piątek, 10 lipca 2009

zimny wychów cieląt

Jako nadpobudliwa kura domowa, stworzona wyłącznie do rodzenia dzieci i odkurzania barokowych mebli, ulegam czasem zdziwieniu na widok innych modeli życia prywatnego.


Weźmy następującą okoliczność: miły wieczór towarzyski, altana porosła bujnie pnączem, flirt i alkohole, może tańce.
I dzieciary, mnóstwo bachorów w wieku przedszkolnym oraz młodszych. Wiadomo, dzieciary są, trzeba jakoś przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Ja nie potrafię. Ale są ludzie, którzy przeszli i za to ich podziwiam.


Proszę: przykład.

Jedno z dzieci gospodarzy ma gorączkę i właśnie zainicjowało kurację antybiotykową. Co zrobiłaby w takiej sytuacji nadpobudliwa kura domowa (w skrócie NKD)?

Przegoniła gości i zarządziła szpital, lub, w wersji mniej ortodoksyjnej, zrezygnowała ze współudziału w balandze i oddała się trosce macierzyńskiej, mierząc dzieciątku co trzy minuty temperaturę i uszczelniając kocami przeciągi.


A co robi obecna na balu Niezłomna Kobieta Wyzwolona – Matka (w skrócie NKW-M)?
Nie przeszkadza sobie. Pląsa, gada, sączy piwko, nie zważając na to, iż na jej podołku wije się w męczarniach trawiony gorączką roczny pędrak.


Jeśli do tego dodamy, że na jej posesji zieje niezabezpieczoną przepaścią pusty basen kąpielowy, a na pobliskim placu budowy, pełnym prętów, blach, niegaszonego wapna, wykrotów i nieheblowanych desek, bawi się w zjeżdżanie na dupie z kupy piasku drugie z dziecię w towarzystwie progenitury zaproszonych na wieczór przyjaciół, to ja w ogóle nie mam więcej pytań.


Ja też tak chcę!!!


Chcę sie pozbyć przeświadczenia, że skoro powiłam to jestem swym dziatkom coś winna! Spokój, komfort, opiekę.
Nic podobnego.
To one powinny mnie po rękach całować, za to że dałam im życie i nie zawracać mi głowy duperelami. Paszły won!


Potrzebuję ćwiczeń z zimnego wychowu. Z bycia matką wyrodną (w skrócie MW).
To znaczy, w wielu aspektach jestem już MW.
W bardzo wielu nawet.


We wszystkich?


Poza jednym. Nie potrafię wyłączyć pracującej intensywnie chorej wyobraźni. Na widok niebezpieczeństwa wyświetlają mi się pod czaszką filmy grozy. W obliczu realnych zagrożeń natychmiast oczyma duszy widzę moje dzieci w kałuży krwi na dnie basenu, rozcięte blachą na pół w kupie piachu, spalone na popiół w dole z wapnem.


A przecież samobójcze igry w gąszczu zagrożeń  to taka szampańska zabawa! Bachory wróciły przeszczęśliwe, brudne, zasmarkane, upiaszczone.


CAŁE I ZDROWE.


Więc jak? Jak wykorzenić NKD i zasadzić w to miejsce NKW-M?


Kto mi powie?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz