sobota, 27 września 2008

just married

Oko mi skoko.


No prawie. Konkretnie policzek. Jakis miesienieniek w twarzy znuzony moja hegemonia zbuntowal sie i fika od wczoraj.
Ja mu sie nie dziwie. Skoro ja pije wylacznie kawy, to skad on ma miec pierwiastki?
Na poczatek, celem wyeliminowania skokow, nakupilam magnezu i o niego dbam.
Zjadlam juz pol blachy i na razie nic.


To moze dopalanie czekolada?
Arbuzowa, powiedzmy.
Dziwna ona jest, ta arbuzowa. O smaku Davidoff Cool Water.
W dodatku szczela.
Troche sie jej boje. Obawiam sie, ze po spozyciu beda mi sie dobywaly z ust i nosa kolorowe babelki pachnace sefora.


Matko jedyno, jak bym zrobila cos konstruktywnego!
Bo mnie wielogodzinne wyprawy na parkingi i przymierzanie kluczyka do  w s z y s t k i c h  drzwi, kolejno  w s z y s t k i c h  zaparkowanych tam samochodow, nieco nuza.


Taka jestem ambitna.


(Z listu do meza: „Kurwa, nikt mnie nie kocha, nikt nie lubi, nudze sie jak mops”)


Sasiadka ma jeszcze gorzej, bo jej coreczki poszly w biologie, ze szczegolnym uwzglednieniem rozmnazania.
Drecza slimaki, wmawiajac im: „I one sie teraz zenia”.
I slimaki, chcac nie chcac, musza sie ozenic.


Mozna by rzec: z rozsadku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz