czwartek, 11 marca 2010

spłoszyłaś coś, czyli romans kreci

To, że On nie kochał Kreci, było w zasadzie tylko i wyłącznie jej winą.
Powiedział przecież wyraźnie: Masz zdać, bo nie będę się za ciebie wstydził!


Krecia nie zdała. Głupia.


Coż, być może bardziej by się starała, gdyby wiedziała, że jest to jednocześnie egzamin na narzeczoną. Nie wiedziała. Nie zdała. Narzeczoną nie została.


Wobec tego nie kochał. Ostrzegał, że tak będzie. A może kochał, ale jednak się wstydził. Kreci nigdy nie udało się tego dociec.


Pierwszy raz Krecia ujrzała Go na balu u koleżanki. Siedział na tapczanie i potrząsał erotycznie złotą grzywą. Ponieważ Krecia nigdy nie mogła ostatecznie zdecydować, czy bardziej podobają jej się bruneci czy blondyni, tego dnia padło więc na blondyna.


Blondyna, który w efekcie raczej nie kochał.


Nie, nie żeby do miłości nie był zdolnym w ogóle. Niewątpliwie był na świecie ktoś, kogo bezgranicznie kochał i za kogo się nie wstydził: On sam – nigdy z sobą się nie kłócił, nigdy siebie nie porzucił.
Krecię natomiast porzucił, zanim jeszcze ją pojął, czym, trzeba przyznać mu in plus, zaoszczędził jej wielu rozczarowań.


Acz nie wszystkich.


Była to relacja ze wszech miar nieoczywista, gdyż, zmienny niczym elektromagnes, to Krecię przyciągał, to odpychał. To ją obdarzył łaskawym, choć drwiącym, uśmieszkiem, to się przed nią schował do mięsnego, gdy szła.
Taksował. Oceniał. Badał. Mierzył.
Twierdził, iż ręce mu się pocą, stąd na rynku nie można chwytać go za.


Poza tym, z pewnością miał ważkie powody, dla których nie mógł Kreci przedstawić znajomym.


Chociaż nie, właściwie przedstawił.


Razu pewnego pod pozorem uczucia zdjął z Kreci okrycia wierzchnie i pozostałe, a następnie zerwawszy się z tapczanu porwał kołdrę, zapalił światło i skrzyknął kolegów na oględziny. Zatem, gdyby Krecia była agresywną optymistką, mogłaby się w zasadzie uważać za przedstawioną.


Tak! Niewątpliwie przedstawił. I to pomimo tego, że miał narzeczoną! I w dodatku jeszcze ugryzł Krecię do krwi, czyli można z całą pewnością przyjąć, że miał wobec niej poważne zamiary. Ba! Zaproponował nawet, aby pojechała z Nim na Warsaw Summer Jazz Days. Ona jednak nie miała odwagi. Wyobraziła sobie, że On odgryzie jej jakąś część ciała i wyrzuci ją przez okno, albo wystawi nagą Krecię na balkon i będzie ją musiała stamtąd uratować straż pożarna. Tak więc, mimo że lato było ciepłe i śmiało można było zaryzykować rozebrany plener, odmówiła.


Głupia.


Zaprzepaściła wielką szansę, a mogło to być naprawdę niezwykle przepiękne uczucie.
Zwłaszcza, że on wyznał Kreci nie raz, deklarował stale:


Wiem, że mnie pragniesz.


A ona nie i nie. Głupia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz