poniedziałek, 21 września 2009

chill —> out

Taka dygresja mję naszła na zadany temat stara miłość nie rdzewieje cośtamcośtam.
Otóż, u mnie na slonym jeziorze pradawnych uczuć same wraki się kolebią, nie wiem czemu.


Może dlatego, że, jak twierdzą byli niedoszli, nie potrafię kochać?
Może nie potrafię.


A może umiem, ale w życiu się do tego nie przyznam.
Może.


W końcu miałam, jak każdy, trudne dzieciństwo.


A może, niczym modliszka, wyssałam podstępnie wartościowe składniki odżywcze z zaprzeszłych partnerów i teraz nie mam po co wracać? Bez serc bez ducha to szkieletów ludy. Nie ma w nich już witamin i minerałów.
W każdym razie, na samą myśl o powrotach pusty śmiech mnie ogarnia.
No, ale ja jestem zwichrowana. Proszę się nie sugerować i sobie wracać. Smacznego.


Poza tym mam bardziej ważkie problemy, aniżeli kazirodczy pociąg do, w większości spuchłych i wyliniałych, panów z brzuszkami, żonami, bachorami, psami, kredytami hipotecznymi i nerwicą seksualną.


Zepsuła mi sie lodówka. Nieodwracalnie.


Myślałam chełpliwie, że co jak co, ale lodówkę posiadam zacną.
A tu dupa. Z tyłu.


Odemnie, co prawda, wieje zimnym chłodem, nawet to jednak nie wystarczy, aby zmrozić lód do drinków i paluszki rybne.


Lodówki, okazuje się, są obecnie jednorazowego użytku, jak plastikowe sztućce, czy coś. Różnią się jedynie nieznacznie ceną.
A i trwałość widelce mają jakby dłuższą od lodówek. Tyle różnic.


- Jak to możliwe? - ktoś zapyta – Moja babcia posiada lodówkę MIHCK od lat trzydziestu i hula!


MIHCK hula, a moja nie hula. Wyciekło jej. Przez dziurkę. I do widzenia.


WSZYSTKIM WAM WYCIEKNIE!!! Więc uważajcie.


Podobno teraz wszystkim wycieka. Pan w serwisie, zapytany, czy to możliwe, żeby wyciekło po zaledwie sześciu latach, rzekł: Paaanie! Toś pan miał szczęscie, że po sześciu. Innym po roku wycieka!


Tych z Państwa, którzy jeszcze o tym nie wiedzą, spieszę uświadomić, że żywotność nowomodnych lodówek obliczona jest na lat pięć. Ament.
Podobno winien jest gaz, który krąży. Wygryza on dziurki w układzie krwionośnym chłodziarki. I wycieka.
Kiedyś freon wygryzał dziurę ozonową. I to niby było gorzej.
Osobiście nie potrafię zająć stanowiska w tej sprawie.


Wolałabym zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko.
Mieć sprawną lodówkę i pust’ wsiegda budiet’ sonce.


Ale sie nie da.


Naprawa urządzenia jest możliwa, ale jej koszt wyniesie około 1000 zł. Kupno nowej lodówki za tę kwotę również jest możliwe. Ale to będzie, nie czarujmy się, nieco mniej udany model.


Do tego dochodzą jeszcze czynniki emocjonalne. Może nie potrafię kochać mężczyzn, ale lodówki jak najbardziej. Więc, jak pomyślę, że moja wydizajnowana, srebrzysta lodówka, z lampkami, funkcjami, coolboxami, szufladkami, półeczkami i dzyndzelkiem na wino, moja duma i chluba ma spocząć na złomowisku pośród starych garnków, rur, sprężyn i kaloryferów, to szlocham.


Wydaje mi się wówczas, że wiem, co czuł Romeo widząc na katafalku martwą Julię (i vice versa).


No rozpacz.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz