piątek, 2 stycznia 2009

z nowym rokiem nowym krokiem, bęc

No to mamy nowy rok.
Nadszedl czas podsumowan, zatem podsumujmy.


In plus: Duch Rolanda Topora wzial i mnie zasiedlil.
(korzystajac z okazji chcialabym obrzucic klatwa wszystkich tych, ktorzy weszli nielegalnie w posiadanie moich jego ksiazek)
Zawsze lubilam czarny humor, ale teraz to juz przesadzam!
Obecnie sama generuje niesmaczne dywagacje i, nie wiedziec czemu, sluchacze sie rozpierzchaja. Ida mieszac kapuste ze sliwka i nie wracaja do tematu wuja przekrojonego nozycami do kurczaka (wzdluz czy w poprzek?)


No bo tak:


Zaczelo sie wszystko od tego, ze do domu, na butach, przynioslam dziadka Jozefa.
Nie wdajac sie zbytnio w szczegoly, dziadek Jozef sie wylonil przy okazji dokwaterowania.
I osiadl mi na butach. Dziwne uczucie.
A potem sie okazalo, ze wuj J. mial dwa pogrzeby. Dla wygody zalobnikow rozlokowanych w roznych czesciach kraju. Ze zostal  p o d z i e l o n y.
To co byscie pomysleli?


I tak w kolko.
Wszystko mi sie z jednym kojarzy.
Dla ulatwienia dodam, iz nie jest to dupa.


In minus: ilosc krewnych, na ktorych moglam bezwarunkowo polegac, spadla drastycznie o wysoki procent.


No bo co? Wezmy powinowatych: taki maz, powiedzmy, to rzecz nabyta.
Dzis jest twoim mezem a jutro mezem kogos zupelnie innego, najczesciej jakiejs nieslychanie podlej zdziry.
Jakiegos wrednego czupiradla, ktore tylko patrzy, jakby tu pierworodnym dziatkom srebrne lisy od ust wydrzec i sobie pokupic.
W dodatku mlodszej o co najmniej 10 lat.
Rzadziej starszej.
Duzo rzadziej.


Nigdy.


Wiec na meza specjalnie nie stawiam.
Lepiej stawiac na Tolka Banana.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz