Pierzemy Buniozylowi mózg celem pozyskania następującego efektu: Buniozyl wchodzi do gabinetu dentystycznego, siada na fotelu i otwiera szeroko paszczę.
Aaaaaaaaaaaa!
Zdarzyła nam się bowiem długa noc, noc spazmatycznych szlochów i wicia się świdrem w pościeli. Litr nurofenu działał baaardzooo pooowoooli i już po dwóch długich godzinach rozdzierających krzyków pacjent zasnął.
Rano wstał zdrów i wesół, a ja natychmiast złapałam za telefon i umówiłam nas do ryb.
Kariera Buniozyla w kręgach dentystycznych rozpoczęła się pamiętnym potrójnym akslem i dotychczas upływała bez większych zakłóceń, jeśli nie liczyć nagłego buntu podczas leczenia piątki lewej dolnej, które zakończyło się pośpiesznym przemyceniem przez dentystkę plomby po omacku i przytrzymaniem jej palcem wskazującym, co i tak było niejakim sukcesem, skoro pacjent zatrzasnął wrota i powtarzał „y-y”.
I tu chyba ukryty jest powód naszych szaleństw nocnych: podejrzewam, że to TEN ZĄB. Ale nie wiadomo.
Zatem pojechaliśmy do ryb. Ryby – jak to ryby – były jak zwykle bardzo zajęte, bezszelestnie załatwiały swoje sprawy bytowe. Poobserwowaliśmy faunę, obgadaliśmy rybie nóżki, a potem wyszła do nas pani z zaproszeniem.
I co? I jajco. Buniozyl nagle wpił mi się pazurami w udo i oświadczył: „y-y”. I jak powiedział, tak zrobił – przez całe spotkanie, które okazało się byc wyłącznie towarzyskim, obstawał, że „y-y”. „Y-y” i już. Nie pomagały żadne prośby, kuszenie przejażdżką fotelem dookoła świata, czcze obietnice, że kupimy coś ładnego.
„Y-Y”!
Po miłym kwadransie namów i upraszania pani doktor rozłożyła bezradnie ręce i rzekła, że to by było na tyle. I że jedyny sposób na TEN TYP PACJENTA, to udać się do lecznicy dysponującej opieką anestezjologa, uśpić i rozwiercić. Albo chociaż rozluźnić jakoś, zmiękczyć, zwiotczyć farmakologicznie.
Acha. Znakomicie! Z tym, że jest pewiem szkopuł.
Co się tyczy NARKOZY, to w grę wchodzą jedynie TUBEROZY i to wyłącznie gdy są kobiece. Raczej tego nie zniesę. Z pewnością. Newer! Owszem, gdy chodzi o zagrożenie życia – proszę uprzejmie, ale w przypadku piątki lewej dolnej – nichuja.
I wobec swojej oczywistej fobii, nieuzasadnionych lęków i permanentnej depresji nie wiem, co czynić dalej.
Ząb na razie zamilkł uprzejmie, co daje nam czas na rozmiękczanie niefarmakologiczne. Zwiotczamy mianowicie werbalnie, ale i tak nie jest łatwo. Buniozyl bowiem okazał sie być zawodnikiem twardszym niż nam się zdawało – ochoczo zrezygnował ze wszelkich słodyczy, byle tylko mieć spokój z dentystą. Opowiadamy mu więc o nowym typie czekolady – szczelającym – co to szczela w buzi i jest bosko, zabieramy głodnego Bu na zakupy i w sklepie, stojąc w dziale słodycze, wzdychamy głośno ubolewając nad faktem, że NIC, ale to NIC nie możemy mu kupić, a szalenie byśmy chcieli.
Na razie pacjent jest jednak nieugięty. Kolejna wizyta jutro. Tym razem pojadą z nami klocki lego twój upragniony zestaw, staną w zasięgu wzroku kusząc i nęcąc. Ciekawe co zwycięży – upór czy chciwość. Obie cechy piękne – trzeba pielęgnować. Łakomstwo na razie przegrywa z uporem. Do przerwy zero jeden. W małym ciele hardy duch.
A jeśli numer z klockami nie wypali, to nie wiem. Skończyły mi się pomysły. Sama dam się uśpić i niech się dzieje, co chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz