piątek, 17 lipca 2009

bang! zoom

Radio last.fm kopiemy w chciwą dolarów dupę i włączamy sobie Tubę.
Tam słuchamy Bobbiego McFerrina (niekoniecznie utworu Don’t worry be happy, istnieją też inne, polecam uprzejmej uwadze czytających) i od razu nie chce nam się skakać z mostu.


Bobby kojarzy nam się bowiem z pewnym latem, kiedy to byliśmy młodzi, jędrni, piliśmy alkohol, paliliśmy papierosy i byliśmy nieszczęśliwie zakochani.


Osobiście jestem szczerą orędowniczką nieszczęśliwych miłości jako korzystnych z wielu względów.


Źle ulokowane uczucie wysmukla i uszlachetnia, dostarcza niebywałych wzruszeń, rozwija wyobraźnię, daje impuls do wielkich czynów, do rzucenia się w wir pracy u podstaw, awansu zawodowego, wpływa na wrażliwość artystyczną (vide serca przebite strzałą), rozwija literacko (najpotworniej zdesperowani nie tylko czytają wiersze, chcąc coś w nich znaleźć, co było żywotem, ale także je piszą), łzy dezynfekują gałki oczne, nagłe i szybkie serca łopoty wzmacniają mięsień organu, a dzięki brakowi apetytu spalane są toksyny nagromadzone w organizmie w trakcie trwania poprzednich związków, tzw. „szczęśliwych”.


Szczęśliwe bowiem miłości najczęściej owocują w rezultacie nadwagą, nudą i rozczarowaniem. Zanim jednak zachodzi powyższa, nieunikniona konkluzja, trzeba przetrzymać wyniszczającą karuzelę emocjonalną, sceny zazdrości, prowokacje, incydenty, rękoczyny, epizody, awantury, pojednania, zdrady, bukiety, przysięgi i krzywoprzysięstwa. Lub, co gorsza, otrząsnąć się z, towarzyszącej niedołącznie szczęśliwemu zakochaniu, duszącej stagnacji, gnuśnego ciepełka, mdlącej słodyczy, marazmu intelektualnego. Szczęśliwie zakochani stają się dla siebie całym światem, co pozwala im w krótkim czasie zidiocieć do szczętu. Ponadto obiadki dla dwojga włażą w biodra oraz brzuchy i nie sposób ich stamtąd wykurzyć. Deklaracje dozgonnego uwielbienia nawet gdy gubisz parasolki powodują zaniedbania zarówno w obrębie fizyczności jak i w sferze ducha, a chodzenie z głową w chmurach odbija się ujemnie na obowiązkach służbowych, co może się nawet skończyć trwałym zwichnięciem ścieżki kariery. Koniec końców szczęśliwa miłość odziera przedmiot pożądania z właściwego nieszczęśliwej nimbu tajemniczości i dowiadujemy się w rezultacie, że nasz ukochany jest zwykłym palantem, dłubie w nosie i nie opuszcza przenigdy klapy w kiblu. Taki ogrom poświęcenia i dezintegracji tylko po to, by obudzić się z ręką w nocniku.


Zdecydowanie nie warto się szczęsliwie zakochiwać.


Należy zakochiwać się wyłącznie nieszczęśliwie, a przy tym bardzo uważać lokując niewłaściwie uczucie, aby przedmiot naszych westchnień, marzeń oraz snów, wzruszony uporczywym, wiernopoddańczym afektem, wszystkiego nie popsuł nagle go odwzajemniając. Trzeba mieć się stale na baczności!


Celem ubezpieczenia od szczęśliwej miłości, polecam zakochiwać się li tylko w osobach PRAWIE NA PEWNO nieosiągalnych.
Ja, na przykład, od wielu lat kocham się nieszczęśliwie w Johnnym Deppie.


I jesteśmy oboje bardzo szczęśliwi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz