czwartek, 25 września 2008

nie polecana notka

Osoby o slabych nerwach proszone sa o opuszczenie sali.
Bedzie o zyciu.
O aspektach nieprzyjemnych, ponurych i powieje groza oraz defetyzmem.
Taki bukiet.
Taka perfuma.


Bylam dzis w centrum onkologicznym.


A gdy jestem w takiej okolicy to natychmiast dostaje ciezkiej depresji i WTEDY WIEM NA PEWNO, ze jestem zakupoholiczka.
Stres i napiecie musze zgluszyc kompulsywnym wytarzaniem sie w centrum handlowym.
Musze czyms zatkac skolowany leb, napchac sobie w usta tej calej cynfolii, co to tam sie tak kolorowo skrzy i daje dwuminutowe ukojenie.
Zastapic obrazy szare jak lamperia w blasku jarzeniowek, pieknymi i panoramicznymi.
Muzyką, w tonacji wesolej i bardzo modnej, zagluszyc natlok ponurych mysli i dzwiek metalowego stolka przesuwanego po podlodze z gumolitu.


Jakby mi bylo malo, wyslano mnie dla utrudnienia do tzw. statystyki. Na pytanie, gdzie to jest, zatoczono reka pelne kolo i odpowiedziano zdawkowo: tam.
Poszlam.
Ide, patrze, az tu naraz korytarz o wygladzie jako takim sie urywa i przechodzi w miejsce kazni.
Jasnosc zastepuje mrok, czystosc – zabrudzenia.
Odruchowo rozgladam sie za roztwartym piecem i nozycorekawicami migocacymi w popiele.
Z gablot na scianach zerka na mnie otwartymi gumowymi ustami estetyczny sprzet stomijny, jakby mowil: jestes nasza, nie uciekniesz od przeznaczenia.


Chyba dam spokoj, zanim sie porzygacie.
To jest takie trudne, ze az nie wypada o tym mowic przy gosciach.


Dosc powiedziec, ze ojca umieszczono w sali bez okna, za to cuchnacej farba olejna, gdyz remont w toku.


Takiego malutkiego tate.
Zmiescilby sie we wnetrzu dloni.
Przedtem wyciagneli z niego dwie strzykawy krwi.
Az dziw, ze tyle bylo.


Po powrocie do domu odtanczylam z Buniem milion kolek graniastych.
Do zapomnienia.
Do szalenstwa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz