Powiem jak jest:
Trampki Converse nie nadaja się na deszcz, gdyż można zginąć w dwóch sklepach spożywczych.
Tyle spraw pragmatycznych. Celem zmiany nastroju opowiem teraz o piłeczkach.
Opowieść o piłeczkach jest równocześnie opowieścią o parasolu, paznokciu, bilansie zysków i strat. Jest opowieścią parafilozoficzną, opowieścią żywcem jakby spod pióra Paulo Coelho. Albo nie. W każdym razie RÓWNIEŻ niesie w sobie potężne przesłanie, więc posłuchajcie i nie szeleścić papierkami.
Krecia wyprawiła Mamę na wakacje.
Mama Kreci nie potrafi wypoczywać w sposób bierny, zatem wymyśla dla siebie różnorodne zajęcia typu sado-maso na czas urlopu.
Najwięcej satysfakcji daje jej użeranie się z młodzieżą, najchętniej gimnazjalną. W nawiasie: w ciepłych krajach, co lekko rekompensuje trudy.
I tu rodzi się przypowieść o dwóch piłeczkach, parasolu i paznokciu.
A było to tak.
Krecia została poproszona o uprzejmość, iżby wpadła PO DRODZE (Krecia nigdy tamtędy nie jeździ) po piłeczki dla młodzieży gimnazjalnej do Biura Podróży, bo jeśli nie Krecia swoją limuzę, to pilotka z dalekich stron zmuszona będzie mknąć z piłeczkami środkami komunikacji miejskiej i nieszczęście gotowe. Piłeczką młodzież gimnazjalna jak wiadomo dysponować musi, jak również kartami do gry w czarny piotruś, ponieważ jeśli nie skanalizuje energii w sporcie, to wiadomo co.
(Dygresja: babcia Tabazy nie przepadała za jej znajomymi: „ponieważ koleżanki ją psują, a koledzy to wiadomo co”).
Zatem Krecia, zaniedbując jednocześnie w sposób rażący obowiązki służbowe, popędziła do Biura, nawet udało jej się zaparkować w odległości < kilometra co już wprawiło ją w różowy nastrój, porwała swój ulubiony PARASOL i pobiegła stukając obcasikami na wysokie, secesyjne piąte bez windy, skąd wybiegła z piłeczkami, paletkami, skakanką, blokami rysunkowymi, kredkami małymi i dużymi oraz kartami do gry w czarny piotruś, ale za to bez ulubionego parasola.
Parasol – minus jeden.
Wieczorem Krecia przyglądała się swoim paznokciom z zamiarem położenia na nich nazajutrz czerwonej emalii.
Następnego dnia zapakowała Krecia Mamę i rybiooką, wiotką pannę Pilotkę do swojej limuzę, KAZAŁA ZAPIĄĆ PASY (panna Pilotka zdawała się nie zdawać sobie sprawy z konieczności zapięcia pasów) i pognała 60 km do tam.
KULIMINACJA
Po dotarciu na miejsce, w trakcie manewru cofania Krecia łamie sobie paznokieć na przekładni skrzyni biegów, co odbije się niebawem szerokim echem w kosmosie, ale nie uprzedzajmy faktów.
Zatem Mama i panna Pilotka, w czasie kiedy Krecia obgryza w kabinie nieprzyjemnie dyndający paznokieć, wysiadają, zabieraja swoje filuterne pugilaresy, zatrzaskują klapę od bagażnika, żegnają się z Krecią wylewnie całując ją we wszystkie trzy policzki, i odchodzą w kierunku neoplanu 220.
Krecia, zjadłszy sobie paznokieć (minus dwa) do krwi, odjeżdża.
Po przejechaniu dystansu około 40 km w torebce Kreci słychać znajomą melodię.
Krecia nie może odebrać, gdyż nie jest w stanie przy prędkości 120 km/h namacać torebki na tylnym siedzeniu, ale już zaczyna profilaktycznie zgrzytać w myślach zębami.
Telefon odzywa sie drugi raz, tu Krecia jest już pewna, że coś jest na rzeczy. Zatrzymuje pojazd, dzwoni i już wie: dowiaduje sie dlaczego jej ojciec co rusz pragnął zabić jej matkę.
Dwie umyślne, przeszkolone, opłacone, oddelegowane specjalnie do piłeczek – zapomniały o piłeczkach!!!
W dupie mam piłeczki!
Przyjedż, przyjedź koniecznie!!! Jeśli nie przyjedziesz wzrośnie odsetek niepożądanych ciąż wśród młodzieży gimnazjalnej! I to będzie wyłącznie twoja wina!
Piłeczka – minus trzy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz