Sądzę, że to ta wiosna.
To ona mnie rozprasza na tyle, że nie potrafię się skupić na wewnętrznej udręce, na wydrapywaniu sobie w duszy dziur, by się potem nad nimi pochylać ze łzami w oczach.
To wiosna nie sprzyja delektowaniu się cierpieniem, gdyż kukułeczka rozkosznie kuka, chłopiec panny szuka, i nie sposób znaleźć w sobie tyle mroku, żeby starczyło na myśli samobójcze. Zatem, można zaryzykować, że jest dobrze, choć zawsze mogłoby być lepiej, przy czym niektóre niekorzystne aspekty pozostają niezmiennie aktualne.
Konkretnie chodzi o kurz, brud, nieład i ogólną lepkość. Napisałam nawet na ten temat odnośny poemat pt.
Niezmienność następstw cyklu przyrody w aspekcie higienicznym.
głodna lodówka
świeci
ogrzewa wewnętrznym blaskiem
plaster sera spocony
szarzeją roztocza
rozmowa
się klei
podłoga
stół
krzesło
mech
porasta wannę
znowu
zima
idzie/idzie się
zerzygać
Po tym krótkim incydencie z muza poezji lirycznej (Euterpe) wracam na powrót (pleonazm) do garów i mopa.
(proza)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz