niedziela, 7 września 2008

bylo milo, az naraz wyciągłam flaki

Miedzy mna a Paris Hilton jest najwyzej szesc i pol stopnia oddalenia.
Tak obliczyli specjalisci i tego sie trzymam.
Nie wiem co prawda czy kiedykolwiek uda mi sie przeforsowac chociaz to pol, ale bardzo sie staram.


Ponadto okazalo sie, ze najlepszy przyjaciel mojego syna (pierwszy stopien oddalenia) wyprowadzil sie z mama do Krakowa i, w zwiazku z tym, ich przyjazn stanela pod dalszym znakiem zapytania.
Ja bym umarla na wiesc, ze moja najlepsza przyjaciolka sobie poszla, a on sie nawet nie zmarszczyl. Zapytany z kim sie teraz bedzie serdecznie przyjaznil, odpowiedzial, wzruszajac ramionami, ze jeszcze nie wie.


I zablysnal na przyrodzie.
Do odpowiedzi kolegi na pytanie kto stworzyl przyrode, brzmiacej: „matka natura” dodal gromko: „I DZIADEK MROZ!”


Milo sie gawedzi, ale pedze pozmywac wszystkie ocalale statki a potem je zamknac na klucz.


Musze jutro koniecznie namowic tesciowa (pierwszy stopien oddalenia, a wolalabym siodmy), zeby sobie wziela na warsztat cos nietlukacego, np. gazete, ale to chyba tez nie jest najlepszy pomysl.


Bo ona czerpie wiedze o swiecie z dziennika FAKT.
I to jest, niestety, fakt.
Jakby ktos nie wiedzial, jaki to model, to odsylam do serialu „Mamuski”.
Znajduje zaskakujaco wiele podobienstw.
Tesciowa mowi o mnie ONA. I opowiada o moich niedoskonalosciach
mojemu mezowi, swemu jedynemu synkowi w szponach krwiozerczej lafiryndy.
Gardzi mna sobie. Oraz cala moja rodzina. Nie wiem, skad ten pomysl bo MEZALIANSU tu nie bylo.
Nie zna slowa przepraszam i go nie uzywa. Nie wiem, moze tylko w stosunku do mnie.
I do moich kolezanek.
Np. do M. kiedys rzekla przepychajac sie w kierunku lodowki: KOLEGÓWNA SIE POSUNIE
I odtad mam w M. wiernego sekundanta, bo inni mi nie dowierzaja.
M. nazywa ja tesciowa z dowcipow i nic a nic sie nie smieje.


Kot mnie zabije jesli to przeczyta, ale ja musze.
Najprawdopodobniej jednak nie przeczyta, bo to za duzo liter.
Tym bardziej musze.
I bardzo jest mi go zal a tu jeszcze nastepujace kalumnie.


Zdradze w absolutnej tajemnicy i prosze nie powtarzac, ze ona w dodatku ma, niestety, przebicia na obudowe.


Jej sie wydaje, ze czas stanal w miejscu i oto moj maz a jej syn, to jej maz a moj tesc.
Czyli, ze Kot jest JEJ mezem
Moj syn, a jej wnuk, to jej syn.
Czyli ze Aramaj to maly Kot.
I do nich wszystkich mowi po imieniu w tej ulepszonej konfiguracji.
A ja jestem uosobieniem tych wszystkich trzecich (drugi stopien oddalenia), ktore przez lata pozycia tesc jej zaserwowal.
Czyli jestem WSZECHZDZIRA lub jak kto woli SUPERKURWĄ STO W JEDNYM.
I pragne rozbic ICH rodzine.
Miala jedno krotkie zawirowanie jak sie Buniozyl urodzil ale juz wszystko wskoczylo na swoje miejsce, bo zostal Aramajem.
Prosze nie pytac mnie o logike tych rozwiazan gdyz jestem bezradna intelektualnie w obliczu.


Ja w odwecie (co ja moge?) zwracam sie do niej w trzeciej osoby liczby pojedynczej.


Zatem, jutro powiem tak:
(wcale tak nie powiem, brak mi tej niezbednej sily jaka daje prymitywny, kanciasty leb)


„Niech mama z łaski swojej niczego nie zmywa, nie wypala i nie ulepsza. Niech mama sobie znajdzie do zabawy cos solidnego, najchetniej kulki z lozyska”.


A ona i tak jedna zgubi a druga zepsuje.


Zalozymy sie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz