wtorek, 30 września 2008

czego i panstwu zycze

W dniu dzisiejszym cos Kreci tyrka pod maska ale Krecie to szczyka, gdyz kupila sobie zarowno jesionke jak i buty.



poniedziałek, 29 września 2008

panta rei – mama mija

Zycie młodej matki jest życiem pięknym.

Młoda matka wszystko może.
Z drobnymi wyjątkami.

Młoda matka nie może jedynie: chorować, wyspaę się, wykąpać, poczytać, zjeść, ubrać się, poczesać, zrobić oka, pójść sobie, urżnąć się do nieprzytomności, nie wrócić.

Poza tym wszystko jej wolno.

Młoda matka może bawić sie do upadłego:
klockami/autkami/misiami/konikami pony/lalami/pacynkami/książeczkami/puzzlami (własciwe podkreslic).

Może spędzać długie godziny drepcąc za potomkiem co to:
przygląda się samochodom/włazi w kałuże/dręczy robactwo/spada z huśtawki/sypie pisakiem w oczy/ wspina się pod niebo/rozdeptuje kulki z żywopłotu/ smaruje parówką po ścianie/ znaczy czekoladą kanapę (niepotrzebne skreślić).

Mloda matka może sprzątać. Musi, ponieważ młode dziecko dostarcza wielu ekscytujących po temu powodów w różnych nieoczekiwanych miejscach.

Tyle tytułem młodej matki.

Gdy się natomiast nie jest młodą matką, a usilnie pragnie się nią być, to najlepiej jest się udać do portalu sympatia.pl, podać swoje dane i poczekać.

Dane do wyboru są różne.

Np. budowa ciała: szczupła, normalna, muskularna, lekko puszysta, puszysta, PODAM PÓŹNIEJ

Później, to znaczy kiedy? Kiedy mloda matka in spe schudnie bądź przytyje lub kiedy zbuduje muskulaturę.

Kolor włosów: wszystkie kolory z palety L’oreal plus łysy.

Kolor oczu: pełne spektrum, choć uważam, że skoro jest łysy kolor włosów, powinien być także dostępny szklany kolor oczu.
Mloda matka ze szklanym okiem i hakiem w miejscu prawej dłoni nie miałaby, jak sądzę, problemów z wierzgającym w supermarkecie bachorem domagającym sie TRANSFORMERSAAAAA!!!

Spośród zawodów wykonywanych przez oczekujące młode matki, zwrócił moją szczególną uwagę zawód WŁAŚCICIEL (fem. właścicielka)
Czy to ktoś podobnej profesji, co człowiek wykonujący zawód OKAZICIEL (fem. okazicielka)?
Jest to zawód szalenie egalitarny, gdyż zarówno właścicielką, jak i okazicielką może być praktycznie każdy.
Po szalonej randce można będzie, być może, wpisać do rubryczki także zawód NOSICIEL.

Portal sympatia.pl niesie ze sobą same korzyści i jest tematem samym w sobie bardzo nośnym, lecz obowiązki wzywają.
Si ju.


sobota, 27 września 2008

just married

Oko mi skoko.


No prawie. Konkretnie policzek. Jakis miesienieniek w twarzy znuzony moja hegemonia zbuntowal sie i fika od wczoraj.
Ja mu sie nie dziwie. Skoro ja pije wylacznie kawy, to skad on ma miec pierwiastki?
Na poczatek, celem wyeliminowania skokow, nakupilam magnezu i o niego dbam.
Zjadlam juz pol blachy i na razie nic.


To moze dopalanie czekolada?
Arbuzowa, powiedzmy.
Dziwna ona jest, ta arbuzowa. O smaku Davidoff Cool Water.
W dodatku szczela.
Troche sie jej boje. Obawiam sie, ze po spozyciu beda mi sie dobywaly z ust i nosa kolorowe babelki pachnace sefora.


Matko jedyno, jak bym zrobila cos konstruktywnego!
Bo mnie wielogodzinne wyprawy na parkingi i przymierzanie kluczyka do  w s z y s t k i c h  drzwi, kolejno  w s z y s t k i c h  zaparkowanych tam samochodow, nieco nuza.


Taka jestem ambitna.


(Z listu do meza: „Kurwa, nikt mnie nie kocha, nikt nie lubi, nudze sie jak mops”)


Sasiadka ma jeszcze gorzej, bo jej coreczki poszly w biologie, ze szczegolnym uwzglednieniem rozmnazania.
Drecza slimaki, wmawiajac im: „I one sie teraz zenia”.
I slimaki, chcac nie chcac, musza sie ozenic.


Mozna by rzec: z rozsadku.



piątek, 26 września 2008

metody na cyryla

W ramach kryzysu wartosci Bunio odmowil dzisiejszej nocy snu i ryczal trzy razy.
Dzieki temu nadaje sie obecnie do czubkow.


Szczypiom mnie oczy i kreci mi sie w glowie.
Nic nie dziala na mnie tak dojmujaco jak brak snu.
Wytrzymam wszystko: glod, deszcz, mokre buty, zimno, pajaki i szczury, zaby i slimaki.
Osmiocentymetrowe karaczany amerykanskie.
A nawet zur o konsystencji plynnego betonu produkcji matki mojego meza.
A niedoboru snu nie zniose.


Tak mam, a tu, jak na zlosc, ani jednego karalucha, za to wyspac sie nie dadza.


Bylam dzis w szkole na rozmowie z wychowawczynia duzego syna.
Co ja moge za to, ze synowi skumulowaly sie geny i TO WIDAC?


Skumulowaly mu sie zreszta nie tylko geny ale i okolicznosci.
Otoz, syn w biezacym miesiacu (mamy, przypomne, wrzesien, druga polowe wrzesnia, konkretnie 26 wrzesnia) zgarnal pale za braki zadan z matematyki.
Slownie: trzy braki zadan.
(Raz zle zanotowal, a mlody mu wypral telefon w pralce, wiec nie mogl zadzwonic…
Brzmi jak bajka?)


I otrzymalam wezwanie. Stawilam sie.
I co tu powiedziec? Jaka linie obrony przyjac?
Przyznac sie, ze chlam i cioram sie z konkubentami na przepoconych siennikach, czy sciemnic cos innego?


Powiedzialam jak jest. Ze nie pilnowalam bachora, bo sie zbuntowalam.
Bo powiedzialam: dosc!
Ze koniec odrabiania zadan polegajacego na trzymaniu zainteresowanego za dlugopis i wodzeniu nim po kartce papieru.
KONIEC.


Tak, wiem, jestem wyrodna matka.
Jestem podla.


Ale podzialalo!
Zanim wdrozylam radykalne srodki, syn, miast zajac sie zadaniem, plasal, dlubal w nosie, skakal po lozku, gral w pilke, bazgral w zeszycie, chichotal, robil zeza, gwizdal na flecie, probowal zalozyc noge na szyje i przypiekal kredki woskowe na zarowce.


Obecnie, po karczemnej awanturze oraz odebraniu na tydzien praw komputerowych, z przedluzeniem o kolejny tydzien z kazdym nastepnym brakiem zadania, zasiada plynnie do prac domowych i smazy elaboraty.


Kolejny kregoslupek: pyk!
Sieg heil!



czwartek, 25 września 2008

nie polecana notka

Osoby o slabych nerwach proszone sa o opuszczenie sali.
Bedzie o zyciu.
O aspektach nieprzyjemnych, ponurych i powieje groza oraz defetyzmem.
Taki bukiet.
Taka perfuma.


Bylam dzis w centrum onkologicznym.


A gdy jestem w takiej okolicy to natychmiast dostaje ciezkiej depresji i WTEDY WIEM NA PEWNO, ze jestem zakupoholiczka.
Stres i napiecie musze zgluszyc kompulsywnym wytarzaniem sie w centrum handlowym.
Musze czyms zatkac skolowany leb, napchac sobie w usta tej calej cynfolii, co to tam sie tak kolorowo skrzy i daje dwuminutowe ukojenie.
Zastapic obrazy szare jak lamperia w blasku jarzeniowek, pieknymi i panoramicznymi.
Muzyką, w tonacji wesolej i bardzo modnej, zagluszyc natlok ponurych mysli i dzwiek metalowego stolka przesuwanego po podlodze z gumolitu.


Jakby mi bylo malo, wyslano mnie dla utrudnienia do tzw. statystyki. Na pytanie, gdzie to jest, zatoczono reka pelne kolo i odpowiedziano zdawkowo: tam.
Poszlam.
Ide, patrze, az tu naraz korytarz o wygladzie jako takim sie urywa i przechodzi w miejsce kazni.
Jasnosc zastepuje mrok, czystosc – zabrudzenia.
Odruchowo rozgladam sie za roztwartym piecem i nozycorekawicami migocacymi w popiele.
Z gablot na scianach zerka na mnie otwartymi gumowymi ustami estetyczny sprzet stomijny, jakby mowil: jestes nasza, nie uciekniesz od przeznaczenia.


Chyba dam spokoj, zanim sie porzygacie.
To jest takie trudne, ze az nie wypada o tym mowic przy gosciach.


Dosc powiedziec, ze ojca umieszczono w sali bez okna, za to cuchnacej farba olejna, gdyz remont w toku.


Takiego malutkiego tate.
Zmiescilby sie we wnetrzu dloni.
Przedtem wyciagneli z niego dwie strzykawy krwi.
Az dziw, ze tyle bylo.


Po powrocie do domu odtanczylam z Buniem milion kolek graniastych.
Do zapomnienia.
Do szalenstwa.



środa, 24 września 2008

prócz śród

Mam klaustrofobie.
Nienawidze srod.
Srod wypoczynkowych, w ktore to nie pracuje i niczego nie musze.
A skoro nie musze, to sie nagle okazuje, ze mi sie nie chce i od razu mnie glowa od tego boli.
Nie chce mi sie wykompac*, poczesac, ubrac.
Ze mi sie nie chce gotowac cieplej strawy, nie wspomne, bo mi sie nigdy nie chce, niezaleznie od dnia tygodnia.


Wszystko juz dzisiaj bylo: klocki, puzzle, maskotki, ksiazeczki.
1456 razy baloniku nasz malutki i 3658 karuzela czeka.
Ja bylam koniem i Aramaj byl koniem.
Buniozyl byl kowbojem.
Nie bylo tylko malowania farbami wodnymi, bo nie jestem dzisiaj w nastroju na sytuacje ekstremalne.


Bylismy chwile na lonie natury.
Bachor NATYCHMIAST przemoczyl butki.
Tak, tak, szkoda mi bylo 25 zl na kaloszki na sezon jesienny to teraz mam.


Pani w osiedlowym sklepiku rozstawila mnie po katach, imputujac mi, ze chce poniekad ukrasc ser. Czy cos.
Tak, to prawda, specjalnie przychodze do sklepu z chmara bachorow dla zaslony dymnej i tak dlugo zongluje serami, az ona cos przeoczy. Bachorom daje cukierki za wycie i plasanie. Za atak histerii nawet batona.
Oczywiscie ukradzione.
Dzielimy lupy za winklem.


Pani ma pretensje do swiata, gdyz przed denominacja z drabiny spolecznej, byla czyms na ksztalt dyrektora sklepu duzego samoobslugowego.
I sie tam przechadzala godnie z biustem daleko przed soba wypietrzonym i czasami tylko komus laskawie chlebek przekroila z dobrotliwym usmiechem managera.
Potem ja wygryzli z lokalizacji i teraz ten sam biust musiala ukryc pod zgrzebnym fartuszkiem i dlaejze kroic te chleby, a to cienko, a to grubo, a to ten, ten? nie, nie ten. ten
No i musi pilnowac, zeby jej na serze nie orzneli i dzisiaj padlo na mnie.


W dodatku bachor na widok mojej zapiekanki ze szpinakiem zaslonil twarz rekami i zaczal wyc.


Co za chujowy dzien.
Boli mnie glowa w rejonie potylicy.



*wykąpać (Balladyne to razi, wiec zamieszczam sprostowanie)



wtorek, 23 września 2008

wiadomosc z ostatniej chwili

W rankingu pojawila sie wlasnie „kocica tesciowa” (WOW!)


A wraz z nia nowa zdobycz.
Tym razem blog moralnie bez zarzutu, no, moze tylko nie dla osob niewykrystalizowanych ortograficznie.
Panie, Panowie, mam zaszczyt przedstawic:



Czuly Wojtek


Cala przyjemnosc po mojej stronie.



wyguglane

Pod wplywem historii z Pornografem postanowilam uchylic rabka danych statystycznych.


Oto, czego internauci poszukuja w necie a trafiaja na mojego bloga:
SUPRAJZ!!!
Rozpietosc tematyczna jest niewielka. Widac moja fascynacyjka dewiacyjkami jest widoczna golym okiem.


I tak, w moim blogu wystepuje:


TEMATYKA OKOLOEROTYCZNA


perwersyjna kocica (tak, to ja)
dewiacje w sypialni (chetnie, dawac!)
gorace kocice (znam, znam, przyjaznimy sie od lat wielu)
kobieta kocica stroj (wszystko sie zgadza: kobieta tak, kocica tak, stroj tak)
kocica w lozku (wylacznie)
kurwy kondony papierosy (pasjami: burdelami, kartonami, wagonami)
erotycznie wygladam z papierosem (nie wiem bo nie pale, ale zakladam, ze szalenie)


TEMATYKA RELIGIJNA


dupa w popiele (nie wiem o co chodzi, wg mojej wiedzy na powyzsze, powinna byc glowa lub ser kozi, ale moze inna kultura?)


TEMATYKA PRENATALNA WILDLIFE


dziki kocica przed porodem (ciezarna kocica spotyka dzika)


TEMATYKA PSYCHOLOGICZNA z elementami DESOUS


koszulka jestem psychicznie chora


TEMATYKA KYNOLOGICZNA (SUPER) zamiennie z INTERIOR DESIGN


super tapety z rudymi pinczerami


TEMATYKA DOM I OGROD


szlifierka katowa do bala
drabiny krauze


I wiele innych, nie poddajacych sie kwalifikacji.
A mysle, ze
C.D.N.



sobota, 20 września 2008

kontrapunkt

Ło matko!
I znowu sie natknelam na bloga, ktory mnie wzruszyl do lez.
(Tym razem biseks. Jestem bi?)
Otoz ktos, (KTOS Z SOSNOWCA, ekhem) poszukujac w googlach obiecujaco brzmiacej
frazy „rekordy swiata w waleniu w dupe”, trafil na moj blog.
(ach, ach, jak to mozliwe?)
A ja, wiedziona niezdrowa ciekawoscia, zaraz hyc tam tez i oto znalazlam perelke.


Cudo!


Blog  perwersyjno-familijny o dupczeniu wszystkiego co sie rusza, przeplatany zaangazowanymi streszczeniami odcinkow serialu „M jak milosc”!
Przecudna konfiguracja!


Zakochalam sie.


Niestety, jako nobliwa matrona, matka dzieciom i zona mezom nie moge zalinkowac w sekcji ulubione.
Ale latwo znalezc.


Uwaga: Tresci wulgarne w przewadze.
Miazdzacej.



pamieci pani pittnerowej, zwlaszcza

Z ta szkola to byl, oczywiscie, ponury zart.
Za nic w swiecie nie chcialabym chodzic do szkoly.
Mam tu konkretnie na mysli szkole swa srednia, co najmniej srednia.


Dzis, z jedna z mam, na dniu otwartym w szkole naszych synow, odkrylysmy, ze chodzilysmy do tego samego liceum.


/Ona: Ja ciebie nie pamietam. No coz, ja TEZ w szkole bylam SZARA MYSZKA(!)/


I ze to bylo KOSZMARNE liceum z jeszcze KOSZMARNIEJSZYM cialem pedagogiczym.
Cialem pedagogicznym glupim, skostnialym i udupiajacym przeciwnika swego najstraszliwszego, jakim jest uczen, twoj najwiekszy wrog.


Kamien spadl mi z serca, bo przez wieki cale myslalam, ze tylko ja tak to widze i, co gorsza, to we mnie tkwi przyczyna: ze jestem po prostu nieprzystosowana.


Nie no, dobra, troche jestem.


Dobra. CALKIEM.
Ale nie o to, nie o to, nie o to.


Do dzis pamietam ten szok, kiedy to przeszedlszy ze szkoly podstawowej – czysta jak lza i z czolem jasnym – do sredniej, dowiedzalam sie, jeszcze przed dzien dobry, ze jestem TEPA MIERNOTA nie godna przekroczyc progow, tej, skadinand wcale nawet nie elitarnawej, szkoly.
Powiedzmy sobie szczerze: szkoly calkiem do dupy za to calkiem blisko.


Aaale za co?


Wowczas przez mysl mi nie przeszlo, ze towarzystwo tych sfrustrowanych nieudacznikow, ktorym nic tak w zyciu nie wyszlo jak wlosy, odgrywa sie na mnie i na moich wspoltowarzyszach niedoli za caly ten swoj fak en szyt.


Mobbing kwitl.


Zasada byla taka: po pierwsze primo na samym wstepie usadzic przeciwnika na dupie, niech zna swoje miejsce, nastepnie tepy material oporny wziac i w pocie czola ociosac by, na koniec, wypierdnac w wielkim trudzie, niech sie inni martwia co dalej.
I sie spocic, nameczyc i nauzerac potwornie. I zasluzyc tym samym na medal.
Krwi i potu upuscic, nerwy stracic i na wczesniejsza, nauczycielska emeryture musiec przejsc koniecznie natychmiast, za zaslugi na polu walki jakim jest praca pedagoga.
PEDAGOGA z dumnym akcetem na „O”


Czesc tych heroicznych drwali jeszcze tam dogorywa pod okiem MEN, nich im ziemia lekka bedzie.
Ponadto nie ustaja w dzialaniach i maltretuja psychicznie takze kwiat mlodego nauczycielstwa, lepiej wyksztalcony i pelen zapalu.
Oj, nie lubia ci oni osob, na ktorych tle wypadaja mizernie.
Czyli wszystkich.


A, tam, sral ich pies.
Nie sa warci zlamanej notki.


Za kare ja zaraz wywale.



piątek, 19 września 2008

mea culpa

Poddalam sie.
Zalozylam dzisiaj biale kozaczki.
Co za kraj! Ostatni raz mialam je na sobie w maju, czyli nie widzielismy sie tylko nieco ponad trzy miesiace.


W ogole nie wiadomo, czy sie jeszcze kiedykolwiek zobaczymy, poniewaz sciagnelam
na swa glowe klatwe, niestety.
Otrzymalam, mianowice, maila z pogrozkami, ze jesli nie rozesle go natychmiast w sto miejsc, to szlag mnie trafi.
Wiec zegnam.


W pierwszych slowach swego listu byla uprzejma prosba, aby go koniecznie przeczytac, zanim przejdzie sie do deseru, czyli do zdjecia, ktore jest sprawca niespodzianki.


Lubie niespodzianki. Wiec zatopilam sie w lekturze.


Nastepnie przedstawiona byla po krotce dramatyczna historia powstania pewnej fotografii.
Otoz, trzech mlodziencow udalo sie do lasu, czy gdzies, i jeden z nich nagle postanowil sie sfotografowac z drzewami.
Ale oto, nim jeszcze wybrzmial blysk flesza, chlopak juz nie zyl, gdyz zmarl.
Na atak serca. Co potwierdzila wykonana na miejscu przez kolegow denata autopsja.
Pozostali przy zyciu chlopcy wzruszyli ramionami i poszli do domu.
Tamze obejrzeli odbitki i oszaleli.
Doslownie.
Zostali przewiezieni do szpitala  p s y c h i a t r y c z n e g o.
Pozostalo po nich jedynie owo zdjecie, na ktore wlasnie patrze, gdyz mam pecha.


(na fotografii figurowal mlodzieniec rasy zoltej w towarzystwie klasycznej zmory z podkrazonymi oczami)


I teraz jedynym sposobem by uniknac nieprzyjemnosci,
jest je przeslac do wysokiej liczby osob
(zdjecie, nie nieprzyjemnosci, chociaz, wlasciwie, na jedno wychodzi).


Bo jak nie to kaput.


Do korespondencji dolaczona byla lista trafionych z przykrymi szczegolami:
Pewien biznesmen nie rozeslal i nazajutrz zostal nedzazem (pfff) skutkiem czego strzeli sobie w leb.
Pewna ksiezniczka nie rozeslala i ucielo jej wysoko urodzona noge a blekitna krew sikala, siku sik.
Pewna kobieta umarla w meczarniach wessana przez rure od WLASNEGO ODKURZACZA.


Cos w tym stylu.


Dokladnie nie pamietam, bo wywalilam do kosza, gdyz nienawidze czegos musiec.
Jesli cos musze a nie musze to zaraz tego nie robie. Na zlosc. Na przekor.
Np. jesli gdzies jest napisane, ze przedtem MUSZE sie zalogowac, to a wlasnie, ze nie.
Chocbym w glebi duszy bardzo o zalogowaniu sie marzyla od lat wielu.
Taki charakter.
Podly, wiem.


Ale teraz zastanawiam sie, czy dobrze zrobilam.
Opadly mnie watpliwosci.
(to pewnie skutek wstepnej obrobki przez zmore)
Ona z pewnoscia juz na mnie czyha, czuje jej oddech na karku.


Do moich rozlicznych egzystencjalnych lekow obecnie dolaczyla jeszcze zmora.
Tylko zmory mi brakowalo.


I tu prosba:
Jesli ktos dysponuje zmora, to bardzo prosze o przeslanie, bo mi jej brakuje.


Postanowilam poprawe.

Grzecznie rozesle.
Juz nie bede palil i pil, bede juz chodzil do szkoly.
Ja bede juz chodzil do szkoly.
Bede juz chodzil do szkoly.



czwartek, 18 września 2008

beware ogres

Z CYKLU: NOWE SYTUACJE


Kupilam ksiazke.


Przeczytam, to moze cokolwiek zrozumiem z kielkujacych pokretnych meandrow.
Na razie moge zagrozic wyjeciem wtyczki z kontaktu.
I, srodze brwi marszczac, wyrok wykonac.


Ale jak dzieciatko bedzie mialo 287 cm wzrostu?
To chyba nie wypada straszyc embargiem na komputer.
I, ze zabiore czekolade.


Przeciez moze mnie udusic tym samym kablem.
A zwloki ukryc w tornistrze.


To czym?
Tym, ze opublikuje w necie kompromitujace fotki w spioszkach w kacuski?


Bedzie gorzej.
Czy lepiej?


Ktos wie?



Z CYKLU: NOWE SLOWA


Bunio, gdy czegos rzada, mowi: DAM!
Gdy slyszy przejezdzajaca karetke, oswiadcza: łejo, łejo.
Zapytany czy chce „to”, odpowiada: aha lub to, to, to, to, to
Biegajac, wydaje odglos: digidigidigidigiii…



środa, 17 września 2008

carmageddon

Z pamietnika Kreci K.:



„Jade sobie rano jade samochodem swym do pracy, generowac Produkt Krajowy Brutto
i obserwuje wyrazny spadek mocy pojazdu silnikowego.
Mimo usilnych naciskow na pedal gazu, obroty silnika przy predkosci 50 km/h nie chca wzrosnac powyzej 1500 a pojazd dlawi sie i belkoce.
Rzucam okiem konesera na wskaznik paliwa


Wysoka rezerwa.
No, jak zwykle. Czyli OK.
Tylko zaroweczka sie wypalila od nadmiernej eksploatacji.


Mrozu prawie nie ma, wiec wykluczam przypadek, ze mi znowu strzalka przymarzla
i zaraz mi stanie.
Nic sie nie swieci, nie stuka, nie smierdzi, nie rzezi.


WIEC O CO MOZE CHODZIC, NA BOGA!!!


Zastanawiam sie czym zgrzeszylam, co bedzie dalej i jak ja teraz bede zyc.


Druga w kolejnosci mysla jest, gdzie zawiezc pojazd do lecznicy
i ile to bedzie kosztowalo.


Nachodza mnie czarne mysli.
Wizja zaglady.
Depresja.
Mrok.
Przypominam sobie, ze nikt mnie nie kocha.
Ze zycie jest podle a swiat niesprawiedliwy.
Ze lato sie skonczylo.
Ze nie mam jesionki i butow i nie bede ich nigdy miala, bo zje je samochod.


Oczy zachodza mi lzami, nic nie widze, pada deszcz…”



Chcecie zapewne wiedziec jak skonczyla sie dramatyczna przygoda Kreci K.?
Otoz, Krecia K. szczesliwie jakos dotoczyla sie do skrzyzowania,
gdzie w koncu zrzucila te piatke, na ktorej byla jechala.


KONIEC



poniedziałek, 15 września 2008

psuje nastroj

Eee, do dupy.


Rozgladam sie tu bacznie i co widze?


Wszyscy, ale to absolutnie wszyscy, odnosza spektakularne sukcesy na wielu polach.
Otwieraja sie przed nimi miedzynarodowe kariery.
Zarabiaja wielkie pieniadze.
Otrzymuja w nagrody wycieczki zagraniczne, stypendia raz granty.
Wygrywaja szostki w totolotka.
Kupuja wille z basenem
Samochody z automatyczna skrzynia biegow i szoferem gratis.
Sa piekni, mlodzi i opaleni skutkiem czego wychodza za trzeci maz i, jakby nie dosc im bylo szczescia w zyciu osobistym, zaraz potem spotykaja wielka milosc.


(tak prawdziwa, cala drze, cala drze)


Pedza wakacje w cieplych krajach lub przestronnych apartma na wybrzezu
smigaja na bananie po falach i nic ich nie boli cena fladry 500 zl za 100 gram.
Placa za nia podwojnie platynowa karta kredytowa plus napiwek dla kelnera.


Slowem: skreca mnie z zazdrosci i moje poczucie wlasnej wartosci jest aktualnie (godzina 9.59) daleko ujemne.


Nic wyjatkowego mi sie nie zdarza.
No, chyba, ze wyjatkowo zlosliwy nowotwor w rodzinie.
Ale to sie nie liczy.



piątek, 12 września 2008

juraja hip

Blogi, blogi, blogi.
Oszaleje!!!
Mam, niestety, wszelkie objawy uzaleznienia.


W OGOLE NIE CZYTUJE PUDELKA I NIE WIEM CO U PARIS!!!


Ale nie jest zle, bo, na cale szczescie, Joanna Horodynska prowadzi bloga o tematyce fotografowania samej siebie nad basenem.
Halo wielki swiat w subiektywnym ujeciu, czyli tylko lewy profil plus usun mi tego syfa na czole. Czasem uchyla rabka przed rzesza fanow prezentujac sie sprytnie w makijazu imitujacym jego brak i sercem bijacym na dloni. Golo jak nudystka.
A stad juz tylko krok do pornografii.


Ergo: pornograficzne zdjecia na dmuchanym materacu dostepne w internecie!
Kup teraz!


Co do spraw nieco mniej wstydliwych, to sfotografowalam melepete, ale jest tak obrzydliwy, ze go tu nie opublikuje, wiedzac, ze najfajniej czytac blogi do kawusi.
Melepeta sprawia wrazenie jakby byl, poniekad, rzezba w stodole w Istebnej w bolach na swiat wydana. Niestety, ma jakas wade wrodzona.
Bardzo szkoda.


Ale i tak sie oplacilo, bo jak robilam zdjecia, to jakies chlopaki w zuku jechaly, trabily i wolaly, czy mi szczelic fote i w ogole mala zdejm majty.
Wiec sie dzisiaj czuje piekna i pozadana.


Ale, zeby nie bylo za fajnie, to sa jednak pewne ciemne strony egzystencji, bo mi cyberkaczka zdechla.
Smierc cyberkaczki powinna byc przestroga aby niczego pochopnie nie updejtowac.
Zdechla bowiem, wskutek zainstalowania sobie nowszej wersji samej siebie.
Zabilo ja to.
Nie zyje do tego stopnia, ze nawet odinstalowanie zwlok i zainstalowanie nowego cyberducka nie przynioslo poprawy stanu jej zdrowia.
Maz na pytanie co sie robi ze zdechla kaczka, odpowiada zniecierpliwiony:


Czekaj…


No to czekam. Juz trzeci tydzien.
Czas umilam sobie, tanczac walca Dmitrija Dmitrijowicza Szostakowicza.


Raaaz, dwa, trzy. Raaaz, dwa, trzy. Raaaz, dwa, trzy…



czwartek, 11 września 2008

pódź tu dziecko ku mnie pódź

Fajnie jest.


Dzis rano, pomykajac przez miasto, spotkalam aliena.
Nic a nic mnie to nie dziwi.
Osiagnelam juz w zyciu taki zen, ze nic mnie nie dziwi.
NIC.
Jak mawial pewien obrazalski kolega: doszliscie do tego momentu, ze ide.


Ja tez.


Ide, patrze a tu lsni zlotem alien na srodku chodnika. Dla niepoznaki pokryty napisem wystawa.
Pfff! Wystawa! Dobre!
Przerazajacych, powykrecanych elepetow pomalowanych niechlujnie na zloto?
Ale ja go przejrzalam. Ja mam oko do tych spraw. Jak nic Alien.
Jesli bedzie tam nadal tkwil jutro, cykne mu foto. No, chyba, ze wpadna po niego, bo sie tu zapodzial po imprezie.


Apropo’s zapodzianych to mam pytanie: czy ktos widzial Hilarego?
Bo mi zginal i dopasc nie umiem.
Jego telefon od pol roku powtarza: abonent czasowo wylaczony.
Mam pytanie do specjalistow: czasowo to znaczy na jak dlugo?
Bo nie wiem kiedy zadzwonic.


HILARY WROC!


Nic sie nie boj.
Moze troche powyrywam ci nogi z dupy, ale zaraz potem ci je ladnie wkrece.
Twoj opor na nic sie nie zda.
Machniemy razem jakiegos lepieja…
limeryka… moskalika…
No dobra, to chociaz odwódka, co?
Wracaj mi tu, ale juz!


TENSKNIE…



środa, 10 września 2008

homofilia

Co trafie na meskiego bloga co to mję od pierwszego wejrzenia do serca przylgnie, to zaraz sie okazuje, ze pedal.
Najpewniej tez jestem pedalem.


Od dawna cos podejrzewalam.



wtorek, 9 września 2008

ooostatni.

Jak to czlowiek nigdy nie wie co go spotka i kiedy mu sie meritum objawi.
Obiecalam sobie solennie nie poruszac wiecej tego tematu, gdy wtem, przypadkowo, natknelam sie w necie na rozbudowana liste inwektyw pod adresem szeroko pojetej twojej starej.


Moj wybor padl na:


Twoja stara ma taka dupe ze zal jej nie scisnie

Twoja stara ma welon z koca


Twoja stara robi znaki na polach


Twoja stara graniczy z cudem


Twoja stara jeżdzi łyżwami po żwirze


Twoja stara prasuje ci buty


To ladne. Po raz pierwszy zaslyszane u Łowców.B, w ktorych sie potajemnie kocham: Twoja Stara ma zero znajomych na naszej klasie.


A kiedy dotarlam tutaj, to nagle mnie olsnilo i nareszcie zrozumialam o co tu chodzi:


Twoja stara wykreca naczynia po umyciu!



som tu rycerze?

Siedze na zakladzie i maluje sobie rzeski: rzeska po rzesce, powoli, dokladnie, systematycznie.


Balladyna z Alina poruszyly temat zakladow.
Po krotkim namysle wyszlo mi, ze zaklady nie.
Ale teraz, jak tak sobie te rzeski pokrylam maskara i ani razu nikt mi nie zawyl na nogawce, skutkiem czego nie wlozylam sobie spiralki do oka, to jednak zweryfikowalam poprzednie stanowisko i mi wychodzi, ze wiecej jest plusow dodatnich.
Przynajmniej w dziedzinie mejkapu.


Jesli juz jestesmy w temacie: „zycie, jego blaski oraz cienie”, to czasami jest mi przykro, ze nikt mnie nie ostrzegl.


Ze zycie nie polega na malowaniu sobie rzesek a nastepnie ogladaniu zza nich swiata i sie nim zachwycaniu.
Kontemplacji.


Przyklad pierwszy z brzegu: Buniozyl.
Jest cudny, wydaje takie cudne dzwieki, robi cudne rzeczy, ma cudnego irokeza. I cudnie pachnie.
(sa drobne wyjatki w podpunktach dzwieki i pachnie)
A ja co?
Zamiast chlonac wszystkimi zmyslami i sie napawac, wdychac i kolekcjonowac, to sie od niego oganiam.
Poniewaz sa pewne priorytety:


bo gary, bo syf, bo pranie, bo smieci, bo sie klei, smierdzi, brudne, grzyb, sterta, kupa, brak, niedobor, nadmiar, przesyt, znuzenie, zmeczenie, skonanie, kryzys, depresja, dupa.


Zycie, z uplywem czasu, ponadto kryje pulapki.
Zaweza sie i zaciemnia. Coraz mniej w nim konikow pony a coraz wiecej dementorow.


A tu nikt nie mowi na wstepie: (czyli wlasciwie gdzie?)
Uwaga, uwaga! Moze byc czasem chujowo i nie byc widac sensu.
Atrakcja polecana dla osob o twardej dupie i nieprzepuszczalnym pancerzu.
Nie wystawiac rak, i nog. Trzymac sie uchwytow.
Wchodzi pani, madam?


I w dodatku w trakcie trzeba wydoroslec. I pewnego dnia nie kupowac nigdy wiecej nowych zabawek tylko oszczedzac na czarna godzine.


I nawet niedawna laleczka bejbiborn chodzi juz sama do meskiego kibla.


Towarzyszy mi niezidentyfikowane przeczucie schylku dziecinstwa.
(Pilch: „Dziecinstwo to byl czas, kiedy jeszcze wszyscy zyli”).
A ja nie jestem jeszcze gotowa.


A moze mi sie tylko tak wydaje, bo jestem na zakrecie?


A za zakretem biale konie i rycerze.
Tuz, tuz…
O, juz widac konskie lajno!



poniedziałek, 8 września 2008

money makes the world go around

Dramat w jednym akcie zatytulowany:
„Krajobraz po hekatombie”


Zona z kuchni (zrzedzi): Ty sie smiejesz, a kazda taka stluczona miseczka kosztuje kilkanascie zlotych…
Kot z balkonu (niesmialo): A ile kosztuje lezak?


Kurtyna.



niedziela, 7 września 2008

bylo milo, az naraz wyciągłam flaki

Miedzy mna a Paris Hilton jest najwyzej szesc i pol stopnia oddalenia.
Tak obliczyli specjalisci i tego sie trzymam.
Nie wiem co prawda czy kiedykolwiek uda mi sie przeforsowac chociaz to pol, ale bardzo sie staram.


Ponadto okazalo sie, ze najlepszy przyjaciel mojego syna (pierwszy stopien oddalenia) wyprowadzil sie z mama do Krakowa i, w zwiazku z tym, ich przyjazn stanela pod dalszym znakiem zapytania.
Ja bym umarla na wiesc, ze moja najlepsza przyjaciolka sobie poszla, a on sie nawet nie zmarszczyl. Zapytany z kim sie teraz bedzie serdecznie przyjaznil, odpowiedzial, wzruszajac ramionami, ze jeszcze nie wie.


I zablysnal na przyrodzie.
Do odpowiedzi kolegi na pytanie kto stworzyl przyrode, brzmiacej: „matka natura” dodal gromko: „I DZIADEK MROZ!”


Milo sie gawedzi, ale pedze pozmywac wszystkie ocalale statki a potem je zamknac na klucz.


Musze jutro koniecznie namowic tesciowa (pierwszy stopien oddalenia, a wolalabym siodmy), zeby sobie wziela na warsztat cos nietlukacego, np. gazete, ale to chyba tez nie jest najlepszy pomysl.


Bo ona czerpie wiedze o swiecie z dziennika FAKT.
I to jest, niestety, fakt.
Jakby ktos nie wiedzial, jaki to model, to odsylam do serialu „Mamuski”.
Znajduje zaskakujaco wiele podobienstw.
Tesciowa mowi o mnie ONA. I opowiada o moich niedoskonalosciach
mojemu mezowi, swemu jedynemu synkowi w szponach krwiozerczej lafiryndy.
Gardzi mna sobie. Oraz cala moja rodzina. Nie wiem, skad ten pomysl bo MEZALIANSU tu nie bylo.
Nie zna slowa przepraszam i go nie uzywa. Nie wiem, moze tylko w stosunku do mnie.
I do moich kolezanek.
Np. do M. kiedys rzekla przepychajac sie w kierunku lodowki: KOLEGÓWNA SIE POSUNIE
I odtad mam w M. wiernego sekundanta, bo inni mi nie dowierzaja.
M. nazywa ja tesciowa z dowcipow i nic a nic sie nie smieje.


Kot mnie zabije jesli to przeczyta, ale ja musze.
Najprawdopodobniej jednak nie przeczyta, bo to za duzo liter.
Tym bardziej musze.
I bardzo jest mi go zal a tu jeszcze nastepujace kalumnie.


Zdradze w absolutnej tajemnicy i prosze nie powtarzac, ze ona w dodatku ma, niestety, przebicia na obudowe.


Jej sie wydaje, ze czas stanal w miejscu i oto moj maz a jej syn, to jej maz a moj tesc.
Czyli, ze Kot jest JEJ mezem
Moj syn, a jej wnuk, to jej syn.
Czyli ze Aramaj to maly Kot.
I do nich wszystkich mowi po imieniu w tej ulepszonej konfiguracji.
A ja jestem uosobieniem tych wszystkich trzecich (drugi stopien oddalenia), ktore przez lata pozycia tesc jej zaserwowal.
Czyli jestem WSZECHZDZIRA lub jak kto woli SUPERKURWĄ STO W JEDNYM.
I pragne rozbic ICH rodzine.
Miala jedno krotkie zawirowanie jak sie Buniozyl urodzil ale juz wszystko wskoczylo na swoje miejsce, bo zostal Aramajem.
Prosze nie pytac mnie o logike tych rozwiazan gdyz jestem bezradna intelektualnie w obliczu.


Ja w odwecie (co ja moge?) zwracam sie do niej w trzeciej osoby liczby pojedynczej.


Zatem, jutro powiem tak:
(wcale tak nie powiem, brak mi tej niezbednej sily jaka daje prymitywny, kanciasty leb)


„Niech mama z łaski swojej niczego nie zmywa, nie wypala i nie ulepsza. Niech mama sobie znajdzie do zabawy cos solidnego, najchetniej kulki z lozyska”.


A ona i tak jedna zgubi a druga zepsuje.


Zalozymy sie?



sobota, 6 września 2008

ananas

Po pierwsze musze ratowac przyjaciolke co to ja konkubent dzgnie nozem w afekcie jak zobaczy jeszcze jednego psa.



Zatem, aby go nie zobaczyl musicie go kupic. Jest CUUUDNY.








Szczegoly szczeniaczka mozna poznac tu: http://www.leonbergery.home.pl/


piątek, 5 września 2008

znam twoje myśli! to jest dupa

Zwyciężyłeś, ale program 20Q w końcu odgadł odpowiedź


Czy to coś ma wartość wyrażoną w gotówce? Ty twierdzisz Tak, Ja mówię Nie.
Czy to coś można wysadzić w powietrze? Ty twierdzisz Tak, Ja mówię Nie.
Czy to coś się otwiera? Ty twierdzisz Tak, Ja mówię Nie.
Czy to coś jest własnością całej rodziny? Ty twierdzisz Czasami, Ja mówię Nie.
Czy to coś można ponownie napełnić? Ty twierdzisz Tak, Ja mówię Nie.



ne me kitekat pa!

Maz mnie zdradza.
Dowiedzialam sie o tym z Poradnika domowego ze wzgledu na torbe.


Otoz, niczego jeszcze wowczas nie swiadoma, otwieram czasopismo a tam o zwiazkach erotycznych zrodzonych przez internet i krotka tabelka z adresami ze tu mozna zawiazac i tam mozna na cos liczyc.
I miedzy innymi GOLDENLINE gdzie rzekome rozmowy zawodowe przeradzaja sie we flirty a stad juz droga krotka do seksu.
A moze nawet, uchowaj boze, do wielkiej milosci?
I sie zalamalam. Bo moj malzonek to juz do naszej klasy po jedyne milosci nie zaglada.
Tylko dalejze branzowe lampucery omiatac taksujacym spojrzeniem.
Penetruje im portfolia. Obmacuje watki na forum. Sledzi  j e z y k  wypowiedzi.


(Tylko mu sie dziwie, ze mu jeszcze nie obrzydly w tym kontekscie kolezanki po fachu.
W koncu jedna jest jego zona i to powinno go skutecznie zniechecic. Musze mu dokrecic srube.)


Zwlaszcza podejrzewam go o zakusy pod adresem niejakiej L.W., na ktorej czesc nazwalismy kafelki w przedpokoju.
Jestem pewna, ze ona jeszcze wianek nosi a on postanowil go upolowac.
W kazdym mezczyznie jest cos z mysliwego. Czy gajowego moze?
W kazdym razie cos zwierzecego.
Odzwierzecego.
(Tasiemiec?)


Tak, tak, to ziarno w nich drzemie, ale gdy padnie na podatny grunt zaraz wybucha z sila wodospadu.
I ja sie tu wlasnie troche obawiam tej erupcji. Gdyz jestem nieprzygotowana.
Nie spakowana do mamy.
List pozegnalny nie zredagowany.
I dzieci tez.


To ide sie pakowac.



czwartek, 4 września 2008

on smoking

Dzwoni telefon. Odbieram. Mama z placu zabaw.
Placzac ze smiechu pyta:


Czy zauwazylas, ze twoj syn pali?
Znalazl sobie patyczka, stoi oparty o zjezdzalnie, nozka za nozka i kurzy.
A takie ma te gesty jakby dziesiec lat palil!
No nie moge!
A teraz kipuje do zoledzia! (straca popiol – przyp. tlum.)
Obserwuje dziewczynki na karuzeli, z nikim sie nie bawi, i sobie kurzy…


Dobre geny. Co ja poradze?



środa, 3 września 2008

po cóześ ty wołki przygnał

Pisac? Nie pisac?



No bo tu sie takie rzeczy dzieja, ze wody!




Po pierwsze, moja tesciowa, ten mistrz olimpijski w dyscyplinie o nazwie:
„CZEGO SIE CHYCI TO SPIERDOLI”
przeszla sama siebie, przescigla i pobila rekord swiata. Co tam swiata! Wszechswiata ze szczegolnym uwzglednieniem drogi mlecznej!




Ostatni raz taka piekna katastrofe odnotowano jak ten meteoryt dupnal, co to zgladzil dinozaury i nie ma ani jednego.


Ustawila, mianowicie, piramide z moich wszystkich naczyn i tez jej to duplo.




Nie mam slow. No nie mam slow.


I ani jednego glebokiego talerza.


Zupe dzis jedlismy z patelni.


Poza tym PRASUJAC wypalila subtelny trojkat na desce do prasowania, tuz obok podstawki na zelazko. Tez mi wyczyn, trojkat. Sa tacy co potrafia wypalac cale obrazki lutownica w drewnie.





Po drugie zas, jakies stwory wygryzly mi system korytarzy w meblu.


A potem nagle zmarly przy uzyciu domestosa.


Nie zazdroszcze.




Ale po kolei.




Robie wiosenne porzadki. Jesienia, bo mialam przerwe i trzy nogi. A potem przyjechal maz i w ogole kanal.




Zatem dzis na szafce w kuchni pacze, a tu kasza gryczana prazona zapodziana. A w niej sto dziur a w nich robaczki.


Pff, robaczki.


Kasze, pfunk, do kosza, omiotlam, przetarlam gdy WTEM!




NARAZ!




Patrze blizej. 


Jeszcze blizej. 


I jeszcze troche blizej…


Jeszcze ciut, ciut…




O, teraz dobrze.




Zatem patrze, a tam gdzie stala kasza jakies meandry wydrazone w drewnie.


Normalnie na gorze mialy jadalnie a na parterze sypialnie!




A potem je strasznie szczypialo i dalej nie pamietaja.


Bo nie zyja. Mam nadzieje.




wtorek, 2 września 2008

jyba bez joweju

W zasadzie nalezaloby odtrabic, ze Buniozyl mowi.
Tak nie mialam nadziei, ze zacznie przed zerowka, ze mu nie dowierzam do dzisiaj.
A on mowi.


Co mowi?
Ano mowi „A!” – i to od zawsze.


Raz pani doktor w przychodni pyta czy mowi i cos tam sobie notuje.
Wiec zaczynam opowiesc: ze nie mowi, nic nie mowi, ze milczy jak grob.
Z jednym wszakze wyjatkiem: mowi „A!”, na wszystkie zwierzatka, czy to jest kotek, piesek, czy ryba…
Na to pani doktor podnosi wielkie oczy znad kartoteki i pyta zdumiona: R Y B A mowi?!


Ale to nie koniec.


Mowi jeszcze, a wlasciwie wrzeszczy: MAAAMAAA! kiedy dzieje mu sie jakas straszliwa krzywda, np. wkladaja go do dmuchanego hipopotama wodnego.


Mowi TATA ale nie wiadomo K O G O ma na mysli.


Mowi „niam, niam” i wspina sie na krzeslo kiedy widzi, ze obiadek wjezdza na stol.
Niam niam stosuje takze zamiennie z „am” kiedy chce mu sie pic lub cos by przekasil.
Ma na ten temat bardzo bogate slownictwo.


Mowi „ato” na ato, „aua” na ała oraz „bam” na bam. Wiadomo.


W skupieniu i drobiazgowo robi papa wszytkim przejezdzajacym autobusom.


Lecz najpiekniej mowi: NIEEE.


Ma to po mnie.