale to tylko kwestia czasu.


A może to pospolity Alzheimer a ja sie zadręczam?


(Znowu przyszedł, mlaska mi nad uchem. Niby nic a jaki efekt.)


Zapomniałam wywrócić dżinsy na lewą stroną przed praniem i wyrosły mi na nich eleganckie prążki.
Zawsze kiedy podgrzewam mleko ono kipi.


Bunio wyrzuca wszystko do kosza. Dzis wyrzucił Kotu telefon.


Bardzo ich kocham.



piątek, 1 lutego 2008

Adawa kadawra czy coś

Aramaj skonczyl w dniu wczorajszym 10 lat!


Otrzymal Smokologie oraz ostatni, o, dzieki najwyzszemu, tom facynujacych przygod Harrego Pottera.
Oczywiscie natychmiast rzucilismy sie do lektury.


Nie wiem o co w tym chodzi, ale czytajac kolejne dziela nie potrafie sie oprzec wrazeniu, ze oto jestem chomikiem wpuszczonym na karuzelke.
Pani Rowling opanowala w znakomitym stopniu szermierke tabloidowym zasobem 1200 slow i w kolko sie nimi posluguje okraszajac calosc 25 rodzynkami typu horkruks czy petryfikacja. Calosci dopelnia polewa z egzotycznych imion i nazwisk.


Bellatrix Lastrenge…


Marzenie kazdego masochisty.
Kazdy bowiem zdominowany marzy aby rzeczona smierciozeczyni napadla na niego w swojej branzowej odziezy i spetryfikowawszy go wetknela mu rozdzke pod powieke, powiedzmy.
Nastepnie zrobila mu horkruksa i znikla z lordem woldemortem zostawiwszy go okajdankowanego i proszacego o jeszcze.


Dobra. Dziecko przeczytalo drugi rozdzial i oswiadczylo, ze nudny.
Harry Potter cały czas siedzi i czyta gazete.


Ciekawe jaka…