Moja brand new obsession jest taka, że mi dziecko nie rośnie, karłowate, chude, dziesięć deko waży.
Na oko niby zdrowe jest jak koń, ale moze cos sie czai pod powierzchnia?
Z okazji 2 rocznicy postanowilam dzis uroczyscie zmierzyc Buniozyla.
Ustawilam trybuny, spedzilam tlumy.
Postawilam w skarpetkach przy framudze, wzielam ekierke oraz metrowa linijke renomowanej firmy SKALA.
I mi wyszlo, ze nie dorasta on do siatki centylowej.
Moze zbyt uczciwie zmierzylam?
Zawsze mialam przesadna sklonnosc do aptekarskiej precyzji przy rozlewaniu piwa na dwie szklanki i teraz to sie msci.
Moze powinnam plus minus dolozyc z 5 centow i juz by byla inna rozmowa.
Co do wazenia to nie wiem jak zwazyc, bo go waga nie widzi.
Normalnie, stawiam a ona: 0.00
Jak tylko sie obudzi polece sprawdzic, czy w ogole rzuca cien.
Jest mi przykro, gdyz przegrywam z kretesem w wozkowym wyscigu zbrojen.
Wszystkie przypadkowo spotkane pociechy w wieku Bunia leca z pamieci od „Litwo ojczyzno moja” do „ciche grusze siedza”.
I sa dorodne, bujne, rumiane, oczytane i inteligentne oraz maja zadbane matki co to ugotuja, wypiora, posprzataja i jeszcze czas znajda na lekture Tiny.
A moje przerazliwie chude dzieci wyroznia to jedynie, ze maja permanentnie brudne ryje, rozedrgana wewnetrznie matke-histeryczke i wygniecione łachy.
W dodatku gryzmola po scianach.
Ostatnio natknelam sie na dwie babcie w trakcie wymiany doswiadczen.
Jedna z nich, trzymajac pod pachy przekarmionego trzylatka, rzekla: musze mu kupic buty bo ma juz osiem miesiecy i niedlugo zacznie chodzic.
Biorac pod uwage kategorie wagowa to chyba od razu do zerowki.
Mam depresje. Ide tuczyc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz