poniedziałek, 15 lutego 2010

kto się odezwie, będzie nim

Najważniejsze to mieć cel w życiu. Coś, co nada mu sens, napędzi egzystencję.


Ja mam. Dwa.


Po drugie wstać rano, pójść po bułki i tymi bułkami pozatykać ziejące dziury w duszy.
Zwlec się z tapczanu, umyć twarz. Prawy but na prawą nogę. Koniecznie.


Bułki. Bułki i mleko.
Pięć bułek. Mleko trzy i dwa.
Proszę, dziękuję, sześć czterdzieści.


Nie zejść z kursu, nie zmylić dróżki. Nie usiąść na śniegu, nie rozpłakać się. Najważniejsze to dobrze się rozpędzić i bez zatrzymywania dotoczyć się do wieczora nie grzęznąc w zaspie, czy to śnieżnej czy emocjonalnej.


Oraz cel pierwszy (nadrzędny): zdążyć przed pługiem.


W przeciwnym razie gratulacje. Znów będzie palma w konkursie kto piękniej i na dłużej zatarasuje parking swym pojazdem silnikowym wbitym malowniczo w śniegową pryzmę. Mamy tu bowiem szalonego operatora pługokoparki. Jego pojawienie się zwiastuje wesoły warkot silnika, a potem już niewiele widać, gdyż szary wiruje pył. Po chwili opada, lecz nie należy jeszcze wstępować na dukt. Raczej pierzchać, gdyż po chwili z lasu dochodzi radosny chrobot łamanego drzewostanu, wyłania się z tamtąd rozpędzony sprzęt ciężki i z wesołym klekotem pługa zasypuje po zamki pojazdy znajdujące się vis-a-vis tych uprzednio zasypanych. Piękny to widok, zaprawdę powiadam wam. Coś jakby atak Godżilii Kontragigant. Młodzian w kabinie rozebrany jest do desusa, spod którego piętrzą się naoliwione jego muskle. Jestem prawie pewna, że w marzeniach jest kierowcą mocno tuningowanego beemwu i wiezie właśnie swoją blaszkę, zrobią piwo, lub ona jemu zrobi, więc jest po co żyć. Stąd wiraże i zapierająca dech w piersiach ekwilibrystyka śniegowa oponą o wysokim współczynniku er.


No i wczoraj, weźmy, nie zdążyliśmy.


A to niedobrze, gdyż jechaliśmy na bal i zawisło nad nami ryzyko, iż będziemy zmuszeni łączyć się przez tele most.


Już wywikłakliśmy się z domu, rozkicaną progeniturę udało się ubrać, obuć, nie zwariować, pozbierać niezbędne akcesoria, zrzucić pólmetrową górę z samochodu, rozlokować się tłumnie na miejscach siedzących, zapiąć pasy (ten, kto wymyślił pasy w foteliku chicco ma u mnie w ryja, serio), odpalić silnik, gdy wtem okazało się, że, teoretycznie jadąc, nie poruszamy się, a wręcz przeciwnie. Przy czym koła się obracają.


Sytuacja, sami Państwo widzicie, wymagała, aby kogoś zelżyć.


Pierwszy zaśmiał się Aramaj.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz