czwartek, 16 czerwca 2011

remament

Nie czuję się jak młody bóg. Chciałoby się rzec: nareście!


W dniu wczorajszym, w godzinach około północy, odbyłyśmy z Keti wieczór filmowy „Czarny łabądź”. I choć obejmował on tylko jeden film, jedno piwo i jednego papierosa, to jednak moja niećwiczona, zaniedbana wątroba kiepsko przetwarza decybele. Czy wypiję wiadro wódki, czy jedno niewinne piwko, jestem tak samo pobełtana. No, może nie tak samo, ale pewien niesmak jest. Siedzę z nim teraz na zakładzie, oczy mnie szczypiom, a chybotliwy żołądek tuli się do kręgosłupa i też jest.


Względem samego obrazu to pal licho schizy primabeleriny, najgorzej było z tym papierosem. Strasznie trudno jest zapalić cygaretę będąc osobą relatywnie niepalącą w oparciu o płytę grzewczą. Podobno ostatnio taki horror miał miejsce, kiedy przyszedł ksiądz na kolędę i też nie miał zapalniczki. Wywalił wszystko z kieszeni: skarbczyk, wodę swięconą, kajecik, rózaniec, święte obrazki, długopis, kropidło. Nie było. Wobec tego najpierw wywróciłyśmy mieszkanie Keti w poszukiwaniu zapałek, potem znalazłysmy zapałki, ale bez draski, następnie usiłowałyśmy zapalić zapałkę o kamyczek znad morza, potem weszłyśmy na ambit małżonkowi Keti, sugerując mu, że na pewno nie potrafi zapalić zapałki o kamyczek znad morza i indagując go, czy ma w piwnicy drobnoziarnisty papier ścierny. Małżonek, podburzony faktem, że nie wierzymy w jego umiejętności zawołanego piromana, zaczął przekopywać na dowód sekretne pudełka i szamańskie tobołki skutkiem czego wydobył z czeluści zapalniczkę zippo prawdziwego mężczyzny, za to bez benzyny i zaproponował nam w zamian sniffa tabaki. Kiedy zaczęłyśmy się zastanawiać, jak mu chyłkiem spuścić beny z opla, opadła nas tą drogą dedukcji eureka, że przecież w samochodzie jest zapalniczka.


Ruszyłyśmy zatem w noc zaopatrzone w szklankę i wciąż ogniotrwałe marbolo. Spłoszyłyśmy dziarskiego ochroniarza zapytując gromko, czy ma ogień. Nie miał, ale zaczął się nam z bezpiecznej odległości przyglądać bacznie zza krzaczka, mając na uwadze ewentualne zawołanie o pomoc i spektakularne ujęcie grup przestępczych, które w sposób chuligański nagminnie demolują mienie spółdzielni oraz jej członków i zadać tym samym kłam ze wszech miar krzywdzącej obiegowej opinii, że na chuj nam taka ochrona.


W samochodzie jest zapalniczka, albo jej nie ma. W tym konkretnie po zapalniczce ostał sie tylko ciemnością ziejący oczodół. Przekopawszy schowki i kieszenie byłyśmy smutne i myślałyśmy, że oto koniec naszej przygody z nikotyną, ale postanowiłyśmy nie rezygnować tak łatwo z realizacji swoich marzeń i zrobiłyśmy skok na wóz małżonka.


Tam tez nie było, ale była.


No.


Ale nie mogłyśmy się długo cieszyć swoją obopólną radością oraz szczęściem, bo zaraz potem musiałyśmy wstać.
Keti 5.30 a ja 6.50.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz