wtorek, 2 czerwca 2009

ordnung must sein!

Trochę tu siedzę jakby niepewnie, wypatrując, jednym półdupkiem na krzesełku a drugim na parapecie okna.


Okna, pod którym zmuszona byłam dziś zaparkować, ponieważ jadąca przede mną ciężarówka postanowiła zamieszkać na środku ulicy. Wtem. Wysiadł z niej pan i bezceremonialnie wyjął jakieś utensylia z rodzaju uwaga roboty na drodze, awaria, zakaz wjazdu i wypierdalać.
Z przyjemnością, tylko tak się składa, iż jest to ulica z natury i tak już jednokierunkowa a w dodatku na niej znajduje się mój parking przyzakładowy.


Zatem, zachęcona znaki zsyłanymi mi przez ciężarówkę, pojeździłam sobie to tu to tam po mieście, by w końcu zaparkować na drzwiach do zakładu, na trzecim schodzie, obok dwóch innych desperatów. I teraz się waham czy postąpiłam słusznie, z punktu widzenia koła ujętego w metalowy żółty nawias.


Takie to u nas na wsi mamy dylematy: co wypada a czego nie wypada.


Nie to co w Wielkim Mieście.


W Wielkim Mieście niebo jasne i na podobne rozterki nie czas ani miejsce.
Za to jest ENERGIA i mnóstwo miejsc parkingowych. WSZĘDZIE.


Weźmy przykład z życia wzięty.
Jedziemy z Szafranową jej wampim pojazdem opancerzonym, białym tylko dla zmylenia przeciwnika.
Jedziemy na dworzec. Centralny.
Śpiewamy, że między nami nigdy nic nie było, co jest oczywistą nieprawdą.
I co robi Ona?
Ona skręca w dróżkę opatrzoną znakiem zakazu a wiodącą do Pałacu, po czym, z niezmąconym czołem parkuje literalnie na przejściu dla pieszych, w sensie, nawet w poprzek, tak twarzą do nadbiegąjcego tłumu, i wysiada oświadczając, że grunt to nie dać się złapać, o policja, uciekamyyy!


Uciekamy więc przecinając ulicę tuż nad podziemnym przejściem dla pieszych.


Jako osoba z prowincji pytam, aby się upewnic:
- Acha. Czyli tam jest parking a tu jest przejście dla pieszych?

- Tu jest Russland – odpowiada chichocząc szatańsko…


To co ja się będę przejmować jakimś trzecim schodem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz