Ogóreczka? Hiszpańskie!
Postanowiłam uratować europejską gospodarkę przed rosyjskim zakazem wwozu morderczej rośliny i żrę.
Żrę ogóry – dobre, tanie. Dużo wody, mało kalorii. A kalorii należy się strzec, gdyż czają się wszędzie. Zupełnie jak bakterie coli. Przyszła mi nawet do głowy śmiała myśl, że one mogą być w jakiś sposób powiązane. Te bakterie z tymi kaloriami. Spójrzmy bowiem na to tak: skoro bakterie rzekomo zasiedlają ogórki, a w ogórkach kalorii mało… to ma to sens: mało kalorii – dużo bakterii. Zgodnie z tezą, że natura nie znosi próżni.
Z bakteriami coli zresztą jestem obeznana od maleńkości, nie jest to moje pierwsze z nimi starcie
Latoś bowiem byłyśmy z przyjaciółką mą od serca, niejaką T. nad morzem w miejscowości wypoczynkowej o wdzięcznej nazwie Sabrinowo (Boys, Boys, Boys!). A lato było piękne tego roku! Czas nam płynął beztrosko, nie licząc oparzenia słonecznego (faktor w 1945 nie został jeszcze odkryty) lektura, spacery, wikt niezły miał smak (fryty z keczupem i piwo), gdy wtem, dokładnie 31 sieprnia o godz. 23.59 gruchnęła wieść, że akwen jest zatruty krwiożerczym bakcylem. Rano, dnia 1 września (swoją drogą – koincydencja interesująca z ekonomicznego punktu widzenia) pojawiły się u wejść na plażę tabliczki z trupą czachą i napisem: Achtung!
A co na to morze? Morze na to nic.
Niech to szlag. Pogoda była jak drut, wszechobecny turysta generujący smród, brud, hałas i szeroko pojętą energię wziął toboły, wsiadł do pekaesu i ruszył na Kielce.
Został się tylko morza szum, ptaków śpiew, blondynka, plaża i ja.
I one. Niewidzialne, zjadliwe.
Na poczatek usiłowałyśmy z T. ignorować zagrożenie, wychodząc z założenia, że skoro kąpałyśmy się wczoraj, przedwczoraj i przedprzedwczoraj i nic nam ni ma, to i dziś nam nic nie będzie. Wobec powyższych ustaleń zażywałyśmy kąpieli baraszkując jak zwykle, ale niesmak pozostał. I jakieś swędzenie, gdyż w 1939 nie było jeszcze na świecie internetu, skutkiem czego nie do końca byłyśmy pewne, czym taka cola odbić się może, i czy aby nie swędzeniem.
Wobec tego, podrapawszy się trochę, wsiadłyśmy w pekaes i ruszyłyśmy na Kielce.
KONIEC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz