środa, 23 września 2009

pierwszy dzień wolności

Siedzę tu ostrożnie, przycupnięta na krześle, torebusia na podołku, prawa noga wystawiona w pozycji do startu gotowi hop.
Rozglądam się czujnie, czekam.


Stary outside, bachory odpowiednio w przedszkolu i szkole.


Nienawykła jestem, stąd pozycja boczna ustalona. Muszę rozluźnić szczęki i zastanowić się, co w takiej sytuacji można by przedsięwziąć.


Można by a: posprzątać, ale bez przesaaady.
Można by b: poczytać, ale nie wiadomo od czego zacząć.
Można by c: pospać, ale szkoda czasu.
Można by d: oddać się bez reszty szałowi konsumpcji, ale wrzesień miesiącem oszczędzania, lub, jak kto woli, ruiny finansowej.
Można by e: się wykąpać w wonnych pianach, ale zabrali ciepłą wodę.
Można by f: zaparzyć kawę i zapalić papierosa, ale się nie pali.


Trzy długie lata czekałam na ten dzień. Więc to tak wygląda spełnienie marzeń?!! (szloch)


Cobytu? Cobytu? (panika)


Mam! (fanfary)


Aby uczcić tę niezwykłą okoliczność, pozwolę sobie dziś na wielki kawał perwersyjnego luksusu:


POSIEDZĘ I POGAPIĘ SIĘ W ŚCIANĘ!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz