piątek, 9 października 2009

wję, szję

Wszystkie zarazki spełzły na mnie i oto szczekam jak stado hien,
zwłaszcza nocami.


Celem postawienia tamy rozpełzającej się zarazie
urządziłam sobie izolatkę w pokoju Aramaja. Przebiłam sobie wąską ścieżynkę na tapczan w otoczeniu hekatomby w składzie
skarpety, książki, papierki po słodyczach, flet, trampki, strój
gimnastyczny, strzepłam plażę z prześcieradła
i ległam oto.


Obecnie zgłebiam metamorfozę Waldka Mandarynki.


I było by bardzo miło gdyby niepewien szkopuł: okna pokoju wychodzą na
ulicę a tam, bladym świtem zakwita życie towarzyskie i gada głośno,
zamiata upierdliwie, zapuszcza silniki pojazdów zaparkowanych szczelnie
na półpiętrze, a koło 6.30 nadjeżdża ciężki sprzęt by ryć.
I niechby sobie rył po cichutku, to nie. Co zaryje to cofnie, a co
cofnie to zapiszczy.
I tak oto wypoczywam w kakofonii pisków, zmiotów,
uruchomień, trzaśnięć, zaalarmowań, zaryć oraz plot.


I szczekania hien.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz