poniedziałek, 9 marca 2009

w poniedziałek ja nie mogę bo…

Aramaj z Buniozylem siedzą rano w kuchni i pałaszują wczorajszą pizzę na śniadanie.


(Pierwsze! O tempora! O mores!)


Skradam się cichaczem z aparatem aby uwiecznić jedną z nielicznych chwil braterstkiej miłości i współpracy.
Moje niecne plany demaskuje głośne ping! fotoaparatu. (W końcu ma się tę bardzo drogą maszynę do robienia ping!)


Zaalarmowany Aramaj zasłania twarz wołając: No photos!
Buniozyl wtóruje mu zza rozczapierzonych paluszków: Nojotoś! Nojotoś!



Po południu przychodzą do Bunia laski.
Bawimy się w ostry dyżur i karetkę pogotowia łejo-łejo.
Dzieci poznają nowe słowa takie jak: trepanacja czaszki, trachykardia, złamanie panewki stawu biodrowego.
Strasznie im się podoba.
Co chwilę przywożą mi nowe duploofiary wypadków i kataklizmów. Osobiście wymyślają opisy tragicznych zdarzeń.
Ja, jako duploordynator tylko stawiam diagnozy i aplikuję aspirynę z niebieskiej walizeczki.


Widzę w nich przyszłe fanki serialu „Na dobre i na złe” z roku 2059.
Umieram z ciekawości, jakie wówczas perypetie napotkają doktora Burskiego, jego żonę
Zofię i ich praprawnuki?



Myję Buniowi pupę (Bunio w dalszym ciągu uważa, że z tym nocnikiem to taki żart i że prawdziwi twardziele walą kupę do gaci).


Daję do zrozumienia, że nie jestem dumna z faktu, że kupa nie znalazla się w nocniku:
Kupa! W majtkach! Ho, ho, ho, ale smród!


Nastolatek z pokoju obok, sentencjonalnie: Kto ma dzieci, ten ma smród.


Czego i Państwu życzę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz