Z okazji zbliżającego się wielkimi krokami Dnia Dziecka życzę wszystkim milusińskim, aby ich kochający, rozumni rodzice zapinali ich w fotelikach samochodowych.
Zgłaszam ten niewygodny postulat, ponieważ to, co jest mi dane obserwować podczas działań zdawczo-odbiorczych w przedszkolu mnie zdumiewa. Ale to może dlatego, że nadmiernie zdumiewająca się jestem.
W zasadzie wszystkie konfiguracje należy przyjąć za oczywiste: dziecko luzem na tylnej kanapie to wariant najmniej hardcorowy. Mój ulubiony widoczek, to synuś podróżujący na stojąco, ciekawie spozierający spomiędzy siedzeń na drogi i bezdroża.
(Wiem, znam, sama to bardzo lubiłam, jeśli oczywiście pies mnie przepuścił, bo on miał zawsze pierwszeństwo i pełny garnitur srogiego uzębienia).
Są jeszcze trzylatki zapięte pasem pod szyję na przednim fotelu, dziecięcia luźno podróżujące w niezapiętym foteliku, coby nie krępować swobody i wystawiające płowe główki do pasa przez okno.
Jednak najfajniej mieć tatę z quadem. Tata z quadem bowiem robi fan i szyku zadaje, wlokąc potomstwo na sankach za sobą w oparach spalin, lekko tylko obryzgane błotem pośniegowym. Inne dzieciary są sine z zazdrości, a mamuśki mają mientkie kolana. I o to chodzi. A że się dzieciątko wykopytrnie pod koła innego uczestnika ruchu drogowego? Naprawdę?
Wiem, wiem, to ja jestem głupia i przewrażliwona.
Osoby wierzące wierzą i wiedzą, że istnieje anioł stróż. A taka histeryczna kretynka ze wszystkiego widły robi. Wtyka nos w nie swoje sprawy.
Wiem, i przepraszam: jestem psychicznie zwichrowaną sadoterrorystką o chorej wyobraźni, która nie ruszy, jeśli wszystkich bachorów nie pozapina, nie skrępuje, nie omota, nie udręczy.
A przecież to tylko 600 metrów, 295 metrów, a może nawet 107. O, jak stąd do tamtego kiosku ruchu. Albo jeszcze bliżej, do tej latarni. Naprawdę szkoda sensu.
A odwal się, krowo!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz