czwartek, 31 stycznia 2008

Supermaman!

Dobra, dobra torba bobra.
Skoro moje nawolywania aby ze wszech stron odezwaly sie glosy: Ach nienienie! nie odniosly pozadanego skutku to sie nie bede dalej narzucac.
Wcale nie jestem beznadziejna a wrecz przeciwnie.
Jestem superkurwafantastyczna.
Koniec zabawy.
Zartowalam.


Jestem srogim Jozefem Wisarionowiczem w spodnicy (ostatnio) i w kozaczkach.
Zazwyczaj bowiem jestem w spodniach. Zazwyczaj wypackanych przy uzyciu malych lapek.
Nie posiadam wprawdzie wasow ale to tylko kwestia czasu.
Jestem potworem i mam lisi wzrok.


Klade dzieci do lozek odpowiednio o 19 i 22 i one musza spac. Nie pozostawiam im wyboru, nie usypiam ich na swojej klatce piersiowej ani w samochodzie i nie spia ze mna w lozku, no chyba, ze obytroje tego chcemy. Nie pozwalam im wrzeszczec w sklepie az paniom sklepowym oczy pekaja i wlacza sie alarm, nie kupuje im batonikow czekoladowych w zamian za milczenie. Jesli nagle zapragna jakiejs zabaweczki to mozemy pogadac ale na pewno nie uleglabym gdyby nagle zaczely rozdzierajaco ryczec. Ale one nigdy nie rycza i nawet nie chca zabaweczki.


Polamalam im kregoslupy moralne. Niczego przeze mnie w zyciu nie osiagna. Zatluklam w nich ambicje. Wykorzenilam i zdeptalam kielkujaca osobowosc.
C’est moi!


Pobawic komus bobasa?



wtorek, 29 stycznia 2008

Everyday a letter sealed with an ass

Wypiwszy pół butli wina rzuciłam się do pisania listu pod dywan.


Niestety, przeznaczenie nie podziela mojego zapału do pisania listów adresowanych tamże.
Przerwa techniczna i do widzenia. List nie został wysłany. Ponadto się nie zachował. Nie do końca pamiętam co w nim było.
Coś o dupie.
Chyba sobie z tym nie radzę.
Muszę się zwrócić do mediatora od uprowadzonych samolotów.
I jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli otrzymam zwrot samolotu i furę.


Mogłabym wprawdzie poszukać tego mejla w cyberprzestrzeni i wysłać.
Ale nie. Dzisiaj to JA mam przerwę techniczną.
Chciałam wczoraj a jak nie to nie.
Jaaak mnieee to denerwuuuje (eufemizm przeznaczony dla rencistow z wiadomą jednostką chorobową).


……


No, ale jest Bunio.
Bunio to jest ktoś naprawdę.
Bunio, proszę państwa, to człowiek, przy którym az miło się narąbać.
Spał od 18.00 do 9.45 dnia następnego, z krótką przerwą o północy na tankowanie.
A może nie spał, lecz jego otumaniona alkoholem matka nie słyszała jego rozdzierającego szlochu.
Niemniej jak rano weszlam do jego pokoju to sobie siedział grzecznie w łózeczku i śpiewał kocykowi piosenkę.
To chyba traumy nie było, co?


Nie było, nie było.
Jak jest trauma to nie siedzi i nie śpiewa tylko wrzeszczy jakby tu byli jeźdźcy apokalipsy.


…….


zastanawiam się co się robi w następującej sytuacji życiowej, kiedy to dany człowiek ma poczucie, ze jest beznadzieeejnyyy?
wino nie działa.
wino pogarsza stan.
kompulsywne zakupy bym wypróbowała. Ale nie mogę.
Były protesty ze strony rencistów.
A widziałam dzisiaj torebusię. Pani zachwalała towar w sposób następujący:” baaardzo przyjemna torebeczka i cena tez sympatyczna taka”
Miała rację.


Tylko problem leży we mnie.
Jestem nieprzyjemna.
I niesympatyczna.


Beeeznaaaadzieeejnaaaa…..



poniedziałek, 28 stycznia 2008

tanie wino jest dobre, bo wiadomo

Ależ jestem nie w humorze.
Gdybym teraz była pryszczatym wyrostkiem to na pewno pobiłabym bezbronną staruszkę i zabrała jej rentę.


Wszystko jest jakieś zgoła chujowe. Mam ochotę pobić i brutalnie obrabować wszystkich rencistów w całym województwie. Zarobione w ten sposób pieniądze spożytkowałabym rozładowując napięcie w trakcie kompulsywnych zakupów.


Siedzę i warczę do siebie.


Jakoś mnie dzisiaj zaatakował świat.
Zaczęło się od tego, że nie da się wciskać sprzęgła w kozaczku, gdyż w czasie tej czynności wpija się on w ścięgno achillesa.
Trudno, będę jeździła w pepegu na lewej nodze.


Teściowa znowu nabzdyczona, cza będzie jej jebnąć. Wyszła dziś znowu bez słowa trzaskając stalową gerdą tak, że sie zatrząsł wszechświat i narodziły się kolejne żelazne karły, nazwane tak na jej cześć.
Nie wiem czy ją jeszcze kiedyś ujrzę. Nie powiedziala.
Jęsli zatęsknię zajrzę do atlasu astronomicznego.
Lub, jeszcze lepiej pod krawędź muszli. Kto ogląda telewizję ten wie, co tam siedzi.


Nie, dobra, nie mogę się rozpędzać bo przyjdzie Kot i się obrazi.


A jak bym się pięknie rozpędziła…


Apage, sio sio


A gdybym tak skoczyla do sklepu po maluśkie winko?
Ide, zobacze czy sa jekies fajne winka po osiem.
Nie, (uprzedzam pytanie H) nie pakowane po osiem tylko po osiem zyla!


…..


mam wino, zaraz obadam bukiet
niekonieczny
aczkolwiek, po chwili, dochodzę do wniosku, iż może być



niedziela, 27 stycznia 2008

yyy…

Na dzień dzisiejszy (moje ulubione sformułowanie obok tego, że sprawa ma charakter rozwojowy) to już nic do kwadratu.


Druga potęga z nica.


Siedzieliśmy z Buniozylem cały dzień w domu bo zaczął padać snieg a my jesteśmy nieprzyzwyczajeni.
I myśl, że oto idziemy na spacer a łaty śniegu padają nam za kołnierz, ostudziła nasz, i tak już nie najgorętszy, zapał.
Przez co dzień się nieco wydłużył.
Około godziny 16.oo już kompletnie nie wiedziałam co dalej.
No, ale Buniozyl był dzisiaj dzieckiem niezwykle uprzejmym i nawet nie wył przeciągle cały dzień, jak to mu się czasem zdarza, tylko niweczył mój trud.
Albowiem umyłam dziś okno balkonowe nie bacząc na to, że należy pamiętać by dzień święty święcić. A na deser umyłam podłogę w salonie. A ten potwór rozsmarował lekko przeżute mandarynki na całej lśniącej powierzchni.
Lecz nie tylko bachor lecz i aura ze mnie drwi. Wichury i zamiecie śnieżne oblepiły moje krystaliczne szyby. Patrzyłam na to i gryzłam palce do krwi.
A propos palców to już już miałam sobie pomalować pazury na kolor karminowy. Niestety, moje najnowsze hobby sprawiło, że oto nie ma co malować.
I jak tu zostać kobietą luksusową?
Na początek zamurować by trzeba otwory okienne.


Coś pieprzę.
Idę.


Albo nie.


Ciekawi mnie, jak długo jeszcze ze wszystkich zakamarków wyłazić będą
igły z dawno przebrzmiałej choinki? Mam igły w kocu, w wannie, w butach
a ostatnio pocharatałam sobie udo gdyż miałam igły w kieszeni spodni. Dziecko miewa igły w paszczy.
Jedno zamiatanie to około trzymilionydwieściesiedemdziesiątpięćtysięcy igieł.


Za to jak człowiek chce coś przyszyć to nie uświadczysz.


No!


To teraz idę.



sobota, 26 stycznia 2008

ty także nie jesteś ten, choć co by szkodziło komu

W sumie to nic.


Rozczarowanie i oszczędność w jednym.
Rozczarowanie, bo zamiast płaskiego przysłano mi lustereczko sferyczne a oszczędność, bo sferyczne jest droższe.
Dziwne ono jest: widać caaały świaaat i maleńkie samochodziki na horyzoncie
Dla porównania we wstecznym są jakby bliżej. Dużo bliżej.


Taka mała schizofrenia, bowiem w jednym lusterku widać co innego niż w drugim.
I teraz:


Lewe oko mówi: jedź!
Prawe, kategorycznie: stój!


szybki marynarzyk razdwatrzy: siedem!
więc:
jedź-stój-jedź-stój-jedź-stój-jedź!


JADĘ!


Byliśmy z Buniem w Oszonie.
Zjedliśmy brudnymi rencami bagietkę na pół i popiliśmy soczkiem przez słomkę.


Bardzo mu się podobało, co chwilę coś mi pokazywał, wystawiał łapkę i mowił: eeee


I w ogóle na nas patrzyli, jedni ze zdziwieniem a inni sympatycznie, bo jedziemy koszykiem i gadamy. A to, że kolorowych rajtuz nie ma, a to, że trzeba kupic papier toaletowy i który wybiera: wiśniowy czy o zapachu opuncji figowej?


Takie tam, babskie gadanie.



piątek, 25 stycznia 2008

kawę i prozac na zajady

Mam depresję.


Byłam na proszonej kawie u sąsiadki po generalnym remoncie i popadłam.
Bałam się wrócić do domu, że ujrzę i już się z tego nie podniosę.
Z rozpaczy umyłam okno. Jest tak przezroczyste, ze wygląda jakby go nie było. Boję się podejść, żeby nie wypaść.


Teraz się trzęsę, że ona skorzysta z kurtuazyjnego zaproszenia na rewizytę i nieszczęście gotowe.
Nic, udam, że był pożar i że to wszystko na wskutek gaszenia. Pianą i kocami szklanymi.
„Siądź tu, proszę obok tej sterty gruzu, zaraz podam kawę w jedynym ocalałym majoliku a sama wypiję z puszki po kukurydzy. Mam taka fajną, miała klips, więc nie kaleczy ust. Bonduelle!”


Swoją drogą za parę lat będę spotykać kobiety po generalnym remoncie i depresja gotowa.
Chyba, że je chytrze ubiegnę i sama sie oddam.
Remontowi, of kors. Choć podobno oddawanie się miłosnemu szałowi także odmładza.
Przyjaciółka domu podjęła studia w dziedzinie ostrzykiwania botoxem więc może potraktuje mnie ulgowo i wstrzyknie mi jadu po obniżonej cenie, powiedzmy, hurtowo we wszystkie zmarszczenia.


A póki co, się okazało.
A raczej się wydało. Lub się wydawało.
Wydawało mi się mianowicie, że wiem coś niecoś o zajadach.
Tak, że się jest taką pyci pyci erudytką i zajady się ma nie tylko na gębie ale także w małym palcu.
A tu taka niespodzianka!


A wy co? Myślicie pewnie: pfff, zajady!
A nie, nie, moi drodzy. Obecnie tylko ja i H. wiemy coś niecoś na ten temat. Z internetu.


(Internet prawdę wam powie o was samych http://samozdrowie.interia.pl/zdrowie/slownik_zdrowia/news?inf=486893&id=29)


Powie wam, co następuje, że przyczyną zajadów nie jest jak dotychczas naiwnie myśleliście, brak w organiźmie witamin z grupy B.
O nie, przyczyną jest elementarny brak kultury i grubiaństwo! Na zajady cierpi jedynie kompletny cham i troglodyta bez tytułu magistra. Powodem występowania schorzenia jest ciemnota oraz złe wychowanie! Brak kindersztuby i srebrnych sztućców po babci wdowie po powstańcu styczniowym.
No i higieny ale co tam.


Przyczyną występowania zajadów u dzieci i dorosłych jest:


- unikanie starannego mycia zębów po każdym posiłku


- niewłaściwie dobrane lub źle oczyszczane protezy (myte zbyt rzadko lub z użyciem złych środków czyszczących)


- częste wymioty, którym nie towarzyszy skrupulatne mycie zębów



Eee…
Nie wiem co wybrać z pakietu przyczyn.


Wybieram numer be


Albo nie: numer ce


Bo że unikam to wszyscy wiedzą i ja też. Ale nie chciałam, żeby było banalnie.
Ba, śmiało mogę powiedzieć, że nie tylko unikam ale wręcz przeciwstawiam się.
Stawiam czynny opór myciu zębów po każdym posiłku.
Po posiłku oflagowuję się, buduję białe miasteczko w łazience i odchodzę od kubka szczoteczki.


A teraz, mili państwo, urocza rada jak problemowi zaradzić:


- wprowadź zwyczaj wycierania ust serwetką, zanim wstanie się od stołu


Oraz, na koniec głos rozsądku, prosto z forum:


Kupcie sobie vitamine B2 i wpierdalajcie 3 razy dziennie po trzy to sie szybko pozbedziecie zajadow.


Ot co!



czwartek, 24 stycznia 2008

Podaj mi śrubokręt, kobieto!

Ding dong.
Wlaśnie przyjechało do mnie z dalekich krain lustereczko powiedz przecie.
Powiedz przecie czy są jakieś pojazdy silnikowe na lewym pasie bo się tam wybieram.


Mój samochod padł bowiem ofiarą aktu wandalizmu. Stał sobie grzecznie schownany pod warstwą mchu i paproci w strefie parkowania bezpłatnego i na mnie czekał.


Doczekał się, niestety, zamachu na lusterko ale jestem wdzięczna zamachowcy.


Jestem mu wdzięczna gdyż wykazał się on niespotykaną wręcz powściągliwością. Musiał to być wandal szalenie nieśmiały, żeby nie powiedzieć ascetyczny. Wiedziony zapewne wrodzoną empatią stłukł jedynie lusterko boczne i to tak, aby mimo tego, że obraz się mocno rozmnożył, można było z niego korzystać do pierwszej kontroli drogowej, czyli może nawet kilka ładnych lat (tfunapsaurok).


Uroczy. Chciałabym w rewanżu wysłać mu kwiaty ale nie znam adresu.


Zamieszczę ogłoszenie w Metrze kończące się słowami:
Dla czarującego Wandala wysoka nagroda.


Albo nie!
To jakiś mięczak. Niezdecydowana, chuderlawa pierdoła. Bue!


Ten co to zdemolował samochód Pana L.!!!
Ooo, to był prawdziwy zamachowiec! Takiemu to bez wahania posłałabym swe boskie ciało. Z ekstrapoprerfumowanym bilecikiem.


To był mistrz w swojej klasie! Jak się zamachnął w tylnę szybę pojazdu butelką po piwie (co to mu przeszkadzała bo już ją opróżnił i pusta rodziła frustrację), to potrzaskał był w drobny mak ją samą (znaczy butelkę), szybę tylną pojazdu, lusterko wsteczne a na koniec szybę przednią okrasił pięknym szklanym pająkiem tak,  jak prawdziwy wirtuoz wieńczy swe dzieło podpisem.


(Taki pająk powoduje, że panowie w stacji diagnostycznej tracą ochotę na przybicie pieczątki w dowodzie rejestracyjnym.
Na całe szczęście po wręczeniu korzyści majątkowej ochota ta im wraca).


Ale nie o to, nie o to, nie o to.


Chodzi o to, ze teraz jako słaba kobiecina nie wiem jak to lustereczko wetknąć na miejsce, i nie ma przy mnie muskularnego afroamerykanina, który by mję w tem wyręczył.


Wobec tego widzę to tak.


Jako że trzeba przekazywać potomstwu prawidłowe wzorce pciowe, a ojciec ma na kartce chwilowo nieczynne, to:
Jutro, wyjdę z Buniozylem na spacer (wzorzec żeński) i będę miała przy sobie śrubokręt w lewym kozaczku (wzorzec męski). Przylepię sobie wąsy (wzorzec męski) wykonane własnoręcznie z czarnego kordonka (wzorzec żeński). Zaparkuję wóż Buniozyla obok wozu mego, dam mu chrupka i niech się przygląda jak matka/ojciec w jednym ciele montują lusterko. A co!


Gender!



Sex&drugs&gładź gipsowa

Aramaj odjechał pociągiem na spóźnione ferie. W międzyczasie musiałam na niego nawrzeszczeć.
Teraz mi gupio.
Ale on nigdy nie pozostawia mi wyboru.


Jako, ze prowadzę żywot starego kawalera zjadłam na śniadanie bigos sprzed lat rozhibernowany na prędce i nie wiem czy to był dobry pomysł.
Kto się zajmie mą maleńką dzieciną kwilącą w łóżeczku jeśli nabawię się salmonelli?


Ach, och, z okna patrzą na mnie moje nowiusieńkie roletki zakupione w ramach odkurniczania przestrzeni życiowej.
Cudne. Jedna leciuteńko krzywa, nie sunie równiutenienieńko ale co tam. Z upływem lat się przyzwyczaję.
Jak się tylko dowiedziałam o istnieniu „rolet mini z prowadzeniem żyłkowym bez wiercenia” to natychmiast kazałam Kotu się pakować i wypierdalać.
Co, jak wiemy, jest znakomitym żartem w stylu Monty Pythona. Cha, cha, cha!


W nadchodzącym miesiącu zakupię komplet kolejnych dwóch rolet „tworzących po zamontowaniu integralną część okna” i tak za 90 lat kurnik będzie można uznać za pięknie oroletowany a wtedy przyjedzie moje marzenie: piękny, muskularny rycerz na spychaczu i przewróci mi zalegające w mieszkaniu niepotrzebne ściany. Następnie zeskoczy i wprawnym ruchem zetrze w proch walusie i polozy nowe, marki wileroj i boch. Niewiele myśląc pokryje sciany duluxem (duralexem a może durexem?), pozamiata, pozmywa, wywiezie i zniknie.
Takie mam sny.
Remontowo-erotyczne.



poniedziałek, 21 stycznia 2008

wizyta Pana bożka

Wstałam, założyłam kozaczki i co dalej?


Miałam w planach umycie okna albo dwóch, tylko, nie wiem dlaczego, trwa noc polarna. I jak tu myć okna w takich warunkach klimatycznych?


Siedzę.


Herbaty sobie zrobię to może mi się coś przypomni.
Coś z wojaży oczywiście.
O, na przykład atak paniki.


Bo taki mi sie zdarzył, a jakże.


Po dwudniowym balu z winami, do których coś ostatnio odwykłam
Po całym dniu z galopującymi kotami (czterema)
Po nocy z ujadającymi budzikami (trzema)


win nie liczyłam


pojechaliśmy do Agory
tam wypiłam dużą (bo kartą można płacić powyżej kwoty 10 zł więc się poświęciłam) kawę espresso, do tego wypaliłam papierosa w zadymionej palarni (ostatniego papierosa wypaliłam we wrześniu 2007) i poczułam że świat się wokół mnie zacieśnia
a może to nie świat, tylko M. zaprowadziła mnie do swojego gabineciku metr na metr


w gabineciku był rower


trochę się przeraziłam
o, masz rower – mówię niepewnie


taaak, kolega mi dał – ona na to


Jeeeesussss.


Ooo, coś widzę.
Słońce? Czy to możliwe?


Rzucam sie na okna.


Zdjąć kozaczki?



No subject.

Troszkę mi niedobrze i mam omamy zapachowe.
Otóż czuję cos jakby zapach ryby w śmietniku.
Obadam to jutro. Jeśli zapach się wzmoże, uznam, że to nie był omam i poszukam.


A teraz co? Wróciłam z hucznych zabaw i hulanek.
W międzyczasie przyszły do mnie wirtualne kozaczki i wirtualna roleta. Zeby zalozyć roletę będę musiała umyć okno.
Całe szczęście, że aby założyć kozaczki nie musiałam umyć nóg.
A może?


Coś mi słabo.
Mam zajęte drzewo oskrzelowe – M. ma czwartego kota. Nie wyrzuciła kotów do piwnicy bo to są jeszcze dzieci a w dodatku mają katarek i trzeba im wycierać noski.
Nie mogę pisać.
Muszę lec.
Lecę.



sobota, 19 stycznia 2008

kot, rower i pedały

Boooliiii mniiiieee glooowaaa.


Byliśmy z Kotem na winie u A.

A. mieszka ze swym narzeczonym S. w nietuzinkowym apartamencie z tarasem, z którego roztacza się widok na, tak, tak, moi mili, na pałac kultury.


Podobno trzeba mieć widok na pałac kultury i oni mają. 

I to nie z bylekąd a z przestronnego tarasu. Nie byłam co prawda na tarasie ale Kot mi mówił bo był.


Na tarasie oprócz Kota był rower.


Poza A. mieszkanie należące do S. zamieszkuje M. czyli połowa prężnego kobiecego duetu fotograficznego z wielką przyszłością oraz dwóch młodzieńców zwanych pieszczotliwie przez gospodarzy Pedałami.


Niestety nie było dane mi ich poznać ponieważ udali się w podróż do rodzinnej miejscowości, z której najprawdopodobniej trafią prosto do więzienia dokąd trzeba będzie im wysłać należącego do nich kota.

Kot jest awanturujący się więc to się rozumie samo przez się.

W więzieniu znajdą się wskutek działalności artystycznej. Ma ona polegać na malowaniu obrazów przedstawiających Jedynego Prawdziwego Papieża Polaka oddającego się sodomii.

Nie dopytałam z kim.


Gdy sprawa nabierze rozgłosu dowiemy sie tego z superekspresu.


Jeden jest duży a drugi drobny i efemeryczny. Nosi damskie, białe koszule i perły. Jedynym jego niedostatkiem jest to, że szybko przetłuszczają mu się włosy.

M. podzieliła się z nim swoim szamponem.

Zobaczymy.


No i tak. 

Wypiliśmy wina z przedziału 15-20.

Prowadziliśmy rozmowy skrzące się od dowcipu (o czerwonym kapturku)

Rozbolała nas po nich głowa.

Po winach.


Buniozyl ma gorączkę.

A mnie przy nim nie ma.

Boli mnie pępowinka.


Jadę pić kolejne wina.

Nie mam na to ochoty ale

co robić?


Wszyscy cierpimy.





czwartek, 17 stycznia 2008

Exchange money

Jadę bardzo.
Bilety zakupione. Buniozyl odtransportowany. Oprotestował to dzikim wrzaskiem.
Brat juz tam był.


Jego brat oczywiście bo mój pod dywanem do nadal.
Tak sobie myślę, że to może nie był najgorszy pomysł z tym ukryciem potomka przed krwiożerczą progeniturą z prawego łoża.


Moja legalna siostrzyczka nie miała ze mną łatwego życia bo
Po pierwsze bujałam ją w wózku na gumie do skakania narażając ją na śmierć przez wypadnięcie
Po drugie uciekałam przed nią wrzeszcząc „ratunku pasożyt” narażając ją na niskie poczucie własnej wartości
Po trzecie biłam ją po glowie, na co ona mówiła „nie bij mnie po głowie bo będę głupia”, narażając ją na to, że będzie głupia
Po czwarte zabrałam jej bony i kupiłam sobie w peweksie niebieski zegarek elektroniczny
Więcej grzechów nie pamiętam, ale coś by się znalazło


Ta ostatnia sprawa wypłynęła całkiem niedawno.
Wyobrażacie sobie podobną podłość: przemocą zabrać niewinnemu dziecięciu w kołysce bony dolarowe?
Będę smażyć się w piekle.


A póki co powiedzcie M. żeby pochowała kosztowności.
Nadchodzę.



środa, 16 stycznia 2008

Muszę zrobić gulasz a mi się nie chce

H. złośliwie każe mi używać polskich znaków.
Nie potrafię ich używać, umiejętność ta zanikła we mnie wraz z rozwojem komunikacji komunikatorowej.
Na przykład teraz: kompletnie zapomniałam, co chciałam napisać, bo cały czas wypatruję prawego alta. Juz mi oczko zaczyna od tego uciekać.
O. poooszło!



Gdy dzwoneczek się odezwie, biegniemy do szkółki

Wyznam w sekrecie: jadę.
Nie wiem jak przeżyję rozłąkę z Buniozylem.
Najpewniej umrę.
Czasem, gdy uda mi sie wyrwać na krótkie wychodne, to około trzeciej godziny błąkania się po centrum handlowym zaczynam nerwowo truchtać i szlochać na widok niemowląt w wózkach. Nie wiem skąd to mam: jak jestem trzy godziny z Buniozylem oko w oko to też zaczynam szlochać.
Moze to taka łzawa osobowość?
Moja koleżanka z zerówki do dziś wspomina z satysfakcją jak to zawsze przychodziłam do przedszkola OSTATNIA.
I zawsze rozdzierająco płakałam w szatni i zasmarkaną musiała mnie pani wychowawczyni eskortować do sali.
Tylko, że ona myśli, ze ja płakałam bo chciałam do mamy.
A ja umierałam z upokorzenia, że jestem OSTATNIA.
I to nie byle jak, bo ojciec podnosił sie z poscieli około godziny, mniemam, 11, następnie z wielbłądzim spokojem przeżuwał grzaną kiełbasę, pił kawę, wypalał papierosa a następnie wiózł mnie do przedszkola.


ZADANIE Z KANGURKIEM
O której mogłam docierać na miejsce? Kto policzy?


No, ale co nas nie zabije to nas wzmocni.
Nie mogę powiedzieć, że to doswiadczenie z całą pewnością mnie nie zabiło ale na pewno brzydką chęć spóźniania się zdusiło we mnie w zarodku.
Tak, że tam dokad jadę nie spóźnię się z całą pewnością.
Chyba.



wtorek, 15 stycznia 2008

Rodzina nie cieszy, nie bawi, gdy jest…

Urodził mi sie brat. To znaczy nie dzisiaj a 25 lat temu. I przez 25 lat siedział pod dywanem. Nie osobiście co prawda, ale, tak czy owak, w nagły sposób sie z tamtąd wyłonił. I co teraz?
Co się robi z bratem spod dywanu?
Gdyby byl młodszy, to zabrałabym go na karuzelę. Gdybym ja była młodsza, zrobiłabym mu musztrę i podbiła oko.
Oboje jestesmy w nieodpowiednim wieku do nagłych narodzin brata/siostry.
Nic.
Dalej poudajemy, że nas nie ma.