Wiem kto to był. Ta narzeczona mojego syna.
Znam. Chodzi z nim do klasy.
N a w e t ładna.
Wpadła z wizytą po łyżwach. Posiedzieli, wypili colę, zjedli delicje.
Zaproponowała mu kocięta i żólwięta z własnych hodowli.
Że niby ma kotkę i żółwicę w ciążach.
Poszła.
Zapytałam następnie podprogowo:
Nie było ci głupio przyprowadzać koleżanki do tego bałaganu?
Odparł z niezmąconym spokojem wytrawnego łamacza serc niewieścich:
Uprzedzałem ją, ale n a l e g a ł a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz