czwartek, 24 lipca 2014

hosanna!

Stał się cud oto!

Pomną Państwo zapewne smutną konstatację nieautoryzowanego, acz wąsko wyspecjalizowanego pana Sławka, że słychać turbosprężarkę.

Zawitałam ja do pana Sławka u schyłku roku ubiegłego by usłyszeć tę hiobową wieść, pan Sławek jest bowiem defetystą motoryzacyjnym - jego niepozostawiające złudzeń diagnozy są dramatyczne, zaś rokowania zwykle mocno niepomyślne.

Onej jesieni, gdy przybyłam do nieautoryzowanego (acz specjalizującego się wąsko) zakładu by mję przetkał filtr paliwa, pan Sławek jednym ze swych nieomylnych organów posłyszał turbosprężarkę, innym zaś dostrzegł olej na kopułce, czy gdzieś. To źle. Zło. Złe zło. Niedobrze - zawyrokował. Podepną respiratory, popatrzą, ale powinnam się przygotować na najgorsze.
Tu bardzo się ucieszyłam, gdyż na to akurat jestem zawsze gotowa, to i miałam jak znalazł. Nareszcie mogłam wykorzystać darmowe kupony na kataklizm, pecha i nieszczęście. Tsunami i spadające samoloty.

Pełna otuchy wyjęłam zatem rower z bagażnika i pomknęłam przez kolorowe lasy, przeczuwając, że tak już oto będzie zawsze. Ja, rower i las. Ciemny.

Po godzinie zza lasu zadzwonił pan Sławek. Głosem przedsiębiorcy pogrzebowego wyliczył, że oto komputer wyrzucił filtr paliwa oraz cząstek stałych. I o ile filtr paliwa jako-tako kto-wie trzeba-wierzyć być-może uda się wymienić, choć niczego nie można być do końca pewnym w tej branży, o tyle cząstki stałe mogą nie dać się tak łatwo wygonić. A wtedy co? A wówczas koszty wzrosną, gdyż  r e g e n e r a c j a  chemiczna się-powiedzie-albo-nie, ale różnie-bywa, nie-wiadomo.

I co ja na to?

Pan pali! Rzekłam beztrosko.

Pan Sławek, mocno zasępiony moją niefrasobliwością, obiecał dołożyć wszelkich starań, aby proces przepalania DPFa odbył się w zgodzie z arcytrudną sztuką przepalań i przyrzekł zadzwonić, gdy już będzie wiadomo, że jednak nie.

Spędziłam zatem tych kilka emocjonujących godzin z jednym okiem na telefonie. Wreszcie zadzwonił: Pan Sławek miał dla mnie dobre(!) wieści - udało się(!) przepalić filtr cząstek stałych! - Niech pani wsiada na rowerek! - Dorzucił wesoło(!).

Pijana radością wsiadłam do taksówki.

Na miejscu pan Sławek w zaciszu swego profesjonalnego gabinetu wytłuszczył mi wszelkie okoliczności, zadania wykonane i te do wykonania, trudności pokonane i te do pokonania. Wśród tych drugich wymienił palącą (sic!) konieczność natychmiastowej regeneracji turbosprężarki w cenie około czterech tysięcy złotych. Na moje pytanie, czym grozi lekceważenie bzyczących turbosprężarek odparł z całą powagą, że nadejdzie taki moment, iż samochód wejdzie na obroty pięć tysięcy i nic tego nie zmieni i tak obracał się będzie, póki olej nie spłonie, a wraz z nim całe turbo. Amen.

Acha. Kiedy?

Do końca roku.

Acha.

DZIEWIĘĆ ŻAŁOBNYCH MIESIĘCY PÓŹNIEJ.

Sprawy potoczyły się błyskawicznie.

Sis pochwaliła mi się, że stołeczna autoryzowana stacja obsługi rzeczonych pojazdów WYMIENIŁA w jej bliźniaczym pojeździe turbosprężarkę oraz filtr cząstek stałych na NOWE, ze sklepu, za sumę 4200.

Zachęcona powodzeniem operacji także udałam się do autoryzowanej stacji obsługi, gdzie w wyniku wnikliwego przeglądu okazało się, że mój samochód jest zdrowy jak koń, oczywiście mechaniczny.

I to jest właśnie ten cud, który domaga się bezzwłocznej kanonizacji sprawcy.

Gdzie to się zgłasza?

poniedziałek, 7 lipca 2014

jaja z pogrzebu

Takie mam natręctwo, że sobie z wszystkiego żartuję, prawdaż, czasem gorzko, ale jednak.

Wziął i umarł ostatnio nasz bliski kolega, znany jako Wujek De.
Po Wujku De zostały nieutulone w żalu Dwie Sarenki oraz Żona Wujka De, posługująca się odtąd czasem telefonem Wujka De.

Tyle tytułem wstępu.

Wczoraj dzień cały pląsałam swobodnie po łąkach, by wieczorem rzucić okiem na swój aparat telefoniczny i skonstatować: O, pięć nieodebranych połączeń! Wyliczyłam na głos: Dzwonił ten, ów, tamten oraz Wujek De zza grobu...

Tu Buniowi szczęka opadła, spojrzał na mnie oczami jak spodki i zapytał: COOO?

Nic, synku, mamusia jest jebnięta.

niedziela, 6 lipca 2014

hejt na wszystko

(- Możesz do mnie nie mówić przez  p i ę ć  m i n u t ?)

Tak sobie myślę, że chyba już nigdy nic nie napiszę, bo ktoś mi kropkę smarkami podlał i odtąd nie mam już kropki  A tak bez kropki, to co?

W zasadzie nie jest to pierwsza klawiatura pozbawiona znaków, którą znam  Poprzednio własnoręcznie zabiłam bezprzewodową klawę do maka, bo spojrzawszy na nią krytycznie udałam się do kuchni, namoczyłam ścierę, podlałam ludwikiem i wytworzoną w ten sposób pianą spowodowałam przekierowanie impulsów elektrycznych gdzieś, chyba w biurko  Kto zabroni bogatemu? Potem skruszona suszyłam urządzenie rok na kaloryferze  Suszę nadal, ducha nie gaszę

(- Możesz do mnie nie mówić przez  p i ę ć  m i n u t ?)

Mamy wakacje

Wspominałam już, że nienawidzę wakacji? Zastanawiam się, skąd biorą się u mnie niezmierzone pokłady nienawiści do wszystkiego, co raduje zdrową psychicznie część populacji?

I tak nienawidzę, co następuje:

wakacji
świąt
długich łikendów
ferii zimowych
sylwestów
a nade wszystko urodzin własnych (bardziej) i cudzych (mniej)
I właśnie zbliżam się do apogeum nienawiści

(- Możesz do mnie nie mówić przez  p i ę ć  m i n u t ?)
 
I teraz myślę: dlaczego?

Może dlatego, że od lat z górą siedemnastu nie miałam, co następuje:

wakacji
świąt
długich łikendów
ferii zimowych
sylwestów

Tylko urodziny miewam, w dodatku coraz bardziej trzycyfrowe

(- Możesz do mnie nie mówić przez  p i ę ć  m i n u t ?)

I może gdyby wszystkie te radosne okoliczności nie wiązały się z nieustanną tyrą (nie wyłączając opłaconych krwią i blizną beztroskich wakacji, z wytężonym baywatchem, dbaniem, smarowaniem, karmieniem i przewijaniem) to udałoby mi się je polubić nieco bardziej

A tak to nie

I nawet we własne urodziny nie dadzą człowiekowi wolnego dnia w gratisie - koniecznym jest co najmniej rzucić się do blach i wypiekać ciasta

Wspominałam już, że nienawidzę wypiekać ciast?

(- No już, mów: czego sobie życzysz?
 - Eeee…)