Jaki hateemelowa kretynka mam teraz nie lada zagwozdkę usiłując pozamiatać po tornadzie, co tu wpadło i mi podmieniło szablon.
Wierzcie mi: poruszanie się po omacku w mrokach hateemela jest sztuką niełatwą.
Przypomina trochę, jak sądzę, próby porozumiewania się z zatwardziałymi mieszkańcami innych planet.
Uśmiechasz się, powiedzmy, sympatycznie i podajesz dłoń, a oni ci zakładają nelsona. Kiwasz przecząco głową: oni kucają. Smarkasz: cieszą się i biją brawo. Poprawiasz krawat: rozpoczynają niezwłocznie jesienne wykopki. I tak dalej.
Nic tu nie działa, tak jak powinno, co jest kolejnym dowodem na tezę, iż informatycy nie są stąd. Są agentami obcych układów planetarnych i wcale nie próbują tego ukryć. Przeciwnie.
No, ale się nie dałam i przewalczyłam gustowny szablon o nazwie Plain orange by Saikko (swoją drogą, Saikko, bój się b[l]oga!) metodą wielu niespodzianek, wliczając w to raptowne wykopki, doszłam do stanu obecnego.
Są jeszcze wielorakie niedociągnięcia, nierówności, dysproporcje i inne lapsusy, które mój ultrasymetryczny mózg przyprawiają o krwawienie dziąseł, ale może gdy znowu mi będzie wolno wołać „kurwa” (gdyż pulę na 2010 wyczerpałam przy tej okazji), to siędę i wypoprawiam.
Albo nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz