Oko mi skoko.
No prawie. Konkretnie policzek. Jakis miesienieniek w twarzy znuzony moja hegemonia zbuntowal sie i fika od wczoraj.
Ja mu sie nie dziwie. Skoro ja pije wylacznie kawy, to skad on ma miec pierwiastki?
Na poczatek, celem wyeliminowania skokow, nakupilam magnezu i o niego dbam.
Zjadlam juz pol blachy i na razie nic.
To moze dopalanie czekolada?
Arbuzowa, powiedzmy.
Dziwna ona jest, ta arbuzowa. O smaku Davidoff Cool Water.
W dodatku szczela.
Troche sie jej boje. Obawiam sie, ze po spozyciu beda mi sie dobywaly z ust i nosa kolorowe babelki pachnace sefora.
Matko jedyno, jak bym zrobila cos konstruktywnego!
Bo mnie wielogodzinne wyprawy na parkingi i przymierzanie kluczyka do w s z y s t k i c h drzwi, kolejno w s z y s t k i c h zaparkowanych tam samochodow, nieco nuza.
Taka jestem ambitna.
(Z listu do meza: „Kurwa, nikt mnie nie kocha, nikt nie lubi, nudze sie jak mops”)
Sasiadka ma jeszcze gorzej, bo jej coreczki poszly w biologie, ze szczegolnym uwzglednieniem rozmnazania.
Drecza slimaki, wmawiajac im: „I one sie teraz zenia”.
I slimaki, chcac nie chcac, musza sie ozenic.
Mozna by rzec: z rozsadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz