wtorek, 29 stycznia 2008

Everyday a letter sealed with an ass

Wypiwszy pół butli wina rzuciłam się do pisania listu pod dywan.


Niestety, przeznaczenie nie podziela mojego zapału do pisania listów adresowanych tamże.
Przerwa techniczna i do widzenia. List nie został wysłany. Ponadto się nie zachował. Nie do końca pamiętam co w nim było.
Coś o dupie.
Chyba sobie z tym nie radzę.
Muszę się zwrócić do mediatora od uprowadzonych samolotów.
I jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli otrzymam zwrot samolotu i furę.


Mogłabym wprawdzie poszukać tego mejla w cyberprzestrzeni i wysłać.
Ale nie. Dzisiaj to JA mam przerwę techniczną.
Chciałam wczoraj a jak nie to nie.
Jaaak mnieee to denerwuuuje (eufemizm przeznaczony dla rencistow z wiadomą jednostką chorobową).


……


No, ale jest Bunio.
Bunio to jest ktoś naprawdę.
Bunio, proszę państwa, to człowiek, przy którym az miło się narąbać.
Spał od 18.00 do 9.45 dnia następnego, z krótką przerwą o północy na tankowanie.
A może nie spał, lecz jego otumaniona alkoholem matka nie słyszała jego rozdzierającego szlochu.
Niemniej jak rano weszlam do jego pokoju to sobie siedział grzecznie w łózeczku i śpiewał kocykowi piosenkę.
To chyba traumy nie było, co?


Nie było, nie było.
Jak jest trauma to nie siedzi i nie śpiewa tylko wrzeszczy jakby tu byli jeźdźcy apokalipsy.


…….


zastanawiam się co się robi w następującej sytuacji życiowej, kiedy to dany człowiek ma poczucie, ze jest beznadzieeejnyyy?
wino nie działa.
wino pogarsza stan.
kompulsywne zakupy bym wypróbowała. Ale nie mogę.
Były protesty ze strony rencistów.
A widziałam dzisiaj torebusię. Pani zachwalała towar w sposób następujący:” baaardzo przyjemna torebeczka i cena tez sympatyczna taka”
Miała rację.


Tylko problem leży we mnie.
Jestem nieprzyjemna.
I niesympatyczna.


Beeeznaaaadzieeejnaaaa…..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz