sobota, 31 marca 2012

dotyka jej ust – cała drżę, cała drżę

Madam spotkała Młodzieńca w dyskoncie – stał przed nią w kolejce do kasy.


Śnił jej się poprzedniej nocy – była stara, jak to ona, a on mimo to
gorąco ją kochał. Ona jego też, acz miała skrupuły i rozdarte serce, bo
jak w ogóle można ją kochać – zwłaszcza gdy jest taka stara? Ale on
pałał uparcie uczuciem gorącym i nie dawał sobie łusek z oczu zedrzeć.
Trudno.


No więc dzisiaj był, na jawie. Płacił za produkty spożywcze i w czasie
gdy terminal przetwarzał jego skromne dane finansowe spojrzał na Madam i
ich oczy się spotkały. Madam naturalnie natychmiast nobliwie uciekła
spojrzeniem w bok by zlustrować produkty impulsowe. Zdało jej się jednak,
że Młodzian ją zauważył. Dziwne. Madam była już bowiem z lekka przyzwyczajona do
faktu, że wraz z mgnieniami wiosen staje się coraz bardziej
przezroczysta i nowe pokolenia młodzieży płci męskiej patrzą przez nią
jak przez szybę. A tu nie.


Zanęcona zatem bodźcem wzrokowym i pomna jednocześnie swego proroczego snu, jęła
się młodzianowi dyskretnie przyglądać spod oka.


We śnie wglądał jakoś
inaczej, bardziej onirycznie – był subtelnym brunetem z oczami pełnymi
łez, cierpiał.


Na jawie zaś mógł mieć lat 23-26, wzrost wysoki, włosy jasne, oczy
jasne, lekki zarost, fizis przyjemna, myśląca. Ubrany był w trampki
młodzieżowe, w uszach ajpod, skutkiem czego irytował kasjerkę podtykając
jej uporczywie pod nos torbę foliową do skasowania, gdy tymczasem ta
mówiła wyraźnie: JUŻ SKASOWAŁAM! Co za ludzie! Spakował zatem zakupy do
rzeczonej reklamówki, narzucił plecaczek i wyszedł pozostawiając Madam w
uczuciu niedosytu. Ach!


Madam była jednak fatalistką – wertowała w głowie możliwe scenariusze wydarzeń cierpliwie stojąc i czekając na swą kolej
losu (i do kasy). Jednocześnie odprowadzała wzrokiem Młodzieńca przez błekitne, szerokie
okna nowego dyskontu spożywczego, lewego – przez co nie mogła się w nim
odnaleźć. Dotychczas nabywała w sklepie prawym, a tu wszystko było na
odwrót, co doprowadzało do wrzenia wewnątrzgłowowego dżipiesa Madam.


Ale nie o to.


Zatem Madam regulowała, Młodzieniec stał na czerwonym, love was, normalnie, in the air.


Madam postanowiła – pojadę, i jeśli spotkam go na przystanku, pozwolę
spełnić się przeznaczeniu. Zatrzymam się i powiem – Wsiadaj! A potem
będzie jak we śnie – On będzie kochał, a ja będę stara! Tak! TAK! -
obiecała sobie i poczuła motyle w trzewiach.


Te motyle to jednak nietrwała jest gadzina, bo gdy tak stała ona na tym
samym czerwonym, na którym stał wcześniej Młodzieniec (to musi być ZNAK!
Tak wiele ich łączy!) to wiosenne to szaleństwo jęło powoli uchodzić z
Madam.


Dywaniki mi ubłoci… – kalkulowała ruszając ku przeznaczeniu.


Był! Stał na przystanku. Sunęła powoli w korku rozważając na gorąco wszystkie za i przeciw. Była coraz bliżej. Przystanęła obok
niego. Pochylił się, zajrzał do samochodu, poznał ją i uśmiechnął się
szeroko. Wziął z ławki plecak i ruszył ku niej…



Aaa, w dupie mam!
– rzekła na głos Madam i wdusiła pedał gazu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz