poniedziałek, 10 maja 2010

włos długi rozum krótki

Zdradzę tu wielką tajemnicę w niejakiej konfidencji: jestem blondynką.


Obecnie taką bardziej od połowy długości włosa, ale zawsze coś.
Zatem kultywuję bląd pukle i stąd płynie gołym okiem, że jestem głupia jak but. I to dobrze. Że widać.
Nie widać tylko, że jestem przy tym wredna. A jestem. Makabra.


Bo weźmy mój wóz. Nie pali. Jak zmarznie to zaraz nie pali i już. Rzuca.
Takoż dzisiaj. Zmarzł. Rzucił. Nie zapalił. Myślę: AXA.


Dzwonię. Operator oddzwoni do pani za dziesięć minut – niezwykle miła, choć nagrywana, rozmowa wartko się toczy.
Czekam. Marznę. Nie palę.
Nie dzwoni.
Po pół godzinie dzwonię ja. Nagrywany pan twierdzi, że pomoc drogowa jest w drodze. Pleonazm. Myślę. Czekam.


Jest. Żółta platforma wiertnicza zajeżdża z piekielnym warkotem generując czarne tumany ropnego smrodu.
Z pojazdu wyłania się pan w żółtym kubraczku i A co to nam się tutaj stało? – zapytuje w sposób, który mój wewnętrzny feministyczny kamerton wprawia w natychmiastowe drgania.
- Akumulator padł – odpowiadam zgodnie z bon tonem.
- Ho, ho! Akumulator nam padł? – pyta lekko rozbawiony i widać, że nie dowierza, że snuje uzasadnione przypuszczenie, że wetknęłam kluczyk do zapalniczki i się teraz dziwię, że nie jadę.


Sprawdza. Wygląda wszak, że rzeczywiście akumulator. Trudno, zgadłam.


Przechodzi do, tych tam, bardzo męskich czynności. Rozpoczyna proces naprawczy. Usiłuje otworzyć maskę. Szarpie. Gmera. Tarmosi. Nic.
- Bardziej w lewo – podpowiadam. Gmera. Gmera. Nic.


HA! Tu go mam! Natychmiast przywdziewam mentalnie jego żółty kubraczek i rzeczę: PRZEPRASZAM PANA, ALE WIDZĘ, ŻE MUSZĘ PANU UDZIELIĆ POMOCY ASISTANS. Przeganiam go lisim wzrokiem, wsuwam alabastrową dłoń zdobną w karminowe pazury w szczelinę pod klapą, wprawnym ruchem namierzam ów wichajster i oto tryumfalnie podnoszę maskę. Przez chwilę z nią trwam niczym statuja.


TADAM!


Pan odchodzi i bez słowa zanurza się w gąszcz swoich kabelków. Przygaszony. Trawi.
Po chwili trudnego milczenia wyrzuca z siebie: Niech się pani nie dziwi, my tyle samochodów otwieramy, że naprawdę nie możemy ich wszystkich znać…


Udobruchana nieco widokiem jego tragedii osobistej mówię na zgodę:



- Ach, proszę pana! No, niech się pan nie gniewa! JA TYLKO ŻARTOWAAAŁAAAM.



AKURAT!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz