sobota, 31 maja 2008

trochu grochu z kapusta

Nie chcialabym zapeszac, ale wyglada na to, ze nikt mi nie bedzie przeszkadzal.


Wszystkich unieszkodliwilam. Meza wyslalam do lasu.


Maz w lesie to nie jest dobry wynalazek, no chyba, ze maz gajowy albo drwal. Natomiast moj maz w lesie sie nie sprawdza.
Wczoraj, wezmy, poszlam z synem do tych dziewczat co to go nawolywaly syrenimi glosikami. I w drodze powrotnej (dla przypomnienia: ja o kulach, starszy syn maloletni i wiotkiej postury, maz w lesie) Buniozyl raptownie odmowil pojscia do domu, wyrwal sie bratu i pocwalowal przed siebie. Galop ten jednak nie trwal przesadnie dlugo, gdyz po jakichs 10 metrach opuscila go rownowaga i wyrznal czolem w beton az chrupnelo.
I teraz co? Czy sa jakies podreczniki, w ktorych jest jakis wzorzec postepowania w takich razach?
Rozdzial pt: „Maz w lesie a tu czarna dupa nagle”


Szczesliwie obylo sie bez ofiar w ludziach.
Lecz dzis maz do lasu zostal wypuszczony dopiero po polozeniu poszkodowanego do lozeczka.


Swoja droga, odwazny ten moj malzonek. Po tym lesie o zmierzchu straszne byty chodza. Zwierzyna plowa i ta druga w sensie dziki.
Dziki zreszta sie w tym roku nie krepuja. W zeszlym zachowywaly jeszcze resztki dziczej przyzwoitosci i przychodzily noca wykopyrtnac trawnik. Obecnie laza tam i siam zupelnie nic sobie nie robiac z towarzystwa samochodow i ludzi.
Jade sobie ostatnio do SUPERMARKETU, patrze, a tu dzik parkuje na poboczu. Nieoswietlony dzik, dzik bez kamizelki ostrzegawczej. Stoi i patrzy w kierunku swoich kolegow znajdujacych sie na drugiej stronie jezdni. Patrzyl tesknie a oni wolali: „no chodz, marian, na co czekasz, przeciez nic nie jedzie!”. No to sie zatrzymalam i przepuscilam gadzine bo stwarzala zagrozenie dla pojazdow silikowych. A jak tu potem wytlumaczyc firmie ubezpieczeniowej, ze zdarzenie drogowe mialo miejsce z winy dzika bez polisy?


Apropos dzikow, to Aramaj wchodzi zdaje sie w wiek przejsciowy. Jest coraz bardziej nieobecny i ambiwalentny. Na pytania dowolnej tresci odpowiada wzruszeniem ramion. Nie jest to jeszcze, co prawda, stan porownywalny z kondycja pewnego naszego kolegi muzyka, ktory, na pytanie: „ktora godzina” udzielal odpowiedzi twierdzacej: „no!” Ale juz sie robi blisko.


Widze tu w telewizorze, ze Mucha sie czegus rozwinela fizycznie. Kot, ktory sie zna, mowi, ze ona w Stanach bytowala i sie hamburgerow objadla. Niewykluczone.


W ogole jestem zdania, ze cialo nalezy redukowac do niezbednego minimum.
Nie zebym nawolywala tlumy do anoreksji, nienienie.
No ale, przyklad pierwszy z brzegu: wezmy swoje cialo z dziecinstwa i wspomnijmy jak to bylo.
Jak sie wisialo godzinami glowa w dol na klopsztandze i nic.


A teraz dla porownania wstanmy z fotelika i pojdzmy chwile powisiec na trzepaku.


Powisielismy.


I co? Jak bylo?


Wieeedzialam.


To co, chyba jednak anoreksja?
Opcjonalnie mozna jeszcze definitywnie zrezygnowac z trzepaka na rzecz paczka z roza i lukrem.


Do wyboru.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz