Kiedyś zakładało się pamiętniczki po to, by potem po roku chichrać się z
przyjaciółkami z zawartych w nich memuarów rzewnych. Że oto Michał z III
c, obiekt naszych westchnień, bezsennych nocy i rozpalonych skroni
okazał się być - miast projektowanym demonem - palantem z małym siusiakiem i
przedwczesną ejakulacją, w dodatku zakochanym w nas na zabój, a przez to
nudnym i głupim.
A przy głupich nam nie staje, nespa?
Choć
są wyjątki gdy górę bierze rozsądek, a nudny, głupi i zakochany w nas
jakiś inny Michał, z XXIII c tym razem, finansowo rokuje dobrze na tyle,
aby zacząć mu się przyglądać przychylnie pod kątem ewentualnej wysokiej
emerytury po mężu, przymknąwszy jednocześnie oko na ewidentne braki na polu pełnego
wzwodu, co mu tę krzywdę zrobiła jego była żona uciekając z młodszym i
hojniej wyposażonym i on się teraz musi borykać. Ale gdy tylko zazna
szczęścia przy naszym boku, to mu niechybnie odrośnie - choć
niekoniecznie przesadnie. Niemniej trzynastka i czternastka oraz deputat
żywieniowy bywają osłodą w takich razach, bo, umówmy się, świat nie
kończy się na murzyńskich pałach, choć może się zaczyna, gdyż mówią, że
życie ludzkie powstało w Afryce, ale to taka dygresja, a Michał obiecał
nam, że nas zabierze na safari, więc jak tu go nie kochać gdy wszystko
tak pięknie się układa i historia zatacza koło. Zatem wahamy się, czy by
nie oddać Robaczkowi (tak czule nazywamy jego to w myślach)
swojej ręki, ale za lat pięć do dziesięciu, bo obecnie jesteśmy zajęci -
mamy kilku kolegów na boku, którzy koją deficyty, lecz wyłącznie mając
na myśli dobro Michała gdyż nie chcemy mu z nimi znowu robić mu tego, co
zrobiła jego żona, którą zła kobieta była.
Ale nie o tym chciałam.
Miała być rozprawka n.t. terapeutycznej roli pamiętniczków.
Zatem
obecnie nadal służą one serdecznym wynurzeniom, zapiskom intymnym,
dawaniu upustu najszczerszym emocjom, najgłębszym bólom, najskrytszym
marzeniom i najpiękniejszym słowom, które cisną się na usta.
Ale nie mój.
Gdyż ten tu, o, jest to bloguś w pyteczkę rozrywkowy, więc oczekiwanie, że się zeń wyłonię jak samotracka z pian
jest mocno chybione i nie warto dzielić słów na samogłoski i
spółgłoski, przesiewać przez freudowskie sita i warzyć w psychologicznej
retorcie, aby potem bacznie przyglądać się pozyskanemu destylatowi, bo to
co się wytrąciło, to nie jest żadne złoto tylko raczej sztuczny tombak, w dodatku z masy
celulozowej w pozłotku, a więc podwójne oszukaństwo.
Za co z góry zainteresowanych ewentualnie przepraszam.
Wasza na wieki.
kicia-kocia
A co mi po prawdzie? Let it be jak jest, nie prawdy łaknę, tylko zadowolenia, kiedy czytam bloga. Pewno uwielbiam sztuczny tombak. A sito freudowskie dawno się mi zapodziało, przez skraj podołka muszę cedzić,nędza.
OdpowiedzUsuńJa tam nie potrafię wrócić na te zacne łono bloga, pewnie dlatego, że te się właśnie jakiś czas temu już skończyły i nie spełniają swojego założenia - raczej tematyczne i nie pisane tyle, co pod publiczkę, ile dla niej samej, nespa?
OdpowiedzUsuńA ja idealista trochę jestem, więc ubolewam i się smucę. Tak czasami, wiesz. Dobrze, że z mojego uchowały się tylko focidła, to coś tam z tego zawsze online pozostało. Dalej - jedna wielka niewiadoma :|
o hasło mnie pyta zły i niedobry blog Kocicy na blogu...
OdpowiedzUsuńA ja sobie owszem, ulewam. W nieco ocenzurowanej wersji, ale autocenzura jest fajna, gdyż chroni od przesady. Bo we własnym notatniczku zawsze się potem sobie wydawałam taka żałosna, a na blogasku, proszę, zadbam o formę i od razu mi lepiej.
OdpowiedzUsuńczuje sie rozczarowana, myslalam, wierzylam, ze jestes z nami szczera:)
OdpowiedzUsuńanonimowa krowa