Motoryzacja pędzi naprzód. Dziś mi śmigła w osobie pewnej damy.
czwartek, 28 października 2010
zen i sztuka rozmrażania samochodu
poniedziałek, 25 października 2010
cze cze cze cze czendżys
Buniozyl bezszelestnie zrzucił skorupkę dziecięctwa.
wtorek, 19 października 2010
był tam zwyczajny świerszczyk blaszany
Zerkłam do netu. Net jest dla mnie pożyteczny z wielu względów.
poniedziałek, 18 października 2010
panie doktorze, wszystko mnie wkurwia
Postanowiłam zerwać z dotychczasową osobowością.
sobota, 16 października 2010
wtorek, 12 października 2010
ani-ani
O co chodzi z tym sportem?
poniedziałek, 11 października 2010
z niczego nie ma nic
Pogoda ładna.
Jest to fakt nie bez znaczenia, gdy się ma dwie tony prania powstałego skutkiem grasującego pomiędzy członkami rodziny rotawirusa.
Więc piorę, piorę, piorę.
W wannie pływa pokrowiec na kanapę, wielki i ciężki niby waleń, a tymczasem po balkonie łażą panowie od wymiany poszycia.
Może ich poproszę, aby mi wyjęli z kąpieli piorącej tego namokniętego wieloryba. Wykręcimy go sobie razem, a potem kawka, herbatka…
Z panami się znam od połowy sierpnia, kiedy to ich wytatuowane torsy po raz pierwszy zalśniły mi od ciężkiej pracy. Odtąd są oni częstymi gośćmi na tarasie, gdyż pogoda, dotąd kapryśna, nie dała im szansy na rozwój w dziedzinie glazura-terakota.
Zatem najpierw nieśmiało zdarli, z użyciem elektromłota, zadawnione (tak, miały już PIĘĆ lat) kafle, po czym szereg nawałnic (w końcu było lato) nie dał im rozwinąć skrzydeł. Przykryli wobec tego świat czarną folią i znikli jak sen złoty.
Od tamtej pory dawkowali aptecznie czynności balkonowe, co jakiś czas przyłapując mnie w desusie za oknem sypialni siódma pięć, ale już dziś, zdaje mi się, nadają gastronomicznej bieli glazury mrozoodpornej ostatnie szare szlify. Jest pięknie: jak w nowootwartym dziale mięsnym dyskontu spożywczego. Jasno i apetycznie.
Poszli.
Wytargałam zatem z wanny prehistorycznego gada osobiście. Ocieka.
Kręci mi się w głowie. Siedzę na balkonie, szarawa biel glazury skrzy się w słońcu niczym przyprószony pyłem węglowym śnieg. Czuję się jak na feriach w Zakopanem. Relaks.
Tylko lekki skręt kiszek przywodzi mi co chwila na myśl koszmar minionego rota.
A jednak widok wklęsłego brzucha – bezcenny!
środa, 6 października 2010
koty mówio
Żona do męża (z lekkim wyrzutem):
- A czy ty wiesz, że tam po bulwarach nadmorskich śmigają
na d w u k o ł o w y c h rowerkach tacy, o, malcy dwuletni?
Mąż do żony (lekceważąco):
- Co ty opowiadasz, to nie są żadne dzieci. To są słynne andaluzyjskie karły. Oni mają po siedemnaście, osiemnaście lat!
—
Mąż do żony (filozoficznie):
- Być może w twoim ciele krąży atom zęba dinozaura sprzed trzech milionów lat…
Żona (olśniona):
- O Boże! Jestem zębem dinozaura! Tak właśnie się czułam!
—
Matka do Bunia (z kupą w majtach):
- Buniu, dlaczego zrobiłeś w przedszkolu kupę do majtek?
Bunio (otwarcie):
- Bo mi się nudziło.
—
- Aramajku, co chcesz do kiełbasy: musztardę czy keczup?
Aramaj (godnie):
- To i to – ponieważ jestem wyrafinowanym smakoszem.
wtorek, 5 października 2010
dziś jestem chujem
Today I’m a dick.
I jako taki pojechałem do galerii handlowej celem nabycia torebki, która
by nieco, choć na chwilę, zniwelowała to przykre uczucie.
Niestety, mimo iż wszystkie były chujowe, nie zdecydowałem się na zakup.
Wracając do domu, myślałem, że ONI też tam będą.
Ze mną. Zamknięci w jednym pomieszczeniu.
I będą mnie dręczyć, udręczać, a ja nie będę umiał ukryć, że ich dziś
nie znoszę, choć generalnie to ich kocham, oczywiście. [ofkors]
ALE NIE DZISIAJ!
Dziś ryj mam zbledły, włos wyrzedły i bardzo żałuję, że nie mogę się
katapultować na księżyc, gdzie mógłbym bez skrępowania walić głową o
krater. I histerycznie kląć, przeklinać, miotać przekleństwami.
Taki nastrój.
Ide się ugryźć w rękę. Do krwi.
Z najlepszymi życzeniami.
—
Szukam gorączkowo w myślach dziesięciu rzeczy, które lubię.
Wczoraj już były trzy.
Dziś ich liczba drastycznie spadła. Do dwóch.
Po pierwsze lubię dobro luksusowe – święty spokój. To gdy go nie mam, bo gdy jest, czuję się nieswojo. Nieprzyzwyczajona jestem. Spięta. Nerwowa.
Wobec tego, celem zrelaksowania się, postanowiłam podjąć kroki w kierunku zrobienia na drutach.
Celowo posłużyłam się, tu oto, formą dokonaną, gdyż robienie na drutach, nie jest mi obce, natomiast zrobienie jakoś mniej.
Chociaż nie. Razu pewnego zrobiłam. Skarpetkę. Ale nie wiem, czy się liczy, bo tylko jedną.
I raz czapeczkę.
Zrobiłam ją w dwa lata.
Jednego wieczoru robiłam, a drugiego zrobiłam, dwa lata później.
A potem jej nigdy nawet nie zgubiłam. To jest dopiero coś.
Choć właściwie to nic wielkiego, bo nie gubię.
Nie lubię gubić.
Nie gubię lubić.
Zastanawiam się wobec tego, czy powinnam napisać, że lubię robić na drutach? Czy mam do tego prawo?
Bo wtedy by były już dwie rzeczy…
Gdyby natomiast quiz opiewał na rzeczy, których nie lubię, to na dzień dzisiejszy mogę wymienić 101:
Po pierwsze, nie lubię zrobić na drutach…
Nigdy mi nie wychodzi.