Kiedyś miałam wszystko.
Cyrkle, ołówki automatyczne wraz z zestawem wkładów, farbki, pędzelki, nożyki do papieru, do plexi a nawet do wycinania kółek, klej UHU w sztyfcie, płynie i Velpon i gumkę pentelkę, marker srebrny i złoty, rapidografy rotringa i tusz. I metrową linijkę.
Obecnie nichuja.
Metr linijki przerobiony na trzy mniejsze, ołówki porozkręcane w trzy dupy sprężynki rozprostowane, minki połamame w mikronowe drzazgi, nożyki w częściach pierwszych, zresztą i tak nikt nie wie, gdzie są ostrza. Schowałam. Bezpiecznie. Kiedyś znajdę. Farbki wyschli na kamień, pędzelki rozczochrane od tarcia, cyrkiel zniknął jak sen złoty, zresztą i tak nie miał igły, o nożyku do wycinania kółek nikt już nie pamięta, wszyscy pukają się w czoło, gdy pytam o. Klej – buhaha! Rapidografy powyginane w chińskie osiem. Gumka, tusz – i już!
A PRZECIEŻ ZABRONIŁAM DOTYKAĆ!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz