Ponieważ jestem zagubiona w przymusowo nowej rzeczywistości blogowej i powątpiewam w sens istnienia b(l)oga w ogóle, to teraz będzie nudno i będzie to dzienniczek inwentaryzacyjny z gatunku: wstałam, poszłam, kupiłam, zjadłam.
Osoby, które postanowią opuścić seans kłapiąc składanymi fotelami rozumiem. I przepraszam.
---
Duże dziecko dysponuje niewykorzystanym potencjałem lekkoatletycznym: dostało szóstkę ze skoku w dal. Jest też niczego w biegach na krótkich dystansach - jeden krok na jego szczudłach to trzy moje kroczki. Przekonałam się o tym zwłaszcza, kiedy udało mi się go wywlec do lasu na jogging - maszerował obok mnie drobiącej świńskim truchtem i pytał, co tak powoli i czy ma, wzorem Tygryska, biegać obok mnie podługowato.
---
Tam jest ciemno jak w stodole - zobrazował Bunio gęstość mroku panującego w klozecie.
---
Nie wiem, czy to ten zen, czy alzheimer się kłania na kolanach, ale jestem ostatnio niezwykle roztargniona. Weźmy dzisiaj, stoję sobie zatopiona w myślach, patrzę i nagle widzę jak moja ręka sypie ze słoika sól do leczo. Całą wysypała! Jak to? Dlaczego? Po co? Przecież ja wcześniej soliłam.
Muszę zapytać ręki.
Może to typowe dla zen rozluźnienie pośladów - ja, zawsze wkurwiona, niezrealizowana perfekcjonistka, dla której upitraszenie dania było, jak wszystko, zadaniem do wykonania bezbłędnie - szybko - doskonale, nagle, zamiast myśleć pod jakim kątem ostrzyc szczypiorek, zaczynam się odklejać od rzeczywistości. I nie jest to pierwszy tego rodzaju wypadek: ostatnio na przykład zamiast wbić jajo do miseczki, wlałam do niej olej przeznaczony na patelnię. Za każdym razem, kiedy mi się coś takiego zdarza, nie mogę się temu nadziwić.
Czy ktoś posiada ciocię z demencją? Piszcie na priv.
---
Ach, szlag!
Usiłuję wepchnąć ramkę twarzoksiążki do widżetów, ale dupa. Bojkot. Nie ma. Link wygląda na uszkodzony. A
ja wyglądam na wkurzoną.W dodatku nie mam kogo zapytać o drogę:
małżonek się śmiertelnie na mnie obraził, gdyż wyśmiałam okrutnie
jego nieumiejętność posługiwania się sałatą zieloną i powiedział, że
skoro tak, to mam nie liczyć na niego w sprawach komputerowych.
Zatem nie liczę. Znikąd pomocy.
W
akcie zemsty polukrował mi jeszcze siedzenie w samochodzie za pięć
dziewiąta, żebym nie zdążyła wrócić i pobrać nawilżonej szmatki, tylko
zmuszona była usiąść centralnie na śladach jego gargantuicznej uczty
pączkojada.
---
Meble vox kuszą i nęcą: Kup naszą wersalkę! Kup teraz! Gwarantuje ona tysiąc jeden przespanych nocy z noworodkiem!
Drodzy państwo!
Co się tyczy trzech lat longiem z noworodkiem, nawet tych przespanych, to sami se kupcie swój tapczan i dobranoc.
Pieprzeni sadyści.
O. Jak dzienniczek inwentaryzacyjny to pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń(Co do rozluźnienia pośladków i ręki - to się będzie zdarzać coraz częściej, przyzwyczajaj się... )
Wesołe jest życie staruszka? Czy to to?
Usuńtysiąc jeden przespanych nocy z noworodkiem - coz za niebywala gra slow!
OdpowiedzUsuńTja. Na miękkim kamieniu :/
UsuńUnikaj progów, to minie!
ja chcem wiecej dzienniczka!!!!
OdpowiedzUsuńi zasiadam w pierwszym rzedzie...
Prosiemy, jest mnóstwo wolnych miejsc ;)
UsuńMoże nie ta platforma? Taki ownlog wydaje się być lepszy i bliższy niegdysiejszemu blog.pl, bo w sumie blogspot to wciąż ta cholera belka, na którą na blog.pl sami klnęliśmy :>
OdpowiedzUsuńTo nie belka, ani nie przywiązanie do starej formy. Raczej zamiłowanie do symetrii: wszystko ma być odtąd dotąd i najlepiej w jednym miejscu :/
OdpowiedzUsuńA belkę można wyłączyć: Pulpit - układ - pasek nawigacyjny - edytuj - wyłączone - zapisz.
Pozdrawiam.
No rozumiem.
UsuńMnie przez belkę symetria się posypała, a raz draństwo groziło paluszkiem, żeby ją przywrócił, bo inaczej się ze mną roztsaną, choć inne blogi bez niej żyły swoim życiem.
Szkoda.
Ja tam lubię blogspot.
OdpowiedzUsuńA co do ręki i soli to dziwnie często mi się takie rzeczy ostatnio zdarzają i zawsze potem się martwię, że to nie zwykłe roztargnienie, tylko mózg mi się psuje, bo dawniej tak nie miałam ;)
Jeśli to zepsucie mózgu, to nastąpiło nagle i postępuje gwałtownie. Zawsze drwiłam z tych, co gubią klucze, parasolki, telefony. Raz jedyny zawieruszyłam gdzieś kartę czipową z NFZ, ale po dwóch latach natychmiast ją znalazłam.
UsuńAż tu nagle ręka się mi emancypuje. Tylko patrzeć, jak upuści parasolkę...