poniedziałek, 18 stycznia 2010

nie tup, kotku, nie tup

Następnie kara musi być.


Wszystkim ewentualnie zielonym z zazdrości matkom karmiącym spieszę donieść, że nieuchronność kary jest nieuchronna.
Zatem wyrok wykonano. Nazajutrz. Siódma trzydzieści. Zapadła się zapadnia, spadł topór, a pętla zacisnęła się na szyi skazanej na krzesło elektryczne.


Zatrzasnęły się poły żelaznej dziewicy. Na skroniach zwłaszcza.


Cieszy mnie w tym nieszczęściu jedynie, że mam niezwykle empatyczne dziecko: było tak marudne jakby ono także miało kaca. Prawda, że to miłe?


Oraz kojąco muzykowało.


W ogóle winko za dziesięć z lidla jest trujące. K. rzygała na niebiesko jeszcze w trakcie, H. zaraz po, za to na oczach zatroskanych dziatek. Ja przewalczyłam, no, ale ja mam za sobą lata praktyki. Jestem zaszczepiona.


Tamto za sześć, conde noble cierpkie ziemiste, było fajniejsze z wielu względów.


Niestety, już nie prowadzą.



sobota, 16 stycznia 2010

ja

Wyjące dziecko jak motyl frunie mi przez całe życie mi.
„Mama wyłonc mi” w domyśle: choinkę.
Nie wyłonce.
Napiłam sie wina. Skoleżankami. Włoncyła mi się ambiwalencja. Nie wyłonce.
Jako, że jestem nietrzeźwa, mogłabym obnażyć prawdziwe JA.
Nie obnażę. Nie umiem trafić w klawiszę.
Potykam się o włase nogi.
„Mama!” Mówi dziecko.
Czy wypada powiedzieć do własnego dziecka : „Spierdalaj”?
Nie mam pewności. Nie mówię.
Nie jest łatwo być matką pod wplywem alkoholu.
Nie.



czwartek, 14 stycznia 2010

każdy może

Nie mogę powiedzieć, iżby dojrzewała we mnie jakakolwiek myśl do wyartykułowania.

Nic podobnego.



Jedyne czego doświadczam to wielkie nie-chcenie-mi-się w niekończącym się dniu świstaka. W wielkiej szklanej kuli, którą stale ktoś potrząsa. I stąd mamy śnieg.




Wywlekam się rano z łóżka, „na kreta” czołgam do łazienki, gdzie twarz wykonaną z papier-mâché rozmaczam w lodowatej wodzie z rury. Potem pełznę ku kawie i już po kwadransie wyłaniają mi się małe szparki w twarzy, jak oczka Edyty Górniak bez makijażu, o których ktoś napisał na pudelku, że są jak cipki chomików.



I czasem z nagła opada mnie taki stan, zniechęcenie, brak woli życia, sekundowy zgon, że idąc bym upadła na śnieg i leżała. 

Jakoś się otrząsam z tego nagłego zassania przez czarną dziurę i skupiam się na czubkach butów. One mnie wiodą, wskazują mi cel i nadzieję, brnę za nimi przez śniegi. One wiedzą lepiej.



A na zakładzie czeka na mnie światło moich oczu, moje nowe bawitko. Przecudnej urody iMac kremdelakrem. Porażająca błyskotliwość w luksusowej oprawie. Cała mama. Siedzę więc i za pieniądze poleruję go szmatką o zapachu zielonego jabłuszka.

Przyjmuję także cicho i głośno artykułowane zarzuty o treści: ciekawe, co trzeba zrobić, żeby takiego dostać?



Pfff. Głupie pytanie.



Wystarczy być. Mną. Nic prostszego.




poniedziałek, 11 stycznia 2010

lekka niestrawność


To na trzecim, to szyba samochodu zarośnięta lodem. Lodem, który najpierw mnie swą urodą zachwycił, a następnie skuwanie go z pojazdu zajęło mi równo godzinę. Taka wdzięczność!


To na trzecim, a w tefałenie znowu bomba!
No bomba!


Kocham tefałen za jego superprodukcje, które mję od zawsze zachwycają i dają mi siłę napędową, bym patrzyła w zachwycie na ten tefałenowy świat i marzyła jednocześnie o lepszym życiu pośród piękna i urody.


Wiedziona testosteronem (gdyż to testosteron właśnie, a nie braki w ofercie programowej bynajmniej, odpowiada za przerzucanie kanałów TV) natknęłam się na odcinek pierwszy. Rozsiadłam się zatem wygodnie na kanapie i nastawiłam umysł na wchłanianie cukrów prostych.
Pojem trochę z tej bomboniery – myślę sobie. I patrzę.


I patrzę, patrzę, patrzę, a oczy me coraz większe się stają, coraz okrąglejsze i w końcu mam już oczy jako ten pies z baśni: jak młyńskie koła.
I pytanie się we mnie rodzi, bolesne, dojmujące, pod zmarszczonym strasznie czołem, straszne pytanie:
CO TO, KURWA, JEST?!
I szczypię się w udo, w łydkę, kolano i chce mi się krzyczeć, ale nie krzyczę, bo mi się dzieci zbiegną i zaczną pytać o co chodzi. I co ja odpowiem?


CO POWIEM DZIECIOM (o szesnastej)?


Że to, co tu nam przedstawiono pod postacią serialu, to cukrowa wata, a w niej pięć rodzajów LUDZKIEJ spermy!
Że ta, oto, przepiękna dziewica o twarzy anioła pośród plant kwitnących wiosną, została brutalnie zinseminowana pod pretekstem cytologii, tfu, na psa urok, jezusmaria, ludziska, strzeżcie się cytologii!


Zdrętwiałam na wspomnienie historii mojej siostry, którą dręczył kaszel i drogą nieporozumienia znalazła się z tym schorzeniem na fotelu ginekologicznym, niepoczesana, W KRAKOWIE!


A potem była przerwa na reklamę, która mnie rozhipnotyzowała na tyle, że udało mi się wdusić guzik off.


Nooo, Drodzy Państwo Tefauenostwo, jest dobrze!
Jest lepiej niż kiedykolwiek.
Słodko i pikantnie zarazem. Perwersyjnie.


Obawiam się tylko, że tym razem po Waszych deserach się telewidzom leciutko odbija.
Nie precyzujmy CZYM.


Powiedzmy, że „bitą śmietaną”.




wtorek, 5 stycznia 2010

przez dla płci indyferentyzm

Zatem rozpoczęliśmy odliczanie do nowego sywestra, który już tuż-tuż.


Sylwestra świstaka, który ostatnio następuje co jakieś cztery miesiące mniej więcej. Jeśli wobec tego przyjąć, że z roku na rok czas relatywnie coraz szybciej płynie, to jeszcze tylko parę wiosen i sylwestra będziemy mieć codziennie. A nawet dwa razy dziennie.


No rewelacja!


W domu starców życie będzie przypominało ciągłą fijestę: kajeciki będą trzeszczały wypchane od kandydatów do tańca, laski, kule, kotyliony, fajerwerki, szampany, woalki, podwiązki, pawie pióra, sztuczne szczęki, halki, turniury, gorsety, wachlarze. Nareszcie!


Jeśli do tego przyjmiemy za pewnik śmiałą tezę, że z roku na rok jestem coraz ładniejszą, to już w ogóle świat u mych stóp.


Skąd wiem, że ładniejszą? Z OBI mianowicie. Nie, nie z gazetki w sensie tapet czy gładzi, tynków ozdobnych, glazury. Płyt katronowo-gipsowych z dziurami na oczy. Nie.


Raczej spotkałam Zupełnie Nowego Kuzyna(?). Bo to chyba kuzyn(?) jest – syn siostry matki przyrodniego brata? Nieistotne. W każdym razie wynikło czarujące kwiprokwo. Zupełnie Nowy Kuzyn(?) bowiem kurtuazyjnie wspomniał w nawiązaniu, że jego mama jakoby powiedziała, że im jestem  s t a r s z a, tym rzekomo ładniejsza.


Ciekawe.


Ja w odpowiedzi pokraśniałam skromnie z zachwytu, przysięgłam, że niezmiernie mi miło i powzięłam zobowiązanie, iż mam nadzieję w rewanżu oświecić blaskiem swej urody każden cmentarz, na którym legnę przepiękna w trumnie jako stuletnia dziewica.


Tak. Wymieniliśmy zatem Podstawowe Pakiety Uprzejmościowe Zupełnie Nowych Kuzynów(?). Tyle.


A jednak potem, na spotkaniu towarzyskim, miało miejsce publiczne dementi i rzeczona mama Zupełnie Nowego Kuzyna(?)  z a r z e k a ł a  się, że ona nic podobnego nigdy nie mówiła. O tym, jakobym kiedykolwiek była ładna. Nie i nie. Że to najprawdopodobniej powiedział mój mąż (w domyśle – idiota).


Podrążę. Zapytam: KTO TO POWIEDZIAŁ? Aczkolwiek wątpliwe, bym dociekła teraz prawdy.


Tak czy inaczej sylwester już tuż-tuż
Czas najwyższy pomyśleć, co na siebie włożyć.