piątek, 7 września 2012
how fucking fascinating! come closer and tell me more
No więc aparat okazał się być nie komifo i ostało mi się tylko
osiemset zdjęć, głównie konceptualnych – śmieci na podłodze, czyjaś lewa
stopa, nic z glamuru, molo i pozowania z wciągniętymi plecami. Tak,
tak, plecami, mam grube plecy, czuję to, gdy wzruszam ramionami
podchodzą mi pod uszy, powyżej uszu, ale co się dziwić – dieta typowo
nadmorska: kebab ze świńskich ogonów, flądra w betonie z paniery,
zapiekanka xxl na bazie polimerów okraszona keczupem no tomato
z farbki plakatowej, pizza niesmaczna jak żart, jak podłożone na
papierową tackę gumowe rzygi, fabrycznie czerstwe pieczywo, spulchniacze
i polepszcze uformowane w gofrownicy. Woń frytury i waniliny. Festiwal
glutaminianu i podrabianych ziemniaków. Koślawa świątynia wypoczynku w
aureoli szarych, brzęczących świetlówek. Kraina paździeżu, oszczanej
kostki typu bauma, obowiązkowych lampionów szczęścia (zapluć, zatrzeć,
zapalić), eremefu maxxx i niemuzykalnych zespołów densingowych o
szerokim spektrum. Dla każdego coś miłego. Wyprzedaż świata. Lukratywna
oferta: wszystko za pięćdziesiąt złotych. Dają, to brać. Biorę…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz