Mamy swieta a ja glodna.
Wczoraj z malzonkiem kanalizowalismy zla energie poprzez zburzenie murka w kuchni.
Murek byl pozostaloscia po inwencji interior design poprzednich lokatorow.
Byl piekny, wyniosly, przyklejony do tapety (papierowa tapeta w kuchni wytlaczana w trojwymiarowe wzory, yeah), ale podwaliny mial solidne. No i nie pozwalal na zainstalowanie zmywarki.
Tak wiec zmywarka tuz tuz.
Jest tylko jedno ale.
Z murkiem bylo podle, ale bez jest potwornie. Po jego likwidacji ukazaly sie oczom zebranych bebechy kuchenki, jakies rury, kable i rybiki nie maja gdzie mieszkac.
Chyba w przyszlym tygodniu go pieczolowicie odbudujemy.
Elementy jeszcze stoja w dziale gruz gabaryty lokalnego smietnika, wystarczy przytargac je z powrotem i skleic na osmiorniczke.
Oho.
Czuje wspinajaca sie na krzeslo obok kupe w majtkach.
Usmiecha sie szeroko i wyciaga lapki do klawiatury.
Wobec tego to by bylo na tyle.
—
Zatem Kot Budowniczy przykleil osiem brakujacych do zestawu kafelkow/kafelek, w kazdym razie na przeterminowany o 4,5 roku klej do glazury.
Na moje pytania, czy aby na pewno, odpowiadal: Beeedzieee paaani zadowolooona.
Nazajutrz dwie odeszly.
Te najnizej.
Dowodzi, ze to dlatego, ze piekarnik buchal i nie zwiazalo.
Przykleil na osmiorniczke.
Twierdzi, ze jak sie rzuci fuge, to beeedzieee paaani zadowolooona.
Czekamy.
—
- Nie pisz tam juz oszczerstw.
- Dobrze, nie bede.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz