Pisac? Nie pisac?
No bo tu sie takie rzeczy dzieja, ze wody!
Po pierwsze, moja tesciowa, ten mistrz olimpijski w dyscyplinie o nazwie:
„CZEGO SIE CHYCI TO SPIERDOLI”
przeszla sama siebie, przescigla i pobila rekord swiata. Co tam swiata! Wszechswiata ze szczegolnym uwzglednieniem drogi mlecznej!
Ostatni raz taka piekna katastrofe odnotowano jak ten meteoryt dupnal, co to zgladzil dinozaury i nie ma ani jednego.
Ustawila, mianowicie, piramide z moich wszystkich naczyn i tez jej to duplo.
Nie mam slow. No nie mam slow.
I ani jednego glebokiego talerza.
Zupe dzis jedlismy z patelni.
Poza tym PRASUJAC wypalila subtelny trojkat na desce do prasowania, tuz obok podstawki na zelazko. Tez mi wyczyn, trojkat. Sa tacy co potrafia wypalac cale obrazki lutownica w drewnie.
Po drugie zas, jakies stwory wygryzly mi system korytarzy w meblu.
A potem nagle zmarly przy uzyciu domestosa.
Nie zazdroszcze.
Ale po kolei.
Robie wiosenne porzadki. Jesienia, bo mialam przerwe i trzy nogi. A potem przyjechal maz i w ogole kanal.
Zatem dzis na szafce w kuchni pacze, a tu kasza gryczana prazona zapodziana. A w niej sto dziur a w nich robaczki.
Pff, robaczki.
Kasze, pfunk, do kosza, omiotlam, przetarlam gdy WTEM!
NARAZ!
Patrze blizej.
Jeszcze blizej.
I jeszcze troche blizej…
Jeszcze ciut, ciut…
O, teraz dobrze.
Zatem patrze, a tam gdzie stala kasza jakies meandry wydrazone w drewnie.
Normalnie na gorze mialy jadalnie a na parterze sypialnie!
A potem je strasznie szczypialo i dalej nie pamietaja.
Bo nie zyja. Mam nadzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz