wtorek, 5 lipca 2011

she cameleon, czyli o próbie przeczesania

Dobra, zrobiłam to.


To, czego zwykle nie robię, bo jeśli jednak, to potem mam mjęszane uczucia oraz szereg dolegliwości psychosomatycznych takich jak: depresyjka, lekki absmak, ukłucia zazdrości, zwatolenie mózgu, wyrzuty sumienia, anoreksję, bulimię, tanoreksję i zniechęcenie. Oraz przekonanie, że trzeba było jednak tego nie robić, tylko posprzątać piwnicę albo odkurzyć samochód bo, bynajmniej, szkoda czasu.


Ale nie. Zrobiłam to i teraz mam. Mam o czym rozmyślać w długie, dżdżyste wieczory.


Kupiłam Twój Styl. Nienawidzę Twojego Stylu, ale uczyniłam to, bo kartą płaci się od 20 i trzeba było coś zrobić, aby osiągnąć wymarzony pułap. No to osiągnęłam i teraz mam.


Mam Twój Styl. Mój Styl. Mój? Tak, mój. Mam paragon.


A w nim Joanna Przetakiewicz. I nie tylko zresztą w nim. W WO Ekstra też. Przetakiewicz Joanna. I pewnie w kilku innych periodykach także. To jakaś mańja!
Na szczęście w lodówce stary, dobry, przywiędły bakłażan. Uff.


Nie będę tu streszczać heroicznej biografii pani Joanny, kto ciekawy niechaj sięgnie do powyższych źródeł. Mnie bardziej zainteresował aspekt wizualny, przeniesienie akcentów. No bo to co widzimy na fotografiach, to piękna kobieta w nieokreślonym wieku zaopatrzona w plastikowe cycki i gumowe usta z najlepszych dostępnych polimerów. OK. Są to jednak dobra często niedościgłe dla przeciętnej narzeczonej. A jak wiemy, pani Joanna jest narzeczoną dosyć wyjątkową.


Ale ja nie o tym. Tylko o tych akcentach. Akcentach tanich i ogólnodostępnych. Utylitarnych.


Zatem patrzymy na fotografie i coś nam mówi: tu zaszła zmiana, nie znamy tej pani. Widzimy ją na oczy po raz pierwszy, a przecież jesteśmy stałą bywalczynią pudla i niejedno o niejednym wiemy. I pewnie nie raz widzieliśmy milijonera w czułym uścisku z narzeczoną. Ale to nie była TA narzeczona. Jesteśmy tego pewni. Jako że cierpimy na nerwicę natręctw i nie obce nam jest tracenie czasu na duperele, zaczynamy gmerać w źródłach i odkrywamy amerykę: Joanna się przeczesała!
Przeczesała, pobladła i zrobiła sobie oko. Zrezygnowała też z bycia kruczobrewą.
I co? I jest jak nowa!


Oto dowody. Tu nieprzeczesana. Tu przeczesana.


I tak, pod wpływem zbawiennej lektury, podjęłam impulsywną decyzję o natychmiastowym przeczesaniu. Nie mam tylko pomysłu, w którą pójśc stronę. Przedziałek na prawo czy na lewo.
Bo tak: blada jestem jak maca i już zblednąć będzie trudno. Brew mam kruczą od samości, nic, najwyżej ją rozjaśnię, włosy zawsze można najpierw na platynę, a potem z powrotem na asfaltowo. Czyli trzeba będzie wesprzeć się efektem kozy, ale nic to.
No i to oko. Trzeba popracować nad wyodrębnieniem oka. Można by spróbować wytrzeszczyć. Na początek kupiłam więc sobie różowy tusz Maybelline i już koleżanki powiedziały mi, że mam rzęsy, jak krówka milka.


Czyli że jest progres.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz