niedziela, 14 marca 2010

zajęte!

Czuję, że powinnam zająć stanowisko.


Bo tak śliską piersią dotykam się zioła: tu o pogodzie zagaję, tam o nastrojach minorowych, a sprawy fundamentalne czekają, by je poruszyć.


Zatem: co mję dotyka?


Do żywego dotyka mnie program rozrywkowy o wdzięcznej nazwie „Magiel towarzyski”.


Tematyka, owszem, bliska memu sercu. Lubię ci ja Pudelka i innych jemu podobnych i choć nie buduję na nich swojego bądź co bądź światopoglądu, to chętnie zaglądam, by na swych instynktach bujnych choć niskich dać sobie pożerować. Co mi tam, nie ubędzie mi ich przecież!


I teoretycznie „Magiel” wpisuje się w ten właśnie główny nurt moich zainteresowań.


Niestety, praktyka rozczarowuje. Nieprzyjemny jest to program w wielu względów. Odbiorowi, miast szczerej zwierzęcej radości z cudzego nieszczęścia na przykład Eyty Górniak, towarzyszą odczucia z gatunku przykrych, oraz niepożądanych, takie jak: żal, pustka, zniechęcenie, zniesmaczenie, rozczarowanie, oraz tak się górna warga podnosi charakterystycznie.


Bo tak patrzę i patrzę i nierozerwana taka się czuję, zawiedziona, znudzona, zła. Rozmyślam o tym, że nigdzie na świecie chyba nie ma drugiej takiej pary, co to i nieładna by była i niezabawna na domiar, bez polotu, bez wdzięku, głosiki skrzekliwe, oczka rozbiegane (jak wyglądam, jak wyglądam), marudzą coś, zrzędzą, stękają, krzyczą, uwłaczają jakoś tak: mnie, nie mnie? Edycie? Komuś. Niesympatyczni, przemądrzali, drażnią. Scenografia kiepska, kamera się buja, ogólna przykrość i dyskomfort.


Słabe. Nudne. Cienkie.


Jak dupa węża, co śliską piersią.



No. Wolne!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz