sobota, 14 maja 2016

nocny lot

Nie wyspałam się.

Czupakabra spędził tę noc na łonie natury - doszłam do wniosku, że jeśli nie wypuszczę go w jego święto - piątek trzynastego - to go już nigdy od siebie nie uwolnię.
Tak więc ruszył w noc - czarno-czarny kot - by siać fatum i pożogę. Co tam dokładnie zasiał, nie wiadomo.

Przed wyjściem szczegółowo poinstruowałam Kontrola, co ma powiedzieć Czupusiowi - że z założenia psy to zło i ludzie to zło - chyba, że doświadczenie wykaże inaczej - a samochody to zło kategoryczne. Że ma mu wyłożyć, że chodzimy tylko po osiedlu i w lewo do lasu, a po drugiej stronie ulicy nie mamy czego szukać. Zaapelowałam do Kontrolnego sumienia, że skoro nauczył Czupusia bździć do wanny, to może mu zrobić pogadankę nt. bezpieczeństwa i higieny wycieczek. PRAWDA? Nic nie odpowiedział.

I poszli podzwaniając w mrok.

Niby spałam, ale jednak serce matki nie dawało mi swobodnie odpłynąć w fazę REM.

Rano, 7.22 wrócił Kontrol, ale sam. Gdzie masz Czupusia? Pytam. Wzruszył ramionami i poszedł żreć, bez serca. Narzuciłam etolę na peniuar i ruszyłam w mgły poranne z duszą na ramieniu. Idę, kiciam. Jest! Wylazł z ogródka sąsiadów. Zdrów i cały, lekko tylko oszołomiony. Zaprowadziłam do domu. Drapie się. Kłaki lecą. Jasne - myślę - pierwsza wycieczka i od razu pchła. To od zadawania się z osiedlową kocią żulerką. Kontrol NIGDY - odkąd pierwszy raz zwiał przez okno uchylne i po rusztowaniach - PRZENIGDY nie przyniósł do domu pchły. Jest kotem z pozoru menelskim, burym i rozczochranym, ale duch w nim arystokratyczny. Gdy żulia podchodzi, odgryza jej łeb i plwa do szyi. A ten od razu w umizgi i jest - wancka. Może jeszcze nie powiła - myślę. Zrobimy nielegalną aborcję. Wzięłam żywiciela na kozetkę i palpacyjnie wyczułam pasożyt, który następnie złapałam w pazury i utopiłam w klozecie. Płyń, po morzach i oceanach. Przy odrobinie szczęścia może spotkasz pana Maluśkiewicza na jego łupince orzecha.

Będziesz uratowana.