czwartek, 4 czerwca 2009

avec moi (ce soir) czyli krecia i mężczyźni

Zacznijmy od początku.


Krecia całe swoje neurotycznego dzieciństwo nadwrażliwego bachora, hartowała się jak stal.


Była
dzieckiem niejedzącym (bałuckie, limfatyczne) o pałąkowatych kończynach, z blond mierzwą na
główce i ponurym spojrzeniem serwowanym niechętnie spode łba.


Najpierw
nie można jej było umieścić w przedszkolu, gdyż cierpiała męki i katusze
wskutek organicznego nieprzystosowania społecznego. Zjadała kciuk na
osobności, a w świetle jupiterów dolną wargę. Miała permanentną gorączkę
i trwale powiększone węzły chłonne. Krwawiła z nosa na zawołanie.
Bolały ją ząbki. Próby tuberkulinowe wypadały bardzo słabo oraz źle.


Następnie,
w szkole podstawowej, z której nie było już dla Kreci ucieczki,
zdiagnozowały ją jako „inną” kute na cztery nogi bachory z rodzin
proletariackich i jęły na przerwach zaganiać ją złymi słowy pod ławkę,
gdzie zasmarkana po pas Krecia szlochała ku uciesze gawiedzi, póki pani
wychowawczyni jej stamtąd nie wydobyła.


Wyglądało na to, że Krecia długo nie pociągnie. Że popełni samobójstwo wykrwawiając się z ostatecznie odgryzionego kciuka.


A
jednak nie. Wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi wskazującym na to,
że Krecia umrze w dziecięctwie na niechęć do świata, tak się nie stało.


Pewnego
dnia bowiem, mając już wówczas za sobą osiem trudnych lat, ogryziony do kości kciuk oraz
zjedzoną dolną wargę, tamtego dnia Krecia odkryła swoją tajną BROŃ.


Broń przerażającą, straszliwą, broń masowej zagłady.


Krecia skonstatowała, że ma bogaty zasób słów. I że tymi słowy może ciąć
jak brzytwą po oczach, niczym, nie przymierzając, pies andaluzyjski.


I ruszyła sobie z odsieczą.


Mijały lata.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz