czwartek, 28 lipca 2011

ciągle pada

Idą, suche tyłki mają, szeleszczące, skóra trze o kość.


Mówią, zwierzaja się sobie, jedna mówi do drugiej, jak to przytyły, po dzieciach, po latach, po zupie z zasmażką i śmietaną:


- Ach, musimy pogodzić się z tym, że nie mamy już osiemnastu lat, że nasze ciała się zmieniają. – Wzdychają ciężko.


Nie wiadomo, w co im się zmienią za kolejne trzy zupy, jedno dziecko, parę lat.
Chyba w porzucone na wysypisku stare parasole.



z chropaczowa do chebzia

Więc, gdy tak patrzę, ogladam, aukcję na Allegro gdzie za 9 złotych można
nabyć klapki kroksopodobne w kolorze różowym, to się zastanawiam, dlaczego wyłącznie przesyłką kurierską za 18 złotych?


Czemu, kurwa, nie dżambodżetem za 18000?



wtorek, 12 lipca 2011

biedny miś

Powiedzcie mi, drogie dziadki, kto hostuje Wasze słitaśne fotecki I ILE ZA TO BIERZE?


Mnie właśnie, jak widać na (nie)załączonych obrazkach photobucket walnął w rogi i odtąd przeklinam go po trzykroć i niech wypierdala, bo tak się nie robi.


Najpierw mnie szykanował mailowo, że mi zara wyłączy, straszył, straszył, straszył, codziennie mnie nagabywał, pisał, dręczył szantażował: upgrade to pro, upgrade to pro.
Chciałam zabrać ubogie tobołki, ale jako że mam wiotkie ściany naczyń, to się nigdy nie zebrałam w sobie.
I w końcu pogróżki zrealizował. To ja w płacz i w szloch i w lament i za paypala i zapłaciłam grzecznie trzy dolary na początek z nadzieją, że jak mi się ściany naczyń wzmocnią od bananów i pomidorów, to wtedy pozbieram tobołki ubogie i sie wyniosę. A tu nichuja.
Zdjęć jak nie było, tak nie ma. Ani tu, ani tam.
Nie chce mi się wczytywać w te ich anglojęzyczne duperele. Nie wiem dlaczego upgrade to pro nie pomogło na zniknięcie moich foci, ale serdecznie żałuję tych trzech dolarów bez jednego centa i życzę im, żeby ich obesrało, złodziei szpetnych moich dóbr intelektualnych i materialnych.


Bo żeby odtworzyć zasoby, to mam stanowczo zbyt wiotkie ściany naczyń.


Biedny miś.



wtorek, 5 lipca 2011

she cameleon, czyli o próbie przeczesania

Dobra, zrobiłam to.


To, czego zwykle nie robię, bo jeśli jednak, to potem mam mjęszane uczucia oraz szereg dolegliwości psychosomatycznych takich jak: depresyjka, lekki absmak, ukłucia zazdrości, zwatolenie mózgu, wyrzuty sumienia, anoreksję, bulimię, tanoreksję i zniechęcenie. Oraz przekonanie, że trzeba było jednak tego nie robić, tylko posprzątać piwnicę albo odkurzyć samochód bo, bynajmniej, szkoda czasu.


Ale nie. Zrobiłam to i teraz mam. Mam o czym rozmyślać w długie, dżdżyste wieczory.


Kupiłam Twój Styl. Nienawidzę Twojego Stylu, ale uczyniłam to, bo kartą płaci się od 20 i trzeba było coś zrobić, aby osiągnąć wymarzony pułap. No to osiągnęłam i teraz mam.


Mam Twój Styl. Mój Styl. Mój? Tak, mój. Mam paragon.


A w nim Joanna Przetakiewicz. I nie tylko zresztą w nim. W WO Ekstra też. Przetakiewicz Joanna. I pewnie w kilku innych periodykach także. To jakaś mańja!
Na szczęście w lodówce stary, dobry, przywiędły bakłażan. Uff.


Nie będę tu streszczać heroicznej biografii pani Joanny, kto ciekawy niechaj sięgnie do powyższych źródeł. Mnie bardziej zainteresował aspekt wizualny, przeniesienie akcentów. No bo to co widzimy na fotografiach, to piękna kobieta w nieokreślonym wieku zaopatrzona w plastikowe cycki i gumowe usta z najlepszych dostępnych polimerów. OK. Są to jednak dobra często niedościgłe dla przeciętnej narzeczonej. A jak wiemy, pani Joanna jest narzeczoną dosyć wyjątkową.


Ale ja nie o tym. Tylko o tych akcentach. Akcentach tanich i ogólnodostępnych. Utylitarnych.


Zatem patrzymy na fotografie i coś nam mówi: tu zaszła zmiana, nie znamy tej pani. Widzimy ją na oczy po raz pierwszy, a przecież jesteśmy stałą bywalczynią pudla i niejedno o niejednym wiemy. I pewnie nie raz widzieliśmy milijonera w czułym uścisku z narzeczoną. Ale to nie była TA narzeczona. Jesteśmy tego pewni. Jako że cierpimy na nerwicę natręctw i nie obce nam jest tracenie czasu na duperele, zaczynamy gmerać w źródłach i odkrywamy amerykę: Joanna się przeczesała!
Przeczesała, pobladła i zrobiła sobie oko. Zrezygnowała też z bycia kruczobrewą.
I co? I jest jak nowa!


Oto dowody. Tu nieprzeczesana. Tu przeczesana.


I tak, pod wpływem zbawiennej lektury, podjęłam impulsywną decyzję o natychmiastowym przeczesaniu. Nie mam tylko pomysłu, w którą pójśc stronę. Przedziałek na prawo czy na lewo.
Bo tak: blada jestem jak maca i już zblednąć będzie trudno. Brew mam kruczą od samości, nic, najwyżej ją rozjaśnię, włosy zawsze można najpierw na platynę, a potem z powrotem na asfaltowo. Czyli trzeba będzie wesprzeć się efektem kozy, ale nic to.
No i to oko. Trzeba popracować nad wyodrębnieniem oka. Można by spróbować wytrzeszczyć. Na początek kupiłam więc sobie różowy tusz Maybelline i już koleżanki powiedziały mi, że mam rzęsy, jak krówka milka.


Czyli że jest progres.



sobota, 2 lipca 2011

dzieci płaczą z głodu, a we łbie jak zwykle pierdolnik

Bo mi sie kotłuje w głowie i od tego mózgowego tumultu nie starcza mi
juz energii na ręką-nogą poruszanie. Jest to skutek uboczny bogatego
życia wewnętrznego, tej gonitwy myśli, która powoduje, że traci się
sterowność nad ciałem i osiada ono na mieliźnie.
Ale, niestety, nie ma we mnie żadnych konkretnych, pożytecznych myśli. O
tym, co trzeba kupić, co pomalować, co umyć, a co wyrzucić.
Lub sensownych przemyśleń pubicystycznych w odniesieniu do bieżących wydarzeń społeczno-politycznych.


Za to są surrealistyczne myśli prowokowane przez prozaiczne zdarzenia.


Dajmy na to idę wyrzucić śmieci. Schodząc po schodach zauważam kątem
oka, że sąsiedzi wystawili wielkie toboły na korytarz. Natychmiast
przychodzi mi do głowy, że w jednym z nich zanjdują się zwłoki seniorki
rodu, która miała we zwyczaju wyprowadzać truchcikiem pieseczka dwa razy
dziennie. I zawsze była w domu. A jeśli jej jednak czasami nie było,
(najczęściej w niedzielę w czas mszy) pieseczek przeraźliwie darł mordę.
Wysnuwam ot sobie zatem śmiałą tezę, że w mniejszym tobołku spoczywa w
panu pieseczek. Musi, w przeciwnym razie od razu by podpadło, że ujada i
skowycze.


Dlaczego – spyta ktoś przytomny – od razu zwłoki?


A bo ja wiem? – odpowiadam nieprzytomnie – Sama jestem ciekawa.


Albo jestem w sklepie. Stoję w kolejce. Stare kobiety kupują mięso.
Stoją w białych, dzianinowych bluzkach i spódnicach za kolano i biorą każdą ilość, karczek, łopatkę, szponder, rostbef, rosołowe, żeberka, nóżki,
szyje, schab, pierś… Zatem kupują to całe prosektorium, długo i
szczegółowo, przyglądając się bacznie każdej najmniejszej błonie i żyle,
a ja przyglądam się damie stojącej przede mną.


Dama jest niezwykle rosła, ale kobieca. Dwumetrowe ciało o wadze sporo powyzej
stu kilo przyobleczone ma w obcisłe dżinsy i buciki na cienkiej
szpileczce. Nie chcę wiedzieć co by było, gdyby mnie tą szpileczka
przydepła.
Nadchodzi moment, gdy dama składa zamówienie. Prosi o dwie tłuste makrele, a ja
już oczyma wyobraźni widzę ją, jak połyka je schwytawszy w dwa palce za
ogon, jak szprotki. Jak niedźwiedź grizzly. Najchętniej w różowym peniuarze.


I znów zapominam kupić dzieciom soli.