sobota, 17 listopada 2012

post scriptum

Kiedyś zakładało się pamiętniczki po to, by potem po roku chichrać się z przyjaciółkami z zawartych w nich memuarów rzewnych. Że oto Michał z III c, obiekt naszych westchnień, bezsennych nocy i rozpalonych skroni okazał się być - miast projektowanym demonem - palantem z małym siusiakiem i przedwczesną ejakulacją, w dodatku zakochanym w nas na zabój, a przez to nudnym i głupim.

A przy głupich nam nie staje, nespa?

Choć są wyjątki gdy górę bierze rozsądek, a nudny, głupi i zakochany w nas jakiś inny Michał, z XXIII c tym razem, finansowo rokuje dobrze na tyle, aby zacząć mu się przyglądać przychylnie pod kątem ewentualnej wysokiej emerytury po mężu, przymknąwszy jednocześnie oko na ewidentne braki na polu pełnego wzwodu, co mu tę krzywdę zrobiła jego była żona uciekając z młodszym i hojniej wyposażonym i on się teraz musi borykać. Ale gdy tylko zazna szczęścia przy naszym boku, to mu niechybnie odrośnie - choć niekoniecznie przesadnie. Niemniej trzynastka i czternastka oraz deputat żywieniowy bywają osłodą w takich razach, bo, umówmy się, świat nie kończy się na murzyńskich pałach, choć może się zaczyna, gdyż mówią, że życie ludzkie powstało w Afryce, ale to taka dygresja, a Michał obiecał nam, że nas zabierze na safari, więc jak tu go nie kochać gdy wszystko tak pięknie się układa i historia zatacza koło. Zatem wahamy się, czy by nie oddać Robaczkowi (tak czule nazywamy jego to w myślach) swojej ręki, ale za lat pięć do dziesięciu, bo obecnie jesteśmy zajęci - mamy kilku kolegów na boku, którzy koją deficyty, lecz wyłącznie mając na myśli dobro Michała gdyż nie chcemy mu z nimi znowu robić mu tego, co zrobiła jego żona, którą zła kobieta była.

Ale nie o tym chciałam.

Miała być rozprawka n.t. terapeutycznej roli pamiętniczków.

Zatem obecnie nadal służą one serdecznym wynurzeniom, zapiskom intymnym, dawaniu upustu najszczerszym emocjom, najgłębszym bólom, najskrytszym marzeniom i najpiękniejszym słowom, które cisną się na usta.

Ale nie mój.

Gdyż ten tu, o, jest to bloguś w pyteczkę rozrywkowy, więc oczekiwanie, że się zeń wyłonię jak samotracka z pian jest mocno chybione i nie warto dzielić słów na samogłoski i spółgłoski, przesiewać przez freudowskie sita i warzyć w psychologicznej retorcie, aby potem bacznie przyglądać się pozyskanemu destylatowi, bo to co się wytrąciło, to nie jest żadne złoto tylko raczej sztuczny tombak, w dodatku z masy celulozowej w pozłotku, a więc podwójne oszukaństwo.

Za co z góry zainteresowanych ewentualnie przepraszam.

Wasza na wieki.
kicia-kocia

5 komentarzy:

  1. A co mi po prawdzie? Let it be jak jest, nie prawdy łaknę, tylko zadowolenia, kiedy czytam bloga. Pewno uwielbiam sztuczny tombak. A sito freudowskie dawno się mi zapodziało, przez skraj podołka muszę cedzić,nędza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nie potrafię wrócić na te zacne łono bloga, pewnie dlatego, że te się właśnie jakiś czas temu już skończyły i nie spełniają swojego założenia - raczej tematyczne i nie pisane tyle, co pod publiczkę, ile dla niej samej, nespa?

    A ja idealista trochę jestem, więc ubolewam i się smucę. Tak czasami, wiesz. Dobrze, że z mojego uchowały się tylko focidła, to coś tam z tego zawsze online pozostało. Dalej - jedna wielka niewiadoma :|

    OdpowiedzUsuń
  3. o hasło mnie pyta zły i niedobry blog Kocicy na blogu...

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja sobie owszem, ulewam. W nieco ocenzurowanej wersji, ale autocenzura jest fajna, gdyż chroni od przesady. Bo we własnym notatniczku zawsze się potem sobie wydawałam taka żałosna, a na blogasku, proszę, zadbam o formę i od razu mi lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. czuje sie rozczarowana, myslalam, wierzylam, ze jestes z nami szczera:)
    anonimowa krowa

    OdpowiedzUsuń